Wpis z mikrobloga

#opowiadanie #tworczoscwlasna

Siedzieliśmy w klubie, w piątkę osób. Fajne chłopaki. Znałem ich od niedawna z nowej pracy. Miłe zaskoczenie po poprzednich znajomościach z roboty. Nie rozmawiali w kółko o sytuacjach z pracy. Można powiedzieć, że unikali tego tematu jak ognia. Bardzo mi to pasowało. Nic tak nie potrafi #!$%@?ć jak spotkanie ze znajomymi, którzy wsiąknęli w robotę tak bardzo, że ta zasłania im cały horyzont. Albo to robota się w nich tak zagnieździła. Jak pasożyt. Odbierając po powoli wszystkie marzenia. #!$%@? z tym.

Siedzieliśmy tak w piątkę, w tym małym klubie i pletliśmy trzy po trzy.


- Za raz wracam. Za dużo wypiłem. – powiedziałem. Wstałem i udałem się do baru. Usiadłem, złapałem kontakt wzrokowy z barmanem i nie odpuszczałem mu dopóki nie podszedł.

- Black Labela z lodem. Dwie kostki.

Barman skinął lekko głową i odszedł przyrządzić drinka.

- Postawisz mi coś? – odezwała się blondynka po prawej. Odwróciła się do mnie i leniwie podparła głowę na ręce.

Cholera, miała coś w sobie. Założyła czarną sukienkę z dekoltem, do którego wpadał czerwony naszyjnik. Usta też miała czerwone. I bawiła się nimi jakby chciała je podgryźć.

Nie miałem ochoty wydawać kasy na kogoś innego, niż ja sam. Znów złapałem barmana wzrokiem i poczekałem aż podejdzie. Niósł już moją szklankę.

- Dla niej Jagermeistra z RedBullem. – rzuciłem krótko. Ten nic nie odpowiedział. Poszedł na drugi koniec i wziął się do roboty.

- Nie przepadam za tym, mogłeś zapytać. – lekko posępniała gdy to mówiła.

- Bar nie jest sprawiedliwy. Trzeba brać co daje.

Spojrzała na mnie krótko i nic nie powiedziała. Przed nią pojawił się drink.

- Pijmy. – uniosłem szklankę i wypiłem do dna. Blondynka zrobiła to samo. Wstałem i wróciłem do chłopaków.

Siedzieliśmy jakiś czas, gadaliśmy co nam ślina na język przyniesie i popijaliśmy piwem.

- Wstawiłem się już. Musze chwilę odsapnąć. – oznajmiłem i ruszyłem w stronę baru. Blondynka dalej tam siedziała. Sama. Leniwie kręciła palcem loczka. Usiadłem w tym samym miejscu co wcześniej. Tym razem miałem szczęście, barman jakby czekał na mnie w pogotowiu.

- Dla mnie Black Labela z dwoma kostkami lodu a dla niej Red Stage’a z sokiem z limonki.

Nie odezwaliśmy się do siebie. Czekaliśmy cierpliwie na nasze drinki. Kątem oka widziałem, że nie spuściła ze mnie wzroku. Barman postawił przed nami zamówienie.

- Nie zapłaciłeś jeszcze za poprzednie – przypomniał. Wyciągnąłem kartę i mu podałem. Nabił kwotę, potwierdziłem PIN i chwyciłem za mój alkohol.

-Zdrowie.

- Fajny jesteś. Dzięki za towarzystwo – uśmiechnęła się. Zmrużyła lekko przy tym oczy. Ładnie to wyglądało.

- Przestań. Wiem co knujesz, nie dam się w to wciągnąć. Jestem już zalany. I chyba też bez kasy. Zdrowie. – wypiliśmy na raz. Wstałem i wróciłem do kumpli.

Nie wciągałem się już z nimi w rozmowę. Widziałem, że blondynka siedzi dalej. Sama i w tym samym miejscu. Rozglądała się spokojnie po klubie, raz po raz zatrzymując się na mnie, machając przy tym palcami. Bez słowa opuściłem boks i znów usiadłem przy barze. W tym samym miejscu, obok blondynki.

- To co wcześniej – powiedziała do barmana i wyciągnęła do niego banknot. Wypiliśmy czym prędzej.

- Jesteśmy #!$%@? gatunkiem – odezwałem się do niej. – Łatwiej nam znaleźć partnera do chlania niż miłość.

- Szukamy tego, co nam bliżej do nas samych.

- Panie barmanie, dwie wódki. Czyste. – po czym odwróciłem się do blondynki. – I to było na tyle. Ostatnie grosze z konta.

Wypiliśmy.

- Chcesz trochę przetrzeźwieć? – zapytała i ruszyła w stronę pustej części klubu. Miała niezłe nogi, zgrabne nogi. Wstałem chyba tylko po to żeby nie stracić ich z oczu. Dostrzegła to, uśmiechnęła się i zaczęła kręcić tyłkiem. Co za fenomen.

- Nie umiem tańczyć. I nie umiem pić. Tańczę tak jak pije, krótko i bez polotu – powiedziałem do niej.

- Nie marudź.

Zarzuciła mi ręce na szyję i zaczęła się ruszać. Kręciła biodrami, a ja starałem się dopasować. Chyba nieźle mi wychodziło bo odwróciła się tyłem i pozwoliła objąć w talii. I nadal przy tym oplatała moją szyję. Dire Straits i ich „your lates trick” nieźle na nią działało. Utwór wreszcie się skończył więc wróciliśmy do baru.

- Idę do toalety. – uśmiechnęła się i poszła.

- Coś podać? – zapytał barman.

- Nie.

Wróciłem do boksu. Rozmawialiśmy dalej o pierdołach. Blondynka długo nie wracała. Zacząłem pić następne piwo, które przyniósł nieźle już wstawiony koleś z roboty. Zdążyłem już dopić połowę gdy pojawiła się przede mną szklanka. Whisky z lodem.

- To od niej – powiedział barman wskazując na blondynkę. Siedziała sama, w tym samym miejscu przy barze. Usiadłem obok niej. Wzniosłem szklankę, skinąłem głową i wypiłem.

- Na zdrowie – odparła chichocząc i przybiła denko w swoim drinku.

- Powiedz mi, czego szukasz? – zapytałem.

- O co Ci chodzi?

- Siedzisz tutaj sama.

- Nieprawda.

- No dobra. Ale sama zaczęłaś.

- Miałam ochotę.

- Często tak masz?

- Ale co?

- Ochotę.

- Nawet się nie znamy.

- Ochotę sama siedzieć.

- Tylko jak czegoś szukam.

- Miłości?

- Partnera do picia.

- Jestem już spłukany. I ostro pijany.

- Nieszkodzi. Panie barmanie – zawołała lekko – proszę jeszcze raz to samo. – i wyciągnęła banknot.

Wypiliśmy.

- Jesteś inny niż reszta tutaj. Nie wyglądasz jakbyś potrzebował towarzystwa żeby się zalać.

- Bo później bełkoczę. Nawet na szczerość się nie umiem zebrać.

- I miłości też.

- Co miłości.

- No potrzebował jej, tej miłości.

- A na co mi, skoro mogę się w spokoju urżnąć.

- Chodźmy do Ciebie.

- Nie możemy. Ona tam jest. Teraz już śpi. Ale jak tylko się położę do lóżka natychmiast się do mnie tuli. I oplata. Zupełnie jakby całą noc na to czekała.

- Aha.

- Chodźmy do Ciebie.

- Kochasz ją?

- Tylko ją.

- Nie zrobię jej tego.

- Nawet jej nie znasz.

- Może kiedyś jeszcze się uda. – i wyszła.

Cholerna blondynka. Miała więcej klasy i przyzwoitości niż my wszyscy tutaj razem. A ja chyba najmniej spośród nas.