Wpis z mikrobloga

li, jak na skazanie. Wstawałem rano jak automat, a na dzień dobry zamiast śniadania (którego i tak nie mogłem w siebie wcisnąć) miałem potężną dawkę stresu w postaci obaw o na maila nie odpisanie czy raportu nie dokończenie.

Każde kolejne dni, przemijały mi, niczym krajobraz obserwowany z okna pędzącego pociągu. Ciąg rutynowych czynności. Weekendowy tata, a i to nie szczególnie, bo byłem jak wymięta ścierka, która tylko chciała odpocząć.

I wiecie co,