Wpis z mikrobloga


Fragment książki Krzysztofa Kamińskiego pt. „Ojciec Klimuszko: Życie i Legenda”
Przeczytać do końca:

Co nas spotka
Ci, którzy osobiście znali ojca Andrzeja mogą do przykładów prekognicji zawartych w jego książce
dopisać wiele innych. O dwu przypadkach opowiada Wanda Konarzewska:
— Wyjeżdżaliśmy razem z Genewy. Rano, przy śniadaniu, ojciec Klimuszko był jakiś taki nie w
sosie. - Nie chciałbym lecieć dzisiaj - odzywa się nagle - będą kłopoty. W końcu jednak
pojechaliśmy na lotnisko. Zbliżała się godzina rejsu, a ja przypomniałam sobie, że w hotelu
zostawiłam dokumenty i bilet! Zdenerwowana myślę, co robić. Pytam głośno: - Zdążę? A on: Jedź
śmiało, zdążysz. Szybko obróciłam taksówką, wracam na lotnisko, a tu odlot spóźniony. Ojciec
Andrzej to przewidział. Innym razem oboje byliśmy na sympozjum W Poznaniu, on przyjechał jak
zwykle z Elbląga, ja z Warszawy. W pewnej chwili zakomunikował mi, że dostałam nagrodę. Jaką?
Nie o tym nie wiedziałam. Wróciłam do ` Warszawy i dowiaduję się, że czeka mnie nagroda prezesa
Radiokomitetu za całokształt pracy w 1976 roku!
W końcu lat siedemdziesiątych w elbląskim klasztorze wizytę złożyli: pisarz Tadeusz Konwicki,
redaktor tygodnika „Literatura” Gustaw Gottesman i poeta, prozaik, dramaturg Ireneusz Iredyński.
Tylko nieliczni od razu wiedzieli, co wydarzyło się pod- czas tego spotkania. Upłynęło wiele lat,
zanim wspomnienie wieczoru z ojcem Andrzejem znalazło się na kartkach książki Kon- wickiego
„Wschody i zachody księżyca”.
„Już kilka razy wcześniej, przy innych okazjach, próbowałem księdza Klimuszkę nakłonić, żeby
powiedział, jaka będzie przyszłość Polski, czyli nas wszystkich nadwiślańskich chłopów-
robotników. Ksiądz wzdragał się przed świętokradztwem, zasłaniał się etyką jasnowidzącego fachu
i kategorycznie odmawiał, choć przeczuwaliśmy, nie przeczuwaliśmy - wiedzieliśmy prawie
namacalnie, że ksiądz coś wie, ale nie chce powiedzieć. No i tego wieczoru, przy stocku, przy
wspominkach, przy tej intymności wieczornej, kiedy jeszcze nie zapalono lampy, natarłem cicho,
zdecydowanie na osłabionego jasnowidza. Bronił się, wykręcał, robił uniki, aż w końcu szeptem,
konspiracyjnie powiedział mniej więcej takimi słowy: „Chłopy, będzie dobrze. Przed Polską
pięćdziesiąt takich lat! Tu uniósł prawy łokieć do góry znacząco. Nadchodzi czas Polski i upadku
jej wrogów. Przed Polską widzę jasność i wstępowanie do góry. Będzie bardzo dobrze, tylko cicho
sza.
Można byłoby się śmiać z takiej wróżby, gdyby nie to, że później ni z tego, ni z owego Polak został
papieżem, polskie lobby zaczęło brać stery w tym i owym kraju, że nawet Polak dostał Nobla. Nie
będę tu wspominał o sierpniu 1980 i o tym, co przed nami świta, a W co święcie wierzę, kłaniając
się nisko duchowi o. Andrzeja, czyli księdza Klimuszki, tego cudownego świętego z Grodna, który
tylu ludziom ulżył w cierpieniach, tylu podniósł na duchu, a tylu innym pomógł zrozumieć
niezrozumiały sens naszej beznadziejnej egzystencji”.
Taką samą wizję Polski miał zapewne na myśli o. Andrzej, pisząc w swojej książce:
„Widzeń swoich o charakterze ogólnoludzkim ani też żadnych przepowiedni nie podaję choćby
dlatego, aby nie były fałszywie interpretowane. Na marginesie zaznaczam, że widziałem tragiczne
losy trzech narodów. Jeśli chodzi o nasz naród, to mogę nadmienić, że gdybym miał żyć jeszcze lat
50 i miał do wyboru stały pobyt dla siebie w dowolnym kraju na świecie, wybrałbym bez wahaniajedynie Polskę, pomimo jej nieszczęśliwego położenia geograficznego. Nad Polską bowiem nie
widzę ciężkich chmur, lecz promienne blaski przyszłości”.
Wanda Konarzewska zapamiętała jeszcze jedno stwierdzenie, dotyczące tej samej przepowiedni:
„Polska będzie Źródłem nowego prawa na świecie, a kraj ten zostanie tak uhonorowany wysoko jak
żaden w Europie. Będzie jakaś wojna w Europie, ale to nie przejdzie przez teren Polski”.
Może wiedział już o tym, co nastąpi w Jugosławii w latach dziewięćdziesiątych?
Zapytany przez Konarzewską o losy najbliższych sąsiadów, odparł: - Czechosłowacja połączy swój
byt narodowy z Niemcami w ramach tej samej państwowej federacji, a Rosja sowiecka rozpadnie
się. Na wschodniej granicy będzie silne państwo ukraińskie.
Jak Polska w przyszłości może być silna między takimi dwoma potęgami? - dziwiła się.
„Polsce będą się kłaniać narody Europy. Widzę mapę Europy, widzę orła polskiego w koronie.
Polska jaśnieje jak słońce i blask ten pada naokoło. Do nas będą przyjeżdżać inni, aby żyć tutaj i
szczycić się tym”.
Można powiedzieć, że ta zapowiedź spełniła się już w dużej części. Nie ma Związku Radzieckiego,
Ukraina cieszy się odzyskaną niezależnością. Coraz więcej rodzin, nie tylko zza wschodniej
granicy, przeprowadza się do nas, bez względu na dotychczasowe obywatelstwo. Wielu
obcokrajowców podejmuje studia w Polsce. Polskiego nauczyli się ludzie prowadzący interesy w
naszym kraju, także duchowni pracujący w Watykanie podczas pontyfikatu Jana Pawła II. Język
swojego poprzednika stara się opanować kolejny Pasterz Kościoła Rzymskokatolickiego Benedykt
XVI. Taką właśnie przyszłość Klimuszko przepowiadał jeszcze przed 1980 rokiem.
Marian Cieciuch w książce „Przepowiednie o papieżu Polaku” powołuje się na relację Zbigniewa
Żakiewicza, któremu w maju 1980 roku Klimuszko powiedział: „Najbliższe lata niebezpieczne i
krytyczne. Polska je przeżyje. Jedynie grozi klęska głodu. (...) Kraj ten oczekują lata świetności.
Jest to szczęśliwe miejsce. Gdybym się miał drugi raz urodzić, chciałbym przyjść na świat tylko w
Polsce. Niech Polacy z całego świata wracają nad Wisłę, tu im się nic nie stanie.”
Na łamach katolickiego pisma „Gwiazda Morza” autor ten kontynuuje wspomnienia: „Wynikałoby
z tego, że na Świecie ma się jednak «coś stać». W tym wypadku ks. Klimuszko zachowywał
kamienne milczenie. To, że Polska ma być «miejscem szczęśliwym» tłumaczył (jak przystało na
kapłana) milionami męczenników, którzy się za nami wstawiają u Boga. Nie zaprzeczał też, że ową
wizję szczegółową co do losów Polski. polskiego papieża (którego przyjście przewidział) otrzymał
od polskiego oficera, który miał się mu ukazać nad Wisłą, ranny z obandażowaną głową".
A oto inna wizja o. Andrzeja: „Widziałem żołnierzy przeprawiających się przez morze na takich
małych, okrągłych stateczkach, ale po twarzach widać było, że to nie Europejczycy. Widziałem
domy walące się i włoskie dzieci, które płakały” - powiedział któregoś dnia Wandzie
Konarzewskiej. - To wyglądało jak atak niewiernych na Europę. Wydaje mi się, że jakaś wielka
tragedia spotka Włochy. Część buta włoskiego znajdzie się pod wodą. Wulkan, albo trzęsienie
ziemi? Widziałem sceny jak po wielkim kataklizmie. To było straszne!
Warto W tym miejscu zacytować komentarz Mariusza Karlińskiego z książki „I co to z nami
będzie”: „Znany jasnowidz Klimuszko widział w światowej katastrofie wojennej totalną zgubętrzech narodów (nie podano jakich) a także coś w rodzaju wojny z niewiernymi w rejonie
śródziemnomorskim, gdzie widział lądowanie wojsk arabskich na dziwnych, okrągłych stateczkach.
Myślę, że byłoby to rozwinięcie kilkunastoosobowych, skórzanych okrągłych łodzi, używanych na
Eufracie - skóry napięte na lekkim szkielecie. Oczywiście w razie skonstruowania większego
wariantu takich łodzi, trzeba by użyć jakiegoś skórzastego plastiku i duralowego lub bambusowego
szkieletu, a także jakiejś trakcji - albo silniczek przyczepowy w każdej łodzi, albo pociąg łódek
holowany przez mały stateczek. Przy odpowiedniej konstrukcji można by zaryzykować - przy
stosownej pogodzie - przeprawę z prędkością kilkunastu km na godzinę. Taka przeprawa zajęłaby
nocą ok. 8 godz. na Pantellerię i z 10 następnie na Sycylię. Gorzej przez Sardynię i Korsykę - noc
by nie wystarczyła. Oprócz tego takie łodzie są jak pontony, silnie dryfują przy lekkim wietrze.
Oczywiście ta wizja Klimuszki mogłaby się ziścić jedynie w przypadku ozszerzenia się kryzysu
kuwejckiego i opowiedzenia się Turcji przeciw Europie i Ameryce”.
Tyle autor komentarza.
Zapowiedź przyszłości naszego kontynentu usłyszał od jasnowidza także ks. Mieczysław
Józefczyk, dziekan dekanatu elbląskiego, zarazem proboszcz parafii pw. św. Mikołaja. W książce
„Elbląskie drogi” zamieścił wspomnienie wraz z własną interpretacją, cytowane także winnych
publikacjach: „Pod koniec życia opowiadał o swojej wizji przyszłości Europy. Miał ją dotknąć jakiś
kataklizm, którego rodzaju nie mógł określić. Sugerował jednak, że Polska wyjdzie zwycięsko z
tego kataklizmu, ominie ją nieszczęście i będzie krajem najbezpieczniejszym w Europie. Wydaje
się, że to niezbyt jasno sformułowane widzenie dotyczyło przemian transformacyjnych w Polsce i
tej części Europy, która znalazła się pod dominacją sowiecką”.
W końcu lat siedemdziesiątych, wizytę Franciszkaninowi z Elbląga złożył pisarz Wojciech
Żukrowski. Zaskakujące wspomnienie tego spotkania przedstawił Wiele lat później na łamach
„Wiadomości Kulturalnych”:
„Widziałem jak księdzu Andrzejowi pojaśniały oczy, uznał mnie za wtajemniczonego, nieledwie za
kompana, bo pochwycił obu rękami za dłoń i zaczął szeptem:
- Ja teraz miewam różne widzenia, tak straszne, że nawet niechętnie o nich mówię, bo jeszcze kto
opacznie zrozumie. One mnie dopadają w biały dzień, aż staję jak wryty, bez oddechu...
Proszę, niech ojciec mi opowie, ja się nie zlęknę - dziś wam się przyznam, że byłem tylko ciekawy
co się przed nim odsłoniło.
- Idę zamyślony korytarzem i nagle mi się rozstępuje na końcu ceglana ściana, zaczyna drgać i
jakby się rozwiała. Podchodzę bliżej i sięgam wzrokiem daleko i z bardzo wysoka, jak
kosmonauta... Ogarniam niemal całą planetę, rozumiesz, całą. Ona się przede mną rozściela płasko.
Nie wiem jak to możliwe, ale tak było kilka razy.
Wojna wybuchnie na Południu wtedy, kiedy będą zawarte wszystkie traktaty i będzie otrąbiony
trwały pokój. Rosję zdradzą jej sąsiedzi. Nie, nie my! - żachnął się, jakby odgadł moje myśli. -
Ogniste włócznie uderzą w zdrajców. Zapłoną całe miasta. Potem rakiety pomkną nad oceanem,
skrzyżują się z innymi, spadną w wody morza, obudzą bestię. Ona się dźwignie z dna. Piersią
napędzi ogromną falę. Widziałem transatlantyki znoszone jak łupinki... Ta góra wodna sunie ku
Europie. Nowy Potop! Zadławi się w Gibraltarze! Wychlupnie do środka Hiszpanii, wleje się naSaharę, zatopi włoski but aż po rzekę Pad. Zniknie pod wodą Rzym ze wszystkimi muzeami, z całą
cudowną architekturą... Morze pokryje archiwa, wszystkie dokumenty opatrzone pieczęcią tajności
teraz już będą na zawsze utracone...
To dziwne, jak na to patrzyłem, stałem jak żona Lota skamieniały, nie ludzi było mi żal, tylko
skarbów kultury, tego dziedzictwa ludzkości. Przepadną obrazy mistrzów, te rzeźby geniuszów, te
zbiory gromadzone przez pokolenia. Rękopisy sprzed lat, świadczące żeśmy próbowali pojąć
tajemnice stworzenia i szukali po omacku Stwórcy.
- A papież?
- Nie widziałem go. Może już nie żył... Może był na jednej ze swoich pielgrzymek gdzieś na
drugim końcu globu? Widziałem z bliska ścianę wody idącą na Paryż, była wyższa od Wieży
Eiffla... Spływając w głąb lądu porywała ludzi, którzy się czepiali poręczy na balkoniku, u szczytu.
Wody sunęły straszną potęgą, czułem w nich moc żywiołu, który wszystko zmiecie. Widziałem
statki zanim się wywróciły dnem porośniętym zielono...Kotłował się zwał porwanych dachów,
zlizanych autobusów i gęstwa ciał ludzkich, kataklizm zapierający dech. A ja to widziałem jak z
balkonu, cały obszar aż po horyzont. Te wody szły przez Niemcy aż tutaj. Sięgnęły Polski. -
Wpatrywał się we mnie oczami szalonego proroka wieszczącego królestwu zagładę. - Tu, gdzie my
dziś jesteśmy, będzie morze. Woda pokryje mój cmentarzyk. Chyba pan wie, że tu jest depresja? Z
Kaszubii zostanie kilka wysepek.
- Pojmuję, tylko kiedy się to stanie? - otrząsnąłem się jak ze złego snu.
- Pan Bóg jest poza czasem. On nie używa naszego kalendarza. A ludzie się modlą, proszą co dnia o
miłosierdzie, wstrzymują karzącą dłoń.
(...) Ksiądz nachylił się ku mnie, ujął krzepko za ramiona.
- To wcale nie jest znów tak odległe. Ja już tego nie zobaczę. Umrę pierwszy. Potem zrobią wariata
z tego, co dziś nami rządzi, przewrót w Białym Domu, tym naszym. Ale pan jeszcze to zobaczy na
własne oczy, przyszłość jaka się przede mną odsłoniła. Wtedy pan pomyśli: Ten zielarz miał rację,
że się zatrwożył wizją potopu. (...)
Kilka razy ojciec Andrzej wypowiadał się na temat papieży. Jednym ze świadków jego proroczych
słów był ojciec Lucjusz. Tak zapamiętał moment wyboru w 1978 roku Jana Pawła I (Albino
Lucianiego):
- Już papież wybrany, siedzimy w refektarzu w wesołych nastrojach, tylko Klimuszko smutny. - Po
co go wybrali, on będzie krótko żył i nic nie zrobi.
- Ee - mówimy - co gadasz, chłop jak dąb. Na to on swoje: - No, ja tak widzę. Nadszedł koniec
września, trzydziesty siódmy dzień pontyfikatu. Byliśmy wtedy obaj w Splicie. Po rannej mszy, w
drodze na śniadanie podchodzi do nas gwardian tego klasztoru i powiada: - Papa mortuus.
Stanęliśmy chwilę. W milczeniu idzie- my alejką ogrodową. Klimuszko złapał się za głowę i mówi:
- Boję się Klimuszki!
Niedługo potem, w elbląskim klasztorze, podczas watykańskie- go konklawe, bracia pytali o.
Andrzeja: Kto zostanie papieżem? Powiedział: - Jeśli Włoch nie wyjdzie, to wyjdzie Wojtyła. Jego
słowa potraktowali jako żart. Tymczasem jeszcze tego dnia przepowiednia spełniła się dosłownie naoczach świadków.
Rano, w dniu wyboru Jana Pawła II odwiedził ojca Andrzeja jego znajomy, Bogumił Paliwoda. Po
długiej rozmowie, przy pożegnaniu zakonnik powiedział: - Zaraz będziemy mieć polskiego papieża.
Jego gość nie wierzył, że może to potraktować poważnie...
O. Cezar Czesław Baran, wspomina jeszcze inną wypowiedż Klimuszki, dotyczącą Jana Pawła II.
Okazuję mu fotografię papieża i pytam: - Jak określiłbyś jego rządy? Odpowiedział: - Będzie jednym z
największych papieży. Od niego nastanie nowa era Kościoła. Cały świat zadziwi. Od niego będzie się
liczyć nowa epoka Kościoła i Polski. Imię Polski rozsławi po wszystkich krajach ziemi. Inne narody
będą się uczyć naszej historii i języka. Dla Kościoła jego panowanie będzie bardzo pomyślne.
Już bliski śmierci, w sierpniu 1980 r., w obecności wielu osób ojciec Andrzej pytany o to, czy Wolne
Związki Zawodowe powstaną, powiedział „związek powstanie i to dwukrotnie”. Nikt wtedy nie
domyślał się, co znaczą te słowa, dziś wiemy, że były zapowiedzią wydarzeń z lat 1980 i 1989.
Wśród wielu faktów przewidzianych przez o. Andrzej a, sprawdziło się i to, co powiedział malarce
Danucie Duch z Kwidzyna, gdy w latach sześćdziesiątych, w Elblągu spytała go o losy dwóch synów.
Usłyszała: „Starszy (Leszek) zostanie lekarzem, będzie żyć intensywnie ale krótko. Młodszy
(Włodzisław) jest bardzo zdolny, wartościowy, widzę go wysoko, na dwu katedrach”.
- Przecież Leszek zdaje na historię? - zdziwiła się.
- Mówię ci, że będzie lekarzem! - powtórzył jasnowidz.
Po powrocie do domu, zastała przygnębionego syna. Egzamin pisemny poszedł mu dobrze, nie brakło
mu wiedzy historycznej, jednak z powodu zbyt wielu błędów w pisowni, jego pracę oceniono
negatywnie. Po nieudanym starcie na studia historyczne, podjął pracę w szpitalu jako sanitariusz.
Znajomi lekarze wciągnęli go do nowej profesji. Po roku zdał na Akademię Medyczną, został lekarzem,
pracował w Kwidzynie. Żył naprawdę krótko: w wieku 32 lat zmarł po przejściu drugiego
zawału...Włodzisław celująco zdał maturę, studiował fizykę. Za pracę magisterską, potem doktorat,
otrzymał nagrody ministra. Poświęcił się pracy naukowej, został profesorem na Uniwersytecie M.
Kopernika w Toruniu. Pracuje na Wydziale Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej, prócz tego
wykłada na uczelniach niemal całego świata - od Berlina po Tokio i Los Angeles.
C.A. Klimuszko potrafił godzinami rozprawiać z Wandą Konarzewską o przeznaczeniu i wizjach
przyszłości. Jedną z jego refleksji zapamiętała szczególnie. Mówił: „Jeżeli widzę, co będzie, to znaczy,
że myśmy już żyli kiedyś albo się nam już raz coś przyśniło. Albo - wszystko jest z góry ułożone”.
Wyjaśnił jej, że jeśli odczuwa parapsychicznymi siłami napięcie sygnalizujące nadchodzące
nieszczęście, sam potrafi zmienić swoje życie, ominąć zagrożenie. W przeciwnym razie los go
specjalnie doświadcza. Nie odbiera ostrzeżeń, żeby celowo przeżyć trudności. Jego przeznaczenie jest
takie, a nie inne właśnie po to, by modelować jego człowieczeństwo.
Na koniec jeszcze jedna przepowiednia, tym razem dotycząca samego jasnowidza, opisana w książce
„C. A. Klimuszko - patriota lokalny wykraczający ponad przeciętność”. W 1974 r. jednym z gości
zaproszonych na uroczystość jego 40. lecia kapłaństwa był ks. Mieczysław Józefczyk. Zapraszając go,
jubilat powiedział: „Bo ja proszę księdza dziekana, nie doczekam pięćdziesięciolecia”...
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach