Wpis z mikrobloga

Dziś o 22 NASA ogłosi zwycięzców drugiej rundy kontraktu na zaopatrywanie stacji ISS

Obecnie, jeszcze w ramach pierwszej rundy kontraktu, ładunki na ISS dostarczają:
- SpaceX, z własną rakietą Falcon 9 i własnym statkiem: kapsułą Dragon (wersja towarowa, a.k.a. v1). Latem tego roku, SpaceX straciła ważny transport na ISS, gdy ich rakieta eksplodowała. Szybko się jednak po tym poskładali i już w grudniu odnieśli ogromny, podwójny sukces: w pięknej misji wynieśli 11 satelitów naraz i po raz pierwszy w historii wylądowali pierwszym stopniem klasycznej rakiety orbitalnej z powrotem na miejscu startu. Plusem SpaceX są niskie ceny i supernowoczesna technologia. Dragon jest dość niewielki, ale ma osłonę termiczną. Więc nie tylko może dowieźć ładunek na ISS, ale również zabrać fizyczne wyniki eksperymentów na Ziemię. Kombinacja Dragon+Falcon 9 jest na tyle silna, że może udźwignąć naprawdę ciężkie ładunki, ale pojemność Dragona jest ograniczona. Na szczęście, ładunki mogące przetrwać w próżni można przewozić w... pojemnym bagażniku Dragona, który to bagażnik nie jest ciśnieniowy i spala się w atmosferze na końcu misji.
Ciekawostką jest to, że SpaceX wygrało też kontrakt na loty załogowe (a nie transportowe) na ISS. Tu również mają latać rakietą Falcon 9, ale tym razem z załogową wersją kapsuły Dragon -- mocno zmodyfikowanym Dragonem V2 (to w zasadzie praktycznie zupełnie nowy statek).

- Orbital Sciences, z własnym statkiem Cygnus i własną rakietą Antares. Ta ich rakieta jest niestety dość słaba i chodziła na starych, ruskich silnikach. Ponad rok temu wybuchła tuż po starcie. Orbital rezygnują z ruskich silników, ale modyfikacja Antaresa trochę im zajmie. Dlatego co najmniej dwa razy (z czego jeden już nastąpił) muszą lecieć Cygnusem na innej, sprawdzonej rakiecie. Wykupili dość drogą, ale bardzo dobrą i bezpieczną rakietę Atlas V od firmy ULA. Minusem Cygnusa jest to, że nie ma osłony termicznej, więc nie jest w stanie nic dowieść z powrotem na Ziemię. Plusem jest to, że kapsuła ciśnieniowa jest bardzo duża. Prawie 3x większa niż ta z Dragona. Więc Cygnus może przewieźć naprawdę sporo dużego ładunku.
Ale że Cygnus spala się podczas ponownego wejścia w atmosferze, nie ma nawet opcji, by przerobić go na statek załogowy.

A co z tą drugą rundą kontraktu, której wyniki poznamy dzisiaj?

Oczywiście, zarówno SpaceX, jak i Orbital -- pomimo ich wpadek -- zakwalifikowali się do ścisłego finału. Giganci w stylu Boeinga podobno (choć wciąż nieoficjalnie) odpadli. W grze została jednak jeszcze trzecia firma, z bardzo interesującą propozycją...

- Sierra Nevada Corporation. Nie mają własnej rakiety, bo zapowiadają, że ich statek będzie mógł polecieć na różnych rakietach. Póki co celują we wspomnianą wcześniej, superbezpieczną Atlas V. Ale najciekawsze jest co innego. Ich statek: Dream Chaser.

Jest to... mała, uproszczona, efektywna, zaawansowana wersja promu kosmicznego (ściślej: samego orbitera). Jedyny statek w konkursie, który nie jest kapsułą. Dream Chaser rozwiązuje problemy, przez które oryginalny wahadłowiec był nieefektywny i niebezpieczny. Statek od Sierra Nevada będzie na szczycie rakiety, więc żadne kawałki pianki izolacyjnej w niego nie walną (jak w Columbię). Jego osłona termiczna ma być wytrzymalsza i dużo prostsza w konserwacji od promu. Sam statek nie waży zaś 100 ton i nie potrzebuje ogromnej rakiety klasy Saturn V by go wynieść. Nie musi mieć też własnych, drogich silników, żeby dostać się na orbitę -- choć będzie miał bardzo porządne silniki manewrowe. W przeciwieństwie do promu, nawet gdyby coś się stało z wynoszącą go rakietą, Dream Chaser może się odłączyć tak jak np. kapsuły Soyuz czy Apollo i odlecieć na bezpieczną odległość. Będąc samolocikiem, a nie kapsułą, statek łagodnie wchodzi w atmosferę i ląduje podobnie jak prom: poziomo, na lotnisku.

Zaraz... systemy awaryjne? Osłona termiczna? Łagodne ponowne wejście w atmosferę? Bezpieczna rakieta? Czy to się dodaje?

Tak! I to do czego. Ano do misji załogowych. Dream Chaser od początku był planowany jako statek załogowy. Kontraktu załogowego nie udało się jednak wygrać w walce z SpaceX (Dragon) i Boeingiem (statek załogowy CST-100). Sierra Nevada proponuje więc teraz kontrakt towarową wersję swojego ciekawego mini-promu.

Ja tam bardzo im kibicuję. Minus jest taki, że Dream Chaser jeszcze nigdy nie latał w kosmosie. A Cygnus i Dragon już latały. Ale firmy produkujące obie rakiety zaliczyły już swoje wtopy.

Na pewno nie chciałbym, żeby SpaceX się osrało finansowo, bo im w ogólności kibicuję najbardziej -- chciałbym już widzieć tę kolonię na Marsie i tani dostęp do kosmosu ;-). Jednak SpaceX na chwilę obecną wydaje się zabezpieczone: mają załogowy kontrakt dla NASA dla Dragona v2 i świetnie im idzie pozyskiwanie kontraktów na wynoszenie satelitów komercyjnych. A może też uda się wynosić wreszcie satelity rządowe.

Jakbym wiedział, że nie opóźni to zbytnio R&D SpaceX, to -- paradoksalnie -- zamiast nich może chętniej widziałbym wśród wygranych Sierra Nevadę z ich Dream Chaserem (on niestety bardziej konkuruje z Dragonem niż Cygnusem). Bo DC mógłby skończyć jako kolejny, trzeci już amerykański statek załogowy. I to by była niezła zemsta kapitalizmu, po latach polegania na ruskich. USA mieliby Dragona od SpaceX, CST-100 od Boeinga i Dream Chasera od Sierra Nevada. Niezdobycie tego kontraktu przez Orbital Sciences byłaby też pewnie końcem Cygnusa, dla którego ciężko by było znaleźć inny rynek.

Niestety, miejsca prawdopodobnie jest tylko dla dwóch z tych trzech firm. A może NASA zaskoczy i ogłosi innego zwycięzcę? Np. Boeinga? Okaże się za nieco ponad godzinkę na NASA TV:
https://www.nasa.gov/multimedia/nasatv/index.html

#spacex #kosmos