Wpis z mikrobloga

Fuck, ale dziwne uczucie. Zrobiłem dzisiaj eksperyment pod tytułem: "masz wolny dzień, ale i tak pracujesz od 9:00 do 17:00". Zasada jest prosta: moje 'produktywne' cele mają być zaliczone przed 17:00 (i nie pracuję nad nimi więcej), a 'nieproduktywnymi' (planuję skończyć parę gier w te wakacje) mogę się zająć dopiero po 17:00.

Jak widać jest parę minut po 17:00 i wydarzyło się to, co zwykle: wpis na bloga zacząłem pisać dopiero koło 16:30. Między 16:45-17:00 spiąłem dupę i wyrzuciłem z siebie jakieś 300 słów jednym tchem, świetny flow, zajebiste uczucie.

No i wybiła ta nieszczęsna 17:00. I muszę się powstrzymywać, żeby nie jechać dalej z wpisem.

Mam się za to wziąć dopiero jutro? Ale ja chcę pracować! Teraz mi się zachciało!

Jednak każdy deadline, nieważne jak dziwny i narzucony samemu sobie, przewraca człowiekowi w głowie i zmienia mu priorytety. Dobrze wiedzieć na przyszłość.

  • 7
@GrayTzar: To dosyć dobrze znane zjawisko. U większości ludzi pojawia się samoistnie w godzinach wieczornych/ nocnych - kiedy wiesz, że i tak za chwile idziesz spać, więc chcesz zrobić jak najwięcej (jeżeli cały dzień raczej nic nie robiłeś).

Mam teraz wiele innych rzeczy na głowie, ale to ciekawy koncept: czy nie dałoby się przyjąć "dzisiaj tylko 2 godziny robisz coś produktywnie, a resztę dnia możesz robić co ci się żywnie podoba".
@Phallusimpudicus: Właśnie przesiadywanie w godzinach wieczornych/nocnych skłoniło mnie do przyjęcia takiego trybu działania. Pomyślałem sobie o tym momencie pt. "zaraz nie będzie już czasu!" i uznałem, że dobrze mi to posłuży, jeśli przesunę go na wcześniejszą porę dnia. Dzisiaj zadziałało, ale bardzo wiele rzeczy działa za pierwszym razem.

Natomiast nie sądzę, żeby pomagało myślenie w stylu "dzisiaj jesteś produktywny/a tylko przez 2 godziny", bo znając siebie, znając umysł prokrastynatora, to te
@GrayTzar: Fakty są takie:
1. Gdyby udawało się okres produktywności przesunąć na 1 godzinę po wstaniu (np. u mnie 8:00, a od 9-11 to co miałem robić), to wtedy miałbym od 11:00 do powiedzmy 23:00, czyli 12 godzin - miałbym wtedy totalnie swobodny czas, który mógłbym przeznaczyć na CELOWE #!$%@? się. Mi się to wydaje wspaniałą perspektywą.

Może zrobimy małe testy? Tylko szczegółowo opracujemy co i jak, jakie dni, jakie godziny,
@Phallusimpudicus: To jest na pewno warte przetestowania, choć nie wiem, na jaki przedział czasowy możemy się umówić. Ale jakąś tygodniową spróbę na pewno opłaca się zrobić, na przykład, nie wiem, wyrobić ze wszystkim przed 14:00? Teraz od 11:00 (bo tak wstałem) do 17:00 miałem wrażenie, że jeszcze mam trochę 'niepotrzebnej' swobody, więc może zacieśnić to o 3 godziny i będzie lepiej. Na przykład tygodniowy, dwutygodniowy test? I wrzucać wyniki na mirko
@GrayTzar:
Test będzie trwał tydzień, będę szedł spać w miarę w normalnych godzinach (23-00), rano po wstaniu śniadanie i mój poranny rytuał. Zaraz po śniadaniu 2 godziny spędzam WYŁĄCZNIE na swoim celu (powiedzmy, że jest to coś w stylu nauki języka). Resztę dnia obiecuję sobie spędzić tak jak mi się będzie podobało.

Będę zapisywał wyniki do specjalnego txt. Wynik opublikuję po tygodniu. Jak chcesz, możesz równolegle robić ten sam test :P
@Phallusimpudicus: Tego samego raczej się nie podejmę, bo 2h napieprzania zaraz po przebudzeniu to jednak za długi nieprzewany odcinek czasu - przynajmniej na razie. Ale dalej będę eksperymentował z 'godzinami pracy' i 'godzinami odpoczynku'. Zdam relację kiedy Ty ją zdasz.