Wpis z mikrobloga

@vervurax: Rozumiem audiobooki jako ksiązki dla niesłyszących, rozumiem takie czytane przez jednego lektora, jako rzecz do posłuchania w tramwaju (choć i tak bym musiał je sobie podkręcić do 200% prędkości odtwarzania), ale ich kupowania w cenie książki i podniecania się muzyczką lecącą w tle, przestrzennym pitu pitu dźsięku helikoptera i tym, że czyta Borysz Szyc to już dla mnie poziom abstrakcji nie do ogarnięcia.
@vervurax: Nie, poważnie. Ja nie chcę hejtować, ani też nie twierdzę, że słuchający "som gupi" czy coś, ale dla mnie właśnie to jest fajne w książce, że mogę sobie wyobrazić wszystko sam. Głos bohatera i dźwięk śmigłowca, i wszystko inne. Audiobook z lektorem jest pod tym względem prawie jak książka, ale taki z muzyką, indywidualnymi głosami bohaterów i efektami dźwiękowymi zabija prawie to wszystko. W zasadzie pozostawia wyobraźni tylko wygląd, więc
@ryhu: Ja lubię takie audiobooki, bo dają dużo miejsca na wyobraźnię w porównaniu do filmu, a nie wymagają całkowitego skupienia jak książki. Ogólnie lubię czytać itd., ale nie mogę tego robić prowadząc samochód, robiąc zakupy, stojąc w kolejce, pracując :) Czasem też nie potrafię wysiedzieć w miejscu, żeby dłużej poczytać. Dla mnie jest to świetny kompromis pod względem wygody i możliwości własnej interpretacji.

Do tego dochodzi element działania na zmysły. Ten
@vervurax: Ja słuchałem na audiobooku Dziewczynę z Tatuażem. Był tylko jeden lektor, który odpowiednią intonacją przedstawiał każdego bohatera. Słuchając audiobooka z efektami, czułbym się jak na Matysiakach :D

A słuchałem, bo nie miałem jeszcze kindla i było to jedyne sensowne rozwiązanie na grubą książkę w tramwaju.