Wpis z mikrobloga

[HISTORIA PRAWDZIWA]
Jestem z zamożnej rodziny, mój ojciec zarabia koło 25k miesięcznie, jest menadżerem wysokiego szczebla w korpo, ale:
Gdy miałem 12 lat u mojej matki ujawniła się ostra schizofrenia i trafiła do szpitala psychiatrycznego gdzie przebywa do dzisiaj. Gdy miałem 15 lat mój ojciec poznał nową kobietę, która miała już wtedy kilka lat młodszą ode mnie córkę. Jak miałem 16-17 lat to ta kobieta mieszkała już ze mną, moim ojcem, swoją córką z poprzedniego związku oraz małym dzieckiem, które w międzyczasie zrobił z nią mój ojciec. Macochy nienawidziłem od samego początku, zresztą z wzajemnością. Po jakimś roku wspólnego mieszkania konflikt między mną a macochą i jej córką eskalował już do fazy regularnego Mortal Kombat w domu gdy ojciec był w pracy, wliczając cepy na mordę, kopnięcia z wyskoku a'la Karate Kid, #!$%@? się meblami. Czasami ganiałem "siostrę" z grabiami po ogródku, czasami "siostra" mnie trzymała nelsonem a macocha #!$%@?ła z plaskuna. Byli psychologowie, interwencje policji, kurator sądowy i inne papieże na kiju. Raz macocha powiedziała mi, że jestem #!$%@? jak moja matka to prawie ją udusiłem (już straciła przytomność), na szczęście lub nieszczęście ojciec akurat wrócił do domu i mnie odciągnął i zamknął w piwnicy.
Jak skończyłem 18 lat to ukradłem ojcu 8000zł z biurka i wyjechałem do UK, wybiegając z domu życząc macosze serdecznego #!$%@? w dupę i sprzedając "siostrze" taką lampę na #!$%@?ę, że wyleciała na taras razem z drzwiami balkonowymi.
W UK za pozostałe mi po kupnie biletu autokarowego (ale 25h jazdy z januszami jadącymi na truskawki najlepsze) 7500 wydałem na opłacenie pokoju na dwa miesiąc a poza tym jakieś gówna typu zwiedzanie, browary i hehehuane bo myślałem, że szybko znajdę pracę. Z pracą była cały czas #!$%@?, pracowałem dwa tygodnie przy cateringu na czarno po czym zostałem z dnia na dzień #!$%@? bez słowa wyjaśnienia czy zapłaty. Po miesiącu nie miałem już prawie hajsu, zacząłem #!$%@?ć jedzenie i środki czystości współlokatorom. Trwało to do czasu aż jedna współlokatorka, Słowaczka, nasłała na mnie swojego chłopaka i jego kolegów, którzy wpadli mi w nocy do pokoju i spuścili #!$%@? za notoryczne kradzieże pasty do zębów i chleba z majonezem. Super sprawiedliwość #!$%@?. Z obitą mordą szukanie pracy szło jeszcze gorzej. Potem zacząłem kraść trochę w sklepach, głównie warzywa i owoce, które stały na zewnątrz małych sklepów, bo w środku się bałem a hindusi i arabowie, którzy takie sklepy prowadzą zawsze trzymają pod ladą pały i się nie #!$%@?ą w dzwonienie na policję bo niewielka szkodliwość czynu. Zbierałem też po osiedlach wózki ze sklepów (w UK w #!$%@? osób sobie jedzie takim wózkiem pod dom a potem go #!$%@? na ulicę, wciąż z monetą 1f w środku) i #!$%@?łem te urządzenia, w których są monety. Zadawałem się też trochę z wagabundami grającymi na gitarach czy wyczyniającymi inne sztuki na Camden Town i Covent Garden. Jak mieli danego dnia dobry zarobek to postawili kanapkę z Subwaya i browar. Wolałem jednak z nimi za dużo nie siedzieć bo tam był i crack i heroina i ogólnie droga prosto na dno. Przez kilka dni robiłem też za pomocnika naganiacza do burdeli w okolicach Euston Road ale z racji braku mydła i dezodorantu nie budziłem zaufania ludzi a tam płacili prowizję od klienta więc czasami 6 godzin namawiałem różnych mirków na sranie (nawet sobie #!$%@? nie zdajecie sprawy jakie to upokarzające) i dostawałem za to 15 funtów więc rzuciłem #!$%@?.
W jednej z polskich gazet w UK znalazłem ogłoszenie, że szukają ludzi do pracy w rolnictwie, przy zbieraniu brokuł, 150 mil od Londynu. Zadzwoniłem i powiedzieli, że potrzebują w #!$%@? pracowników i mogę przyjeżdżać nawet następnego dnia. W tym momencie szczerze marzyłem już żeby stać się jednym z tych januszy, z których śmiałem się w duchu w autokarze do Londynu. Na drogę #!$%@?łem z domu tyle jedzenia i ogólnie wszystkiego ile się dało, w tym mini odtwarzacz DVD Słowaczki (kiedyś były takie z ekranikami, jak jeszcze nie było tabletów, starociotypamiętajo), który wymieniłem na 40 funtów Carlosa z Urugwaju, który mi sprzedawał zielsko na początku mojej kariery na Wyspach Brytyjskich, a który to nie miał zwyczaju zadawania zbędnych pytań. Te 40 funtów wydałem na #!$%@? się za wsze czasy w Burger Kingu oraz bilet autokarowy do większej miejscowości koło domniemanej lokalizacji farmy brokuł, skąd według google maps miałem jeszcze 10 mil do tejże farmy. Moje stopy stanęły na peronie zacnego dworca autokarowego w Sleaford około północy, jeszcze prawie zebrałem #!$%@? bo jedyną rozrywką kwiatu młodzieży angielskiej ze Sleaford jest przesiadywanie w okolicach dworca autobusowego, picie ciderów i szukanie okazji żeby komuś #!$%@?ć. Następnie szedłem prawie 4 godziny z buta niosąc cały swój dobytek, na który składał się plecak z ciuchami, zarzucona na ramiona i głowę kołdra oraz siatki z tesco pełne jedzenia #!$%@? Słowaczce i innym współlokatorom. Jeszcze w tym Sleaford jeden Seba mnie gonił i na mnie pluł ku uciesze innych chavsów i chavianek (angielski odpowiednik sebostwa/kibolstwa) a ja objuczony uciekałem i próbowałem unikać śliny gdy słyszałem charakterystyczne charknięcie. W tej kołdrze i z tobołami musiałem wtedy wyglądać jak Buka z Muminków, bo kołdra była fioletowa, tylko poruszałem się szybciej, uskakiwałem na boki i w przeciwieństwie do Buki krzyczałem

Leave me alone mate! I dont want trouble!

Na farmę doszedłem ledwo żywy koło 4 w nocy. Szczere pole, tylko kilka budynków. Żadnego ciecia, wszystko pozamykane. Zimno było jak ja #!$%@?ę a ja byłem na skraju wycieńczenia fizycznego i psychicznego i stwierdziłem, że albo się prześpię w cieple albo się po prostu położę i umrę a szkoda mi było umierać jak już jutro ma być praca + mam tyle jedzenia. Znalazłem w końcu jakieś uchylone okno w baraku i #!$%@?łem się przez nie do pokoju gdzie stał stół do ping ponga, pod którym się skuliłem i zasnąłem.
Jak wstałem rano to #!$%@?łem przez to samo okno, znalazłem coś w stylu recepcji i powiedziałem, że dzwoniłem w sprawie pracy. Grażyna (90% ludzi tam to byli Polacy) od razu zaczęła mnie #!$%@?ć

CO TY SOBIE MYŚLISZ SZKOLENIE JUŻ OD PÓŁ GODZINY TRWA PIERWSZY DZIEŃ I SPÓŹNIONY NO ŁADNIE SIĘ ZACZYNA BIEGIEM NA SALĘ

i mnie wygnała na jakąś salę. Wpadam tam zziajany, ciągle dzierżąc plecak na plecach, reklamówki z wiktuałami w rękach i kołdrę na głowie. Jak wszedłem i drzwi za mną trzasnęły to na sali zapadła przeraźliwa cisza a ze 100 twarzy zwróciło się na mnie. Nie były to zwykłe twarze, starsi anoni pamiętają twarze tych ludzi z małych polskich miejscowości, którzy najszybciej #!$%@? z Polski jak tylko otworzyły się granice bo tutaj nie trzymało ich zupełnie nic. Twarze poznaczone biedą początku lat '90, które widziały zamknięcie PGRu, jedynej w powiecie fabryki, utrzymywanie się w 6 osób z renty babki i wegetowanie w te 6 osób w jednym czy dwóch pokojach. Twarze, które wbite są w podłogę gdy obok przechodzi szef ale gotowe #!$%@?ć bliźniego za tygodniówkę czy wagon przemyconych z Polski szlugów. To właśnie mieli być moi nowi współpracownicy. Zaczęli po chwili burczeć pod nosami jak Grażyna z recepcji tak jakby #!$%@? mnie za spóźnienie miało im poprawić notowania u kierownika.
Jakaś kobieta kazała mi usiąść i kontynuowała swój wykład (po Polsku) na temat stosunków pracy panujących na farmie. Jednym z istotnych jego elementów była wiadomość, że ci co jeszcze u nich nie pracowali to przez pierwsze 3 miesiące będą mieli z wynagrodzenia potrącane "koszty szkolenia", czyli do ręki będzie się dostawać z 3,5 funta. Ja podniosłem rękę i powiedziałem, że bynajmniej w Polsce koszty szkoleń ponoszą pracodawcy a prowadząca kobieta odparła, żebym w takim razie jechał do Polski co spotkało się z rechotem przyszłych współpracowników. Potem był koniec wykładu ale nikt nic jeszcze nie powiedział o umowach więc znowu się wyrwałem z pytaniem - kiedy umowy podpisujemy? Wtedy jakiś Miras, widocznie pomocnik tej kobiety od wykładu bo też był w koszuli, się zrobił cały czerwony i zaczął drzeć mordę, że jak się nie podoba bez umowy to mam natychmiast #!$%@?ć "bo mnie chłopaki na kopach wynioso". Wtedy mnie #!$%@? wziął honor, wziąłem plecak na plecy, kołdrę na łeb, siatki w ręce i wyszedłem czując na sobie spojrzenie 100 przedstawicieli lumpenproletariatu.
Wyszedłem z budynków farmy, jestem w polu, w kieszeni kilkanaście funtów, nawet na autokar nie starczy. Więc siadłem sobie koło drogi, zacząłem #!$%@?ć jakieś pulpety ze słoika i ryczeć jak ja #!$%@?ę bo już mnie wszelka nadzieja opuściła i tęskniłem za matką i ojcem i mi się przypomniało jak byłem młodszy i byliśmy zajebiście szczęśliwą rodziną, a wtedy to nawet nie mieliśmy zbytnio hajsu bo dopiero później ojciec zrobił burzliwą karierę, ale jeździliśmy na mazury w wakacje w sierpniu, a właśnie był sierpień, i jak to się tak wszystko #!$%@?ło. Zeżarłem pulpety, rozłożyłem kołdrę w polu i poszedłem spać. Jak się obudziłem to czułem dziwnie i myślałem, że mi już po prostu z tego wszystkiego #!$%@?ło bo czułem taką trudną do wytłumaczenia ulgę, że gorzej to już #!$%@? nie będzie i właściwie to mi wszystko jedno - może pójdę znaleźć tego typa co na mnie pluł i go potłuczonym słoikiem zaszlachtuję na oczach tych jego koleżków i 15 lat będę sobie leżał w jakimś angielskim więzieniu i żarł pulpety czy co tam dadzą, może pójdę do schroniska dla bezdomnych, wszystko mi jedno. Osiągnąłem stan nirwany pełnego #!$%@?.
Zacząłem iść z powrotem do tego #!$%@? Sleaford. Nagle zatrzymuje się koło mnie stary Land Rover i jakiś dziadek się pyta czy mnie nie podrzucić bo do Sleaford to jeszcze kilka ładnym mil. Mówię, że pewnie. No i jedziemy z dziadkiem, on się pyta co ja #!$%@? w szczerym polu z kołdrą na głowie to mu opowiedziałem, że z pracą się #!$%@?ło a on powiedział, że wie o co chodzi bo jego w latach '80 Thatcherowa #!$%@?ła z fabryki i stanie w Sleaford żeby mi postawić obiad (miał jechać dalej, nad morze gdzie mieszka a pod Sleaford był u znajomego). Przy obiedzie pogadaliśmy więcej i mu powiedziałem o serii nieszczęść jaka mnie w ostatnich tygodniach spotkała. On się ulitował jeszcze bardziej i powiedział, że jak z robotą #!$%@? to mogę z nim jechać bo u niego trzeba trochę w ogródku porobić itd. jeść i spać będę miał gdzie no i chociaż przez kilka dni sobie kilka funtów zarobię. Ja na to, że zajebiście, jadę z nim. Nazwy tej miejscowości już nie podam bo stalk za mocno.
Dziadek, nazwijmy go Richard, mieszkał ze swoją żoną - typową angielską bunią, która mi przynosiła herbatę i biszkopty jak przerzucałem kompost i ciągle mówią żebym sobie odpoczął. Przez jakiś tydzień zrobiłem przy ich domu wszystko co się dało. Nawet płot mi kazali pomalować chociaż widać było, że niedawno malowany, żebym sobie jeszcze trochę zarobił. Byli zajebiście w porządku, jadłem codziennie do syta, spałem w czystej pościeli etc. Jak u nich już na prawdę nic nie było do roboty to Richard podzwonił i powiedział, że jego bratanek potrzebuje podobnej pomocy handymena, jak w UK nazywają takich nisko wykwalifikowanych Mirków od wszystkiego jak ja.
Przeniosłem się więc do tego bratanka, który miał duży dom, dużo hajsu, żonę spoko jak ta babcia od Richarda tylko młodszą bo on też był młodszy, w średnim wieku. Ich syn wyjechał na doktorat czy tam magisterkę do USA i dostałem pokój po nim. Tego bratanka nazwijmy James. U Jamesa pracowałem jak u Richarda tylko mnie nawet bardziej polubił bo jedną z prac było odmalowywanie jego żaglówki a ja z ojcem sporo pływałem jak byłem młodszy, na tych Mazurach, o których wspominałem. Więc sobie pogadaliśmy o żeglowaniu a jak się skończyła robota przy jego domu to mi zaproponował, że w biurze jego firmy też jest kilka rzeczy do zrobienia. Raz jak skręcałem jakieś szafki to jedna angielska Grażynka zaczęła narzekać, że komputer jej zamienia Y na Z. To jej nacisnąłem ctrl+shift i w ten sposób zostałem pełnoprawnym pracownikiem tej firmy, posiadającym umowę o pracę na okres 3 miesięcy, specjalizującym się we wszystkim od resetowania komputerów po bieganie z listami na pocztę. Pracowałem tam aż do kwietnia. Mieszkałem u Jamesa, w weekendy mnie zabierał do pubu, w domu sobie wieczorami oglądaliśmy mecze i fajnie wtedy było. W międzyczasie, w okolicach Bożego Narodzenia dostałem maila od ojca, który wcześniej pisał tylko SMSy

ŻYJESZ?

TAK

bo moje pożegnanie z jego nową rodziną przelało czarę goryczy, która napełniała się przez ponad dwa lata.
Więc w te święta dostałem uber długiego maila, w którym ojciec się po prostu rozkleił i opisywał ze swojej perspektywy wszystko od moich narodzin, przez chorobę matki, po jego nowy związek i mój wyjazd oraz jak się po nim czuł. Ja wtedy też się zupełnie rozkleiłem i James dał mi nawet dzień wolnego z roboty bo znał już trochę moją sytuację. Cały dzień czytałem maila od nowa i od nowa i beczałem jak dziecko. Od tego czasu z ojcem stosunki miałem znowu bardzo dobre jak kiedyś ale nie chciałem jeszcze wracać do domu bo nie wytrzymałbym z macochą i znowu byłyby inby, a wiedziałem, że #!$%@? #!$%@? bo #!$%@? #!$%@? ale ojciec z nią jest szczęśliwy i nie chciałem mu tego #!$%@?ć.
W kwietniu ojciec zadzwonił, że z macochą się wszystko #!$%@?ło i jest znowu w ciąży, ale tym razem nie z nim hehe. #!$%@?ła ze swoją córuchną i bobasem z naszego domu i ojciec został sam i nie mógł się pozbierać. Ja wtedy stwierdziłem, że już dłużej na obczyźnie nie wytrzymam, chociaż u Jamesa było zajebiście, i wracam w tej sytuacji do Polski. James mi dał pełne błogosławieństwo a jego żona to aż się poryczała jak usłyszała, że się zjednoczę z ojcem w końcu bo dla niej to było jak zajebista telenowela. Wróciłem do polszy, zapisałem się na robienie kupy z dupy do kibla, mieszkałem z ojcem, czasami się odzywałem do Jamesa i jego żony co słychać. Było zajebiście. Po półtora roku James mi napisał, że firma, którą prowadzi jego ziomeczek otwiera oddział w Warszawie bo chcą się rozwijać w Europie Środkowo-Wschodniej i szuka kogoś do pracy i pytał o mnie, bo POLISH GUY WITH FRAGILE FAMILY SITUATION to już był mem wśród wszystkich jego znajomych xD Jak jeszcze defekowałem to robiłem tam na ćwierć etatu, jak skończyłem robienie kupy z dupy do kibla to do tej pory na cały.

#pasta
  • 32
  • Odpowiedz
@Fazzy: mam paru znajomych na wykopie, aż wstyd pisać. Może jak wrócę do warszawy i będę miał kompa, bo narazie robię kupę z dupy do kibla.
  • Odpowiedz
@Fazzy: ale ostrzegam jestem zdrowy na umyśle, mam 23 lvl i wszystko co opiszę będzie prawdą, nawet te rzeczy w które bardzo ciężko uwierzyć i niektórzy założyliby mi kaftan za takie opowiastki to jestem dziś szanowanym człowiekiem (a przynajmniej tak mi się wydaje). Lipa bo nawet moja siostra wie jak się nazywa moje konto, a nie wszystko obie wie, choć u niej mieszkam, ale to już dalsza cześć.historii. Tak więc dziś
  • Odpowiedz