Wszyscy rozumni ludzie psioczą na JOWy i pięknie widać na przykładzie wyborów prezydenckich, że ludzie faktycznie ze strachu przed "zmarnowaniem" głosu będą wybierać kogoś z dwóch największych partii i polska polityka jeszcze bardziej się spolaryzuje.
A dopiero niedawno się dowiedziałem, że istnieje piękna trzecia droga, mianowicie australijski system JOWów, który wygląda tak: - każdy wyborca nie skreśla na karcie tylko jednego nazwiska tylko przy każdym umieszcza cyferki np. od 1 do 10 (jeśli kandydatów jest dziesięciu) - jedynkę przy swoim ulubionym kandydacie, dwójkę przy drugim ulubionym, dziesiątkę przy najgorszym ze swojego punktu widzenia; - komisja wyborcza zlicza wszystkie jedynki i jeśli okaże sie, że żaden z kandydatów nie dostał bezwzględnej większości głosów to się dolicza głosy drugiej kolejności, czyli dwójki. W razie braku rozstrzygnięcia, trójki. I tak do skutku.
Plusy tego rozwiązania są oczywiste, natomiast zagrożenia jakie widzę u nas: - ludzie to debile i nie ogarną tego systemu, będzie mnóstwo nieważnych głosów (to dobrze) albo oddanych niezgodnie z intencjami głosujacych; - członkowie komisji wyborczych to debile i jeśli nie będzie dobrego systemu informatycznego, który uniesie te algorytmy to PKW będzie okupowana co wybory; - nawet pomimo możliwości stopniowania kandydatów ludzie będą głosować "przeciw" przykładowemu Dudzie umieszczając Komorowskiego na szczycie listy, mimo że np. bardziej lubią Korwina i Kukiza. Tym dwóm dadzą numerki 2 i 3.
Chyba mimo powyższych zatrzeżeń byłby to najlepszy możliwy system. No chyba, że czegoś nie uwzględniłem?
Nasz specjalista od wszystkiego. Od kolei, od dziennikarstwa, od wojny, od rigczu. On widział to już dwa lata temu swoim przenikliwym plebejskim umysłem.
A dopiero niedawno się dowiedziałem, że istnieje piękna trzecia droga, mianowicie australijski system JOWów, który wygląda tak:
- każdy wyborca nie skreśla na karcie tylko jednego nazwiska tylko przy każdym umieszcza cyferki np. od 1 do 10 (jeśli kandydatów jest dziesięciu) - jedynkę przy swoim ulubionym kandydacie, dwójkę przy drugim ulubionym, dziesiątkę przy najgorszym ze swojego punktu widzenia;
- komisja wyborcza zlicza wszystkie jedynki i jeśli okaże sie, że żaden z kandydatów nie dostał bezwzględnej większości głosów to się dolicza głosy drugiej kolejności, czyli dwójki. W razie braku rozstrzygnięcia, trójki. I tak do skutku.
Plusy tego rozwiązania są oczywiste, natomiast zagrożenia jakie widzę u nas:
- ludzie to debile i nie ogarną tego systemu, będzie mnóstwo nieważnych głosów (to dobrze) albo oddanych niezgodnie z intencjami głosujacych;
- członkowie komisji wyborczych to debile i jeśli nie będzie dobrego systemu informatycznego, który uniesie te algorytmy to PKW będzie okupowana co wybory;
- nawet pomimo możliwości stopniowania kandydatów ludzie będą głosować "przeciw" przykładowemu Dudzie umieszczając Komorowskiego na szczycie listy, mimo że np. bardziej lubią Korwina i Kukiza. Tym dwóm dadzą numerki 2 i 3.
Chyba mimo powyższych zatrzeżeń byłby to najlepszy możliwy system. No chyba, że czegoś nie uwzględniłem?
#wybory #kukiz #australia #pkw #jow
Tak jak w Irlandii. To jest to samo co AV w Australii, ale okręgi są 3-5 mandatowe.
Komentarz usunięty przez autora