Wpis z mikrobloga

#gorzkiezale ##!$%@? ##!$%@?

Mieliśmy pisać termin poprawkowy z jednego przedmiotu. Listę zdających dostała jedna dziewczyna i zamiast do wykładowcy, zaniosła ją do dziekanatu (w którym już wszystko zostało załatwione). Wykładowca o niczym się nie dowiedział i stwierdził, że nie załatwiliśmy, to egzaminu nie ma, ewentualnie może przepytać (gość nie do przejścia na przepytce) osoby, które pisały tylko dwa terminy, a były dopuszczone do wszystkich trzech (czyli przed pierwszym terminem musiałeś mieć zaliczenie z przedmiotu). Dzięki tej genialnej lasce przynajmniej 3 osoby (na 60 osobowy rocznik to sporo) wylatują ze studiów. A około 25-ciu dostaje warunek.

Żeby nie było, że historia słaba, jej koleżanka zaczęła wypisywać na forum rocznika, że bardzo dobrze, że nie ma tego egzaminu, że ona musi coś załatwić (jedyne co w życiu załatwiła to flaszkę). Dodam tylko, że obydwie jeszcze nigdy nie zdały egzaminu bez mikrosłuchawki w uchu.

Jak można być tak #!$%@? #!$%@?ącym?
  • 4
@Kyuumeitai:

Dodam tylko, że obydwie jeszcze nigdy nie zdały egzaminu bez mikrosłuchawki w uchu.


No żesz #!$%@? ja #!$%@?ę. Nie rozumiem czegoś takiego, no nie rozumiem. Po co im ten papier potem, jak będą tak tępe, że nich ich i tak nie zatrudni.

Tak jak będąc wykładowcą mógłbym przymykać oko na jakieś małe ściągi, zaglądanie do kumpla, to jakbym złapał kogoś na mikrosłuchawce to bym za punkt honoru postawił sobie #!$%@?
@Aleks7: nigdy nie studiowałeś chyba, jeśli Ci się wydaje, że taki komentarz ma tu rację bytu.

Często jest tak, że ludzie naprawdę sporo potrafią na pierwszy termin, ale np. wykładowca za punkt honoru stawia sobie #!$%@? 90% ludzi w pierwszym terminie.

Poza tym hajs się musi zgadzać, u nas każdy warunek 500 zł kosztuje na przykład ;-) A nowy budynek sam się nie postawi.