Wpis z mikrobloga

Mój synek, tak się złożyło, stracił słuch jako maleńkie dziecko. Po wielu perypetiach nad którymi nie chcę się rozciągać, otrzymał szansę na wszczep implantu ślimakowego, czyli takiej protezy ucha. Cud, miód i orzeszki, wszyscy zachwyceni. Operacja się odbyła, mały ma "ucho" jak potocznie nazywamy je w domu. Latka lecą, dwa z nich szlag trafił, bo mały miał zbyt mocno "podkręcony" procesor mowy i na jego widok reagował wyciem jakby był zarzynany. Kilka ratunkowych wizyt w klinice i tak!, nie jestem złą matką, która nie umie okiełznać dzieciaka, to jednak kwestia ustawień.

Wszystko naprawione, dzieciak nosi "ucho", latka znów lecą. Zbliża się nieubłaganie koniec gwarancji, a co za tym idzie i darmowej wymiany zużytych elementów procesora. Dla niewtajemniczonych powiem, że koszt takiego procesora to sporo ponad 30 tys. złotych, czyli spora kasa. W związku z opowieściami, jakie były nam przekazane w klinice, po 5 latach (okres ochronny), można się starać o nowy procesor.

Z racji, że nie jestem pazerna, postanowiłam poczekać, prawie 6 lat, jednak niestety dłużej już się nie dało czekać, ponieważ procesor nosił wyraźne znaki użytkowania przez dziecko i nie mogłam być pewna jakości dźwięków jakie syn odbierał.

Rozpoczął się żmudny proces walki o nowy procesor. Najpierw listy z prośbą o wymianę, później wizyty kontrolne, potem odmowa i tak w kółko. Czemu? Bo procesor działa, a skoro działa to nie będzie wymiany. Moje racjonalne tłumaczenie, że skoro dano go na 5 lat, to staram się o niego dbać, tak by służył dziecku jak najlepiej, jakoś do nikogo nie docierały. Dodam tylko, że w momencie apelowania o nowy procesor, syn niektóre elementy miał już wspomagane plastrem, ponieważ się samoistnie rozłączały. Fakt, że bez gwarancji nie jestem w stanie z własnej kieszeni opłacić choćby najtańszej naprawy, został skwitowany stwierdzeniem, że mogą mi w klinice wymienić uszkodzony element na element, który ktoś już tam zostawił do naprawy. Czyli wymienimy zepsuty na zepsuty, ale naprawiony. Genialne :). 

Po kilku odwołaniach, nawet mnie zaczęły puszczać nerwy. Zapytałam wprost, czy aby dostać nowy procesor dla syna, muszę obecny wrzucić pod samochód, albo utopić? Też żadne wyjście, bo wtedy i tak będę musiała czekać... Bez sensu.

Tak się poukładało, że razem z synem wyjechaliśmy do Wielkiej Brytanii. Mieszkamy tu ponad pół roku, mały ma szkołę itd.
Niestety problem procesora pozostał. Postanowiłam więc zasięgnąć rady u władz lokalnych, czy mam jakieś szansę na pomoc w tym temacie. Jak wszyscy wiedzą, na Wyspach obcokrajowcy to teraz gorący temat, więc sukcesu się nie spodziewałam. 

Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy po 3-4 tygodniach dostaję list z tutejszej kliniki z zaproszeniem na wizytę. Jedziemy z synem i jego niezbyt już pięknym procesorem, mina pań z kliniki na widok sprzętu bezcenna. Siedzę, czekam, patrzę co się dzieje. Do badań panie wymieniają mi prawie cały procesor, wygląda bosko, dla mnie to jak widok auta z salonu. Części mojego procesora wyglądają przy nich jak ubodzy, naprawdę ubodzy krewni po przejściach. Czekam na koniec badań i powrót moich zużytych części. Szok, panie oddają mi te części, które zamontowały. Na moje tłumaczenia, że nie stać mnie na zapłatę za te części, wybuchają śmiechem, że jaka zapłata? To dla dziecka, bo mu się NALEŻY. Wiecie jakie to uczucie? To jakby wygrać 6 w Totka. 

Dodam tylko, że w ciągu 2 miesięcy od tamtej wizyty, dostałam list, że syn otrzyma najnowszy typ procesora mowy, mam jedynie wybrać sobie kolor jaki chciałabym dla syna.

W końcu historia z happy endem. Owszem, tak, ale ja pytam, dlaczego w naszym kraju tak trudne jest uzyskanie pomocy dla niepełnosprawnego dziecka? Dlaczego u nas trzeba się płaszczyć, błagać, o wszystko się wykłócać? Czy my, jako rodzice, czy same osoby niepełnosprawne, wybieramy taki los? Czy ja idąc i prosząc o pomoc dla syna, nadużywam czyjeś łaski? Oddałabym wszystkie procesory mowy i wszelkie inne cuda techniki, jakie zostaną dla osób niesłyszących wymyślone, za normalny słuch mojego syna. 
Ktoś powie, że mi się w d...ie przewraca, bo wyjechałam za granicę. Może i tak, bo będę wychwalać kraj w którym po 4 miesiącach udało mi się uzyskać większą pomoc dla syna, niż w moim rodzinnym kraju przez 2 lata.

#coolstory
  • 154
Chcemy mieć więcej kasy w NFZ, trzeba płacić wyższe składki - ale na to nikt się nie zgodzi.


@rzep: Uważaj. Ja kiedys w podobnym wątku to napsialem to chciano mnie niemal zlincoowac i oskarżano o pisanie komentarzy za rzadowe pieniadze. Przekonywano mnie ze pieniedzy w nasyzm systemie wystarczy na wszystko wystarczy je rzekomo dobrze wydawac a nie na dyrektorow. Demagoia i tyle. Wystarczy zerknac na dane.
Kiedys na zagranicznym portalu widizlaem
jako dorośli i skorzystają na tym znacznie mniej już.


@ludzik: Meh, wczoraj prawie takie samo pytanie zadała mi studentka. Imo jeżeli ktoś przed implantacją chociażby nie odróżniał "mu mu" od "brum brum", a po implantacji potrafi rozróżnić krówkę od samochodu to już poprawa jakości życia i sukces.
@QuantuumMechanist: Nie, interesuję się trochę tematem. Oznacza to mniej więcej tyle co pójście do sklepu, czy do urzędu/innej instytucji i załatwienie swoich spraw. Ewentualnie zamiana paru zdań z kimś na ulicy.
@Conflagration: z jednej strony pięknie, świetna historia z happy-endem. ale z drugiej strony tajemnicą poliszynela jest fakt, że w UK lekiem na wszystko jest paracetamol, czy inny środek przeciwbólowy. Już nie jeden otarł się o śmierć przez to. Wielu dopiero w polsce (lub w czechach) dowiadywało się na co chorują, bo w UK nikt nich tak naprawdę nie leczył (5-latek umarłby w szpitalu w UK. Rodzice „porwali go” i wyleczyli
@edgar_k: Bo my jesteśmy biedni :) Nie możesz porównywać tych 2 sytuacji, anglik polakowi / polak rumunowi. Gdybyśmy mieli hajs to każdy z nas by srał na to czy NFZ funduje małemu rumunkowi aparat, tak ja kto zrobili anglicy.
Mi czasu pewnego pewien kretyn napisał że kiedyś wrócę do kraju żeby się leczyć.Do tej pory śmiać mi się chce z takich frajerów którzy myślą że w Polsce jest lepiej.
@rzep: dlaczego zawsze każdy musi porównywać nas do tych z zachodu? w polskich warunkach składki są wysokie i nie widać tej kasy, chyba że przejedzie nam jakiś luksusowy samochód z dyrektorem szpitala w środku.
@Nawet_Fajny: Nie są wysokie i co rozumiesz przez Polskie warunki? Chcesz się leczyć tylko na polskich lekach i przy pomocy polskiego sprzętu? Czy jednak wolisz, żebyśmy mieli dostęp do nowości?

Chcesz być leczony nowymi metodami, to musisz płacić jak na zachodzie - nikogo w USA nie obchodzi, że w Polsce się mało zarabia - chcesz nowy implant dla dziecka czy lek, płać tyle samo co Niemiec, Francuz czy Anglik.
w polskich warunkach składki są wysokie i nie widać tej kasy, chyba że przejedzie nam jakiś luksusowy samochód z dyrektorem szpitala w środku.


@Nawet_Fajny: a wiesz, ile zarabiają lekarze na zachodzie? Ilościowo więcej niż u nas, a do tego zwykle waluta jest 4 czy 5 razy więcej warta niż nasza.
@edgar_k: i znowu porównywanie... Polak w POLSCE zarabia mało, czy to lekarz, czy to sklepikarz. Składki są wysokie w porównaniu do zarobków. Te składki idą na polską służbę zdrowia, która te pieniądze albo marnuje, albo boi się ich wydawać na rzeczy potrzebne. Te pieniądze powinny iść w poprawę jakości szpitali(od jedzenia na sprzęcie kończąć). To, że w Niemczech płaci się w euro i jest 4 razy więcej warte od złotówki jest
Składki są wysokie w porównaniu do zarobków.


@Nawet_Fajny: nie. Masz w polsce 9%, w Niemczech 15,5% ( http://www.poloniusz.pl/artykuly/ubezpieczenie-zdrowotne-pracownikow-w-niemczech/ ) w UK cięzko policzyć, ale ok 12% łącznie (skladka od pracodawcy + pracownika, z uwzglednieniem,ze tam placi sie po prostu ubezpieczenie i calosc idzie do wora na ochrone zdrowia, emerytury (male w porownaniu do naszych), etc).

bo my zarabiamy i płacimy w złotówkach-w Polsce.

no, więc kup za te złotówki aparature -
@edgar_k: kupować i sprzedawać to tak-inaczej się nie da jeżeli chcesz sprzedać za granicę, albo coś sprowadzić. Ale porównujesz, że Niemiec zarabia np. 2,5 tys. euro więc na złotówki 10 tys. możesz przeliczać jak chcesz- czterokrotnie, pięciokrotnie naszą walutę, ale po użyciu przeliczników i tak zarabia się taką samą ilość pieniędzy. OK. Niemiec płaci 15%, my 9%. Ale Niemcowi i tak zostanie z tych 10 tysięcy złotych więcej pieniążków, niż Polakowi,