Wpis z mikrobloga

Ubolewam nad jednym faktem, że zazwyczaj osoby, które nie piją/nie ćpają/etc.*, cierpią na to, że są samotne i ich życie towarzyskie graniczy ku zeru.

Przyjdziesz na imprezę, jakąkolwiek imprezę. Głównym założeniem jest to, że osoby albo piją, albo są kierowcami. Ciężko Ci nawiązać kontakt z osobą podchmieloną, podpitą, ciężko nawiązać wspólny język. Bywają też różne przytyki typu: "ej, Janusz, ten nie pije, to pewnie kabluje", albo "ten Mati wydaje mi się skrajnie wrogi, bo nie pije". W takim wypadku tylko siedzisz i patrzysz, w jaki sposób jesteś wyobcowany, bo w końcu ani zachowania z Twojej strony, ani ze strony innych nie dochodzą do skutków pozytywnych. Robisz sztuczne śmiechy, chichy, udajesz, że gdzieś musisz iść, i idziesz. Czujesz frustrację, bo ani nie czułeś się dobrze, mimo że próbowałeś, ani nie zdołałeś nawiązać jakiegoś normalnego kontaktu.

Wniosek jest jeden: nie chodzić na imprezy i inne zebrania, które sprzyjają takiemu zachowaniu. Po wykreśleniu niepożądanych przez Ciebie opcji zachowań prospołecznych zostaje Ci siedzenie w domu, bo ani nie wyjdziesz tu na imprezę, bo piją, z kumplem nie wyjdziesz, bo ten zacznie pić i będzie się pytać, czemu tego nie robisz. Będziesz chciał się z kimś umówić - z automatu leci pytanie, czy będziesz pić.

Martwi mnie to, że dzisiaj życie towarzyskie w głównej mierze jest podobne do picia. Można nie pić i się bawić, tylko gdy istnieje nacisk ogółu ludzi imprezujących, to ni huhu, nie będziesz czuć się dobrze.

W rzeczywistości mało jest abstynentów i w tym państwie, z tą mentalnością, nie da się dobrze czuć.


#oswiadczenie #rozkminy #uzywki
  • 7