Wpis z mikrobloga

Jako, że na sercu leży mi dobro braci mniejszych, udało mi się parę razy uratować zwierzątka z opresji. (Wioskowe jednoosobowe RSPCA).

Pierwszy był bokser, błąkający się po drodze na mojej wiosce. Zerwał się z łańcucha (i bardzo dobrze), był wychudzony i miał wrośniętą obrożę. Ówczesny mój kierownik, uczulony na krzywdę bokserów, pomógł mi go przetransportować do schroniska, gdzie otoczono go należytą opieką i oddano w dobre ręce.

Drugi był wróbel, któremu pracowa kotka załatwiła skrzydło w ramach zabawy. Jego niestety nie udało się uratować. Weterynarz co prawda bardzo się starał, ale serduszko nie wytrzymało (,)

Kolejny był inny ptaszek, z którym wiąże się zabawna historia.

Kotka pracowa, często przynosiła różne martwe i prawie martwe zwierzątka do biura. Robiła to z nudów, bo miskę zawsze miała pełną. Razu pewnego zagoniła rannego ptaszka, aż do magazynu. Biedaczek był przerażony i miał coś ze skrzydłem, ale nadal latał, chociaż sprawiało mu to wiele trudności.
Wraz z kolegą odgoniliśmy wrednego kota i umieściliśmy ptaszka w kartonie. Jako, że nie jestem ornitologiem, stwierdziłam, że ptaszek jest drapieżny. Zakrzywiony dziób i szpony pisklaka na to wskazywały. Znalazłam telefon do okolicznej straży dzikiej przyrody i gościu powiedział, że przyjedzie następnego dnia.
Ptaszek cierpliwie czekał na pomoc i faktycznie, na drugi dzień dzwonek do biura. Otwieram, a tam pan w brązach i zieleniach, mówi że przyszedł po tego sokoła drapieżnego. Przynoszę mu kartonik, otwieram i konsternacja.
Gościu patrzy się na karton, potem na mnie, potem znowu na karton i mówi po dłuższej chwili:

- Pani żartuje?

- Eeeee, no nie bardzo... - odpowiadam równie skonsternowana.

- To nie jest żaden sokół, orzeł, ani nawet ptak drapieżny. To jest zwykły jerzyk!

Cegła na twarzy:

- Bo widzi pan... Myślałam, że skoro ma taki dziób i szpony...

- Każdy ptak ma dziób i szpony! No dobrze, zabiorę tego biedaka, ale że jest to dosyć późne pisklę i pewnie spadło z gniazda, to nie wiem, czy uda się go uratować. Ale następnym razem bardzo proszę sprawdzić, czy na pewno chodzi o ptaka drapieżnego. - i poszedł.

Nie muszę dodawać, że w drugim pokoju zaraz po wyjściu pana strażnika nastąpił wybuch rechotu. Sokół! Orzeł wędrowny! In my ass.

Ostatnio uratowałam przed zamarznięciem małego kotka. Po drodze z pracy znalazłam go na chodniu. Malutki, mokry, zabiedzony, zaropiałe oczka. Dostał na imię Ryszard, bo miał takie śmieszne kitki na końcach uszu. Został odkarmiony, odrobaczony, odpchlony i oddany po miesiącu w dobre ręce. Niestety, nie mogłam go zatrzymać ze względu na alergię, chociaż bardzo chciałam.

Oprócz tego jestem szczęśliwą posiadaczką królika (przez jakiś czas Piernik, bo pani w sklepie nie potrafiła odróżnić samca od samicy, teraz Bożenka), która jest tłuściochem i złośliwcem.

Generalnie dobry ze mnie człowiek i mam nadzieję, że wkrótce znajdę jakiegoś szczeniaka, który ostatecznie będzie mógł zostać.

źródło: comment_GoEavz2xJbGd2oZjqZQOkMxPonXvEWFV.jpg
  • 3