Wpis z mikrobloga

#coolstory #swieta #mikolaj

Świat schodzi na psy. Dzisiaj sześcio letni syn mojej sąsiadki próbował mi wmówić, że Święty Mikołaj nie istnieje. Strasznie się zdenerwowałem i emocje puściły. Doszło do szamotaniny, gdzie padły ostre słowa. Ma szczęście gówniarz, że potrafię nad sobą panować bo SERIO źle by to się dla niego skończyło, a tak wróciłem do domu z wybitym palcem, kilkoma zadrapaniami i siniakami. Muszę na jutro napisać 100 razy „Święty Mikołaj nie istnieje” i mu pokazać to odda mi telefon.

Mimo wszystko wierzę w tego siwego grubasa. Pamiętam jakby to było wczoraj, kiedy rodzice kazali mi pisać list do tego frajera, w którym opisywałem wszystkie rzeczy, które chciałbym dostać pod choinkę i o dziwo, zaskoczony co roku dostałem co innego… z reguły tabliczkę czekolady i skarpetki. Pewnego roku pomyślałem, że skoro piszę te wszystkie listy w których proszę o klocki lego, sterowane samoloty i sześćdziesięcio- pięcio metrowe mieszkanie w centrum Warszawy, a i tak co roku dostaje skarpetki i czekoladę… to może tutaj jest klucz do sukcesu. Może tak naprawdę moje listy były odbierane jako lista rzeczy, których nie chcę znaleźć pod choinką! Długo nie czekając w następnym liście wymieniłem skarpetki i czekoladę. Prawdopodobnie faktycznie to był klucz do sukcesu, bo pod choinką nie znalazłem nic, a gdy zapytałem mamę czy Mikołaj przyjdzie w tym roku to mi powiedziała, że do 27-latków już tak często nie zagląda. Szybko się z tym pogodziłem.

Zaskakujące jest też to, że Święty Mikołaj często przebierał się za mojego ojca Janusza. Najpierw moja matka kazała mi iść do kuchni, żeby przez okno zobaczyć czy przypadkiem nigdzie nie widać jego reniferów, później gdy stwierdzałem, że Siwego jeszcze nie ma i wracałem do pokoju okazywało się, że już u nas był, zostawił prezenty pod choinką i pojechał dalej, do sąsiadów, niby. Któregoś razu zmyliłem Grubasa i czekałem na niego w przedpokoju, żeby go nakryć na gorącym uczynku jak upycha te skarpety pod choinką. I przyszedł. Przebrany za mojego ojca. Jak wskoczyłem do pokoju z krzykiem:

-HAHAHA, mam Cie #!$%@?!

zdążył tylko powiedzieć:

- to nie tak jak myślisz!

I szybko wybiec z pomieszczenia. Mikołaj najprawdopodobniej bał się mojej Matki bo chwilę po tym zdarzeniu próbował mnie przekupić 100 złotowym banknotem mówiąc:

- bierz 100 zł i nie mów matce, że mnie nakryłeś.

Stare dobre czasy…

W tym roku postanowiłem wymienić swoją choinkę na nową. Stara choinka była już trochę wysłużona. Przekazywana w mojej rodzinie z pokolenia na pokolenie zaczęła wyglądać… łysawo. Istnieje legenda, że pierwsze prezenty znajdowali pod nią Flinstonowie. Siłą rzeczy nadszedł czas, żeby kupić nową. W życiu bym nie pomyślał, że kupno choinki może być tak skomplikowane.

Choinki dwudziestego pierwszego wieku możemy podzielić na dwie grupy i wiele podgrup. Podstawowy podział to choinki żywe (jak #!$%@?!) i choinki martwe (w #!$%@?). Początkowy plan kupna choinki na święta 2014/15 opierał się na choince, w której niby tętni życie i pachnie lasem. W tym celu udałem się na parking Tesco, do Zbycha handlarza. Ogólnie kupno żywej choinki przypomina kupno samochodu. Zbychu będzie zachwalał każdy model, żeby #!$%@?ć wszystko przed 14, a dopiero w domu orientujesz się jakie gówno kupiłeś, ale jest już za późno. Nie ze mną te numery Zbychu!

Z podniesioną wysoko głową wkroczyłem na teren Zbycha. Już na wejściu przybrałem minę Specjalisty Choinek Żywych w skrócie SChŻ. Z taką miną przeszedłem się po zagrodzie z drzewkami szukając takiego, które najbardziej mi odpowiada. Długo nie musiałem czekać, żeby pojawił się przy mnie Zbychu i służył dobrą radą:

- Witam Szanownego Pana, czy mogę jakoś pomóc?

- Dzień dobry, chciałbym kupić choinkę. Nie będę owijał w bawełnę. Nie interesują mnie te #!$%@? świerki po 100 zł, proszę mi pokazać… Jodłę Kaukaską.

Na dźwięk moich słów Zbychu zaciągnął powietrze jakby miał mieć zaraz badanie alkomatem, następnie cały napowietrzony znieruchomiał, po czym opróżnił płuca zmieniając przy tym kolor twarzy z zielonego na czerwony i tak w kółko. Po tej krótkiej hiperwentylacji wyszeptał:

- #!$%@? człowieku ciszej! To nie są ziemniaki. Cholera jasna. Chodź za mną.- machnął do mnie ręką.

Przedzieraliśmy się pomiędzy drzewkami w stronę garażu, który znajdował się na samym końcu terenu z choinkami. Po drodze za pomocą nieznanych mi gestów poinformował o czymś drugiego sprzedawcę. Najwyraźniej się zrozumieli bo tamten z kamienną miną pokiwał głową i odmachał coś w tylko im znanym języku.

Droga strasznie się dłużyła, po około 5 minutach byliśmy na miejscu. Przy drzwiach garażu stało dwóch dryblasów uzbrojonych w amerykańskie karabiny szturmowe M4A1. Zbychu zapukał szyfrem w blaszane drzwi: puk, puk….puk, puk, puk….puk.

Po chwili z drugiej strony ktoś odpukał: puk, puk… puk.

Na co Zbychu: puk, puk.

Drzwi garażu otworzyły się. W środku znajdowała się kobieta, a za nią z 40 choinek kaukaskich.

- to moja żona.. Halina- powiedział Zbychu przedstawiając lubą.

- skąd wiesz, że to nie pies?- zapytała prosto z mostu Halina wskazując na mnie palcem.

Halina wyglądała dość groźnie. Wysoka jak na kobietę (ze 150 cm wzrostu), dobrze zbudowana z trzydniowym zarostem i fajką w ustach przerażała mnie.

- to zwykły kuc.. nie widzisz? Spój na jego twarz. To typowy kuc.

- dla mnie to on wygląda jak typowy frajer… i pies- powiedziała do Zbycha- mirkujesz #!$%@??- powiedziała do mnie.

Zdążyłem tylko pokiwać głową. Nie jestem nawet pewien czy Halina to zobaczyła bo odwróciła się na pięcie i poszła wybierać jedną z choinek dla mnie.

Po 3 minutach przyniosła dwu metrowe drzewko trzymając je w jednej ręce (drugą miała zajętą przez siekierę)

- ta Ci się podoba- powiedziała szamocząc choinką.

- ile kosztuje?- zapytałem

- dla Pana… 400 zł- powiedział Zbychu.

Kalkulator w głowie, szybka analiza.

- nie, dziękuję, życzę miłego dnia- krzyczałem biegnąc ile sił w nogach w stronę wyjścia. Przysiągł bym, że słyszałem za sobą strzały i zawodzenie Haliny.

Tutaj się skończyła moja przygoda z choinkami żywymi. Nie pozostało mi nic innego jak wybranie jednej z tych martwych jak moje miasto.

Udałem się do Obi. Mają naprawdę spory wybór plastikowych drzewek. Oczywiście ledwo zdążyłem przekroczyć próg sklepu pojawił się obok mnie Obi tak to robi, w narzuconym na głowę kapturze i lewitując w pozycji tureckiej nad ziemią zapytał czy może mi w czymś pomóc. Obi tak to robi różnił się od Zbycha jedną rzeczą. Ten drugi chciał #!$%@?ć wszystko przed 14, ten pierwszy chciał #!$%@?ć 8 godzin do 14 i pójść w #!$%@?. Po wyrazie jego twarzy (wcale nie wygląda jak na reklamie) jasno można było stwierdzić, że gdyby nie najniższa krajowa to w życiu by mi nie pomógł. Z przesadną słodkością w głosie powiedział

- Szanowny Pan pozwoli, że oprowadzę Pana po dziale z choinkami i odpowiem na każde, nawet nurtujące Pana pytania.

Zwymiotowałem. Nawet ja, stary pracownik Tesco nie spodziewałem się takiej dawki słodyczy. Oczywiście Pan Obi kazał się nie przejmować, ktoś miał to zaraz posprzątać, a my w tym czasie udaliśmy się na dział z choinkami.

- Ile chciałby Pan wydać na choinkę?- zapytał, gdy staliśmy już przed drzewkami

- tak do 300 złotych najlepiej

- hmm.. to już widzę, że możemy odrzucić choinki z wbudowaną pralko-suszarką, choinki samoczyszczące i choinkę- kabinę prysznicową z 3 stopniami natrysku, masażerem i radiem.- powiedział rozglądając się po wystawce z choinkami- co Pan powie na choinkę śpiewającą kolędy w 6 językach?- zapytał?

- Wie Pan co Panie Obi… proszę się nie obrazić… ale wolałbym coś bardziej klasycznego. Wie Pan. Taką zwykłą choinkę, na której będą wisieć bombki.- powiedziałem.

- Będzie ciężko, ale sprawdzę na magazynie czy zostały nam jeszcze jakieś choinki sprzed 30 lat- powiedział, po czym oddalił się w celu zweryfikowania czegoś w komputerze.

Wrócił po 30 minutach z kartonem.

- Proszę, choinka, która tylko stoi i zielenieje. Nie używana. Model z 1999 roku. Imitacja Jodły Kaukaskiej.

- Ile kosztuje?

- Szef powiedział, że możemy Panu dopłacić tylko 30 złotych. Bądź co bądź jest nieużywana.

Udało mi się wytargować choinkę i 40 złotych w bonie na zakupy. Prawdopodobnie była to ostatnia z choinek, które tylko stają bo jak wynosiłem ją do samochodu kierownik marketu zarządził przerwę i pozwolił pracownikom wyjść na dwór i odprowadzić mnie wzrokiem. Wszyscy śpiewali kolędy, a Pan Obi pomógł mi zapakować choinkę do samochodu. Odjechałem.
  • 5
  • Odpowiedz