Wpis z mikrobloga

No to lecimy :) Fire On The Graveyard 2 rozdział 1 do Państwa dyspozycji.

spamlista:

@paaszczaktaxi:

Rozdział 1

„Ostateczny upadek”

John odskoczył w bok, mijając ostrze zaledwie o kilka centymetrów. Wstał, przygotowując się do ofensywy. Dowódca armii piekieł przymierzał się do kolejnego ataku. Gdy zobaczył zbliżającego się przeciwnika, wziął zamach i zadał chybiony cios, bo John przeturlał się między jego nogami i wbił miecz w plecy potwora. Stwór nie zdążył zareagować. Marchosias wyprostował się, a Wigmor wyciągnął miecz z jego pleców. Demon, odwracając się, walnął Johna z pięści tak, że ten poszybował parę metrów w powietrzu, by bezwładnie paść na ziemię. Demon podszedł do niego, pochylił się nad nim i zaczął kpić.

- Co teraz? Czyż to nie ty zlekceważyłeś mnie? Mnie?! – wykrzykiwał, a na jego twarzy pojawił się drwiący uśmiech. John był tak obolały, że miał problem z ruszaniem się. Nie odpowiedział na drwiny Marchosiasa, lecz ostatkami sił machnął mieczem w stronę pochylonego nad nim kata. Na jego twarz wylała się czarna, żrąca krew z przeciętej aorty. Niedoszły kat zachwiał się, po czym na jego twarzy pojawił się grymas przypominający uśmiech. John poczuł, jak z miecza do jego ciała napływa duża dawka energii. Wstał pospiesznie, nie czując już bólu. Rzucił się na potwora, który ostatkiem sił machnął mieczem. John zauważył, iż wszystko wokół niego robi się coraz wolniejsze. Zobaczył ostrze potężnego miecza zmierzającego w kierunku jego głowy. Odchylił się, a miecz minął się go zaledwie o parę centymetrów. Prawie jak w Matrixie, pomyślał i postanowił to wykorzystać. Wciąż w zwolnionym tempie podbiegł do wodza piekielnej armii i wbił mu miecz w krwawiącą szyję, przebijając ją na wylot. Potwór upuścił miecz, by złapać się za ranę. John poczuł kolejną dawkę mocy. Patrzył, jak jego przeciwnik pada w konwulsjach na kolana. Spojrzał na Johna. Pierwszy raz, od kiedy Bóg strącił go do piekła, czuł strach. I wstyd. Wstyd, który ranił go bardziej niż otrzymane rany. Dlatego, że te rany zadał człowiek. Człowiek, który pierwszy raz trzyma oręż w ręce, a który dysponuje tak potężną siłą, że zakończy zaraz istnienie jednego z najwybitniejszych generałów Piekieł. Widział, jak John podchodzi do niego i wbija mu miecz w serce. Nie poczuł nawet bólu. Jego ręce opadły bezwładnie, a jego samego zaczął ogarniać mrok. Padł na ziemię. John Wigmor poczuł się potężny. Przepełniała go duma.

Wtem zdał sobie sprawę, że szturmowane były bramy Raju. Pobiegł w ich stronę, a gdy się zbliżył ze zgrozą stwierdził, iż bramy zostały wyważone. Wszędzie leżały trupy czarnych Demonów i białych postaci ze skrzydłami. Niektóre miały w rękach miecze, inne tylko puste kołczany, wiszące na plecach. W niektórych zwłokach tkwiły strzały, a w innych ostrza złamanych mieczy. Parę ciał drgało w pośmiertnej agonii. John wszedł przez zniszczone bramy do Rajskiego Grodu. Zobaczył miasto, które pewnie mogło być piękne, lecz teraz wyglądało, jak po długich i bezustannych nalotach bombowych. Na jego środku znajdowała się fontanna poczerwieniała od krwi obrońców i atakujących, przy której broniła się ostatnia grupa Aniołów. Demony nie walczyły już tak zawzięcie. Po śmierci swego wodza w ich szeregach coraz częściej gościł strach i niepewność. Ich szyki załamały się, przez co stali się łatwym celem. Jeden z Demonów odwrócił się, by spojrzeć na pobojowisko, gdy nagle spostrzegł ostrze miecza zmierzające w jego kierunku. Był to jego ostatni widok, zanim jego głowa rozpadła się na dwie części.

John wpadł w szeregi przeciwnika, siejąc na prawo i lewo błyskawiczną śmierć. Swym marszem przez szeregi demonów pozbawił życia czterdziestu siedmiu wrogów. Jego ciosy były szybkie i zdecydowane. Ciął wrogów jak zapałki. Grad ciosów padał na każdego nieszczęśnika, który nie zdążył przed nim uciec. W obrońcach, widzących takiego sojusznika, wstąpiła nowa nadzieja. Zaczęli ciąć przeciwników, lecz nie dorównywali temu, którego nie znali, a który mężnie walczył po ich stronie. Potwory zaczęły się wycofywać.

Z ogromnej armii, liczącej wiele setek tysięcy wojowników, wycofywała się zaledwie garstka żywych. Również szeregi obrońców bardzo się przerzedziły. Zginęło wielu mężnych żołnierzy i wielu wybitnych dowódców. Mimo że Raj odparł wroga, stał się ruiną. Cieniem tego, czym było przed atakiem. A wszystko to z powodu Johna i jakąś związaną z nim przepowiednię.

#fireonthegraveyard