Pora na obiecaną ciekawostkę. :)
W poprzednim wpisie zalinkowałem wszystkie 3 etiudy a-moll Chopina. Przypadek? Nie sądzę. ( ͡° ͜ʖ ͡°) Ale o tym za chwilę.
Jak większość z Was pewnie wie, etiudy Chopina były jednym z punktów zwrotnych w muzyce. Do czasów Frycka etiuda była gatunkiem nudnych, stricte technicznych utworów służących do ćwiczenia określonych aspektów gry. W ogóle z trudem przechodzi mi przez gardło (nadgarstek...) nazwanie ich "utworami", bo każdy, kto chodził do szkoły muzycznej i miał okazję spotkać się z twórczością niejakiego Czernego, prawdopodobnie do dziś
W poprzednim wpisie zalinkowałem wszystkie 3 etiudy a-moll Chopina. Przypadek? Nie sądzę. ( ͡° ͜ʖ ͡°) Ale o tym za chwilę.
Jak większość z Was pewnie wie, etiudy Chopina były jednym z punktów zwrotnych w muzyce. Do czasów Frycka etiuda była gatunkiem nudnych, stricte technicznych utworów służących do ćwiczenia określonych aspektów gry. W ogóle z trudem przechodzi mi przez gardło (nadgarstek...) nazwanie ich "utworami", bo każdy, kto chodził do szkoły muzycznej i miał okazję spotkać się z twórczością niejakiego Czernego, prawdopodobnie do dziś
Postanowiłem więc zaprezentować utwór, który wciska mnie w fotel za każdym razem, gdy go słucham. Nie jestem pewien, czy zaklasyfikowanie go jako "smutny" jest słuszne, bo tak banalne pojęcie nie przystaje do tematyki Holokaustu, którą ta kompozycja porusza. Czy powiedzielibyście, że np. opowiadania Borowskiego są "smutne"? Ja raczej nie, ale w ogólności nie znam też lepszego określenia.
Ocalały z Warszawy (oryg. A Survivor from Warsaw) Arnolda Schonberga to utwór z 1947 r. przedstawiający scenę z likwidacji żydowskiego getta w Warszawie. Do mrocznej, dodekafonicznej* muzyki narrator melorecytuje przejmujący tekst, a na koniec chór wykonuje modlitwę Szema Jisrael, jedną z najważniejszych w judaizmie i tradycyjnie odmawianą m.in. przed śmiercią.