Wytłumaczcie mi, bo ja już naprawdę nie rozumiem, dlaczego ludzie mają jakiś nawyk chwalenia się, że mają depresję? Jak tylko widzę/słyszę, że ktoś obwieszcza całemu światu, że choruje na to, to z góry wiem, że mam do czynienia z jakimś nie poważnym człowiekiem, który na 99,9% nie ma żadnej depresji tylko uroił sobie jakiś #!$%@? stan.

Wy debile, jak Wam smutno to nie oznacza od razu, że macie depresję (
@2phonepiotrus: Dużo wygodniej jest tłumaczyć swoje #!$%@? urojoną depresją i dostawać za to atencję i głosy współczucia niż spróbować się ogarnąć. Najgorzej na tym wychodzą osoby autentycznie chore, które przez głupią modę niedługo przestaną być traktowane poważnie.

Oczywiście jakakolwiek próba podjęcia tematu kończy się histerią i komentarzami w stylu "nie wiesz o czym mówisz"
Na pierwszym roku studiów mieszkałam w akademiku, w pokoju z dwoma Karinami. Jedna z nich zaczęła spotykać się z nowym Sebixem. Chłopak był zadbany, miał podejście do kobiet i zachowywał się jak Dżentelmen. Karina udawała niedostępną, układną dziewczynę. Po kilku dniach spotykania poszła z nim na dyskotekę i wrócili grubo nad ranem. Druga Karina też była na tej dyskotece z nimi, ale wróciła dużo wcześniej, całkowicie upita, i spała kamiennym snem, chrapiąc