Robię drugie, niemrawe podejście do Lubiewa, może tym razem przebrnę w przeciwnym razie książka znów poleżakuje na półce. Pomyśleć, że z takim entuzjazmem zaczynałam za pierwszym razem, a mina mi rzedła z każdą kolejną stroną. Nie jestem nawet w stanie określić, co właściwie mnie zniechęca najbardziej. Tematykę znałam kupując książkę, chyba jednak trochę inaczej sobie wyobrażałam ujęcie zagadnienia. Plus to, że czytałam wcześniej w necie jakiś zabawny fragment, ducha którego, próżno mi
@konwik: Opowieści o Adasiu Miauczyńskim (Dzień Świra, Nic Śmiesznego) też koniec końców są przygnębiające, lecz nie koliduje to z ich jednoczesnym zabawnym zabarwieniem. Lubiewo jest dość osobliwe pod względem stylistycznym, to sprawiło, że zechciałam po nie sięgnąć; fragment z którym się zapoznałam przed zakupem wydał mi się bardzo błyskotliwy. Ta opowieść potrafi być kwaśna, odpychająca, przejmująca lecz przy tym wszystkim też śmieszna, tylko coś mnie w niej jakby deprymuje.