Witam Was kochani. Wczoraj wieczorem miałem wielką ochotę obejrzeć film, który wgniecie mnie w fotel. Z początku myślałem by poszperać na CDA i nadgonić kilka z wysokobudżetowych widowisk ostatnich lat, zwłaszcza tych od Mavela: Avengers: Wojna bez granic (2018), oraz Avengers: Koniec gry (2019) od braci Russo, jednak zamiast tego odpaliłem po latach na DVD kultową ekranizację powieści Winstona Grooma samym tytułem - Forrest Gump (1994), wyreżyserowaną przez twórcę mojej ukochanej trylogii Powrotu do Przyszłości - Roberta Zemeckisa . W rolach głównych wystąpili: fenomenalny Tom Hanks, oraz Robin Wright i Gary Sinise.

Nie zliczę ileż to razy obejrzałem ten film. Jest to przepiękna historia mającego niski iloraz inteligencji, ale wielki serce Forresta Gumpa (Tom Hanks), wychowywanego przez samotną matkę (Sally Field), który dzięki ogromnemu szczęściu i talentom staje się futbolistą, bohaterem wojny w Wietnamie, fenomenalnym tenisistą stołowym działającym na rzecz „dyplomacji pingpongowej”, aż w końcu miliarderem i fenomenem społecznym. Udaje mu się przy tym poznać wielu historycznych ludzi, takich jak Elvis Presley, Abbie Hoffman, John Lennon, prezydentów USA od Johna F. Kennedy’ego po Richarda Nixona, stawał się świadkiem ważnych wydarzeń dla stanu Alabama, jak całych Stanów Zjednoczonych od lat 50-tych do 80-tych. Mimo swojej nierozgarniętej natury zyskał wielu prawdziwych przyjaciół takich jak Benjamin "Bubba" Bufford-Blue (Mykelti Williamson) i porucznik Dan Taylor (Gary Sinise). Jednak to centralną postacią w życiu Forresta była zawsze Jenny (Robin Wright) – przyjaciółka z czasów dzieciństwa, która staje się jego wielka miłością. Choć wielokrotnie ich drogi się rozchodziły, zawsze oboje do siebie wracali.

Ten pełen ciepła i wzruszeń film Roberta Zemeckisa od zawsze uważałem za jedno z najważniejszych dzieł dziesiątej muzy. Oglądając go wczoraj śmiałem się, a jednocześnie płakałem. Tak dobrze przeczytaliście, trzydziestoparoletni facet z uśmiechem na pysku i łzami w oczach oglądał film z lat 90-tych, który zapewne na młodszych pokoleniach nie zrobił by większego wrażenia (choć mogę się rzecz jasna mylić). Sam nie wiem czemu tak było, może dlatego, że jest to film z mojego dzieciństwa, może dlatego, że sam nie jestem idealny, ale staram się wszystko nadrabiać sercem, może, że ja też kogoś takiego jak Jenny, a może po prostu jest to arcygenialny
CulturalEnrichmentIsNotNice - Witam Was kochani. Wczoraj wieczorem miałem wielką ocho...

źródło: comment_15883360481z9vYLdTtIbnIKF3bysKT6.jpg

Pobierz
#sepecharecenzuje Nadzwyczajni

Filmy od twórców Nietykalnych – dla mnie najlepszego filmu dekady – biorę w ciemno i z pełnym zaufaniem, jak lekarstwa od Matuli. Tym razem Nakache i Toledano opowiadają o dwójce kolesi, którzy prowadzą organizacje non-profit wspierające dzieci z różnymi odmianami autyzmu.

+historia oparta na faktach, ale opowiedziana w ciepły, acz niepozbawiony pewnej dosadności sposób. Na pewno nie jest to kolejny cukierkowy film w stylu amerykańskim.
+Vincent Cassel w bardzo ludzkiej roli, świetny występ
Sepecha - #sepecharecenzuje Nadzwyczajni

Filmy od twórców Nietykalnych – dla mnie ...

źródło: comment_PsJFG51qyHuYBguof59ZNb9Rq1HUj2V5.jpg

Pobierz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 2
@Sepecha: Nie rozumiem fenomenu Nietykalnych (ale jestem akurat człowiekiem bez serca, bo "Zanim się pojawiłeś" też mną nie wstrząsnął). Ok, świeża historia, film dobry technicznie, ale żeby najlepszy dekady?
  • Odpowiedz
@cynical_motherfucker: Jeżu, gdzie?! Daj mnie te tytuły, jeszcze dzisiaj do nich usiądę! Ale poważnie - no właśnie, dla mnie jest feel good movie, prosta historia o prawdziwej przyjaźni, ale jednocześnie tak zwyczajnie ludzka i niewiarygodnie ciepła, plus idealny dobór aktorów do głównych ról i jeden z najpiękniejszych soundtracków. Einaudi kupił mnie całkowicie. Ale nie tylko. Scena z paralotnią, jak i same intro na swój sposób mnie hipnotyzują. Może to po
  • Odpowiedz
(Wpis nr 285)
Dziś w cyklu "Filmy ze Złotej Ery VHS" obraz Tima Burtona, więc nie dziwne, że będzie coś niezwykłego... Oto młodzi Johnny Deep i Winona Ryder w zapadającym serce komediodramacie fantasy...

"Edward Nożycoręki" (Edward Scissorhands, 1990)

Peg Boggs, akwizytorka firmy AVON odwiedziła wszystkie klientki we własnym miasteczku. Nic nie udało się jej sprzedać, więc postanawia udać się do opustoszałego zamczyska na wzgórzu. Odnalazła w nim samotnego chłopca o imieniu Edward (Johnny Deep). Został on stworzony przez starego wynalazcę, który zmarł przed ukończeniem swego życiowego dzieła. Dlatego też Edward zamiast dłoni ma nożyczki, którymi jednakże posługuje się po mistrzowsku. Edward przenosi się do domu Peg, gdzie poznaje nowych ludzi i zostaje tam genialnym ogrodnikiem i fryzjerem wykorzystując do pracy własne nożyczki. Edward poznaje w końcu córkę gospodyni, Kim (Winona Ryder). Powoli rodzi się między nimi uczucie, ale nie wszyscy w miasteczku są przychylni Edwardowi i zrobią wszystko
Montago - (Wpis nr 285)
Dziś w cyklu "Filmy ze Złotej Ery VHS" obraz Tima Burtona, w...

źródło: comment_oDrjb93zcuXMQdFK8ZT78AkU8XYB2ey9.jpg

Pobierz
@W_k_u: Brak humoru, dialogi płytkie, wtrącanie pseudomądrych słówek, żeby było poważniej, a jest tylko bardziej groteskowo. Słaba kreacja bohaterów. Tak, można powiedzieć, że "byli przedstawieni w poprzednich częściach", to czemu nie mogą być jakoś wyjątkowi też w tym filmie, mimo natłoku postaci. Mam wrażenie, że cały boxoffice poszedł na efekty. Gdyby te postaci nie miały tylko supermocy, to tak, są tekturowe. Jak politycy. Nie dojdziesz do tego, co i kogo
  • Odpowiedz
#sepecharecenzuje Truposze nie umierają (2019)

Owszem, ten film jest o zombie, ale NIE TYLKO, do licha ciężkiego. A nawet jeśli wydaje się miejscami nieskładny i nielogiczny, ostatnie sceny podrzucają wyjaśnienie, a całość zyskuje na wydźwięku. Chciałbym tu też wyrazić swoje zdziwienie niewielkim zainteresowaniem i niskimi ocenami. Seans był ciekawym doświadczeniem, trzeba się przyjrzeć temu Jarmuschowi.

+Bill Murray i Adam Driver jako duet gliniarzy, obie postacie skrajnie wyprane z emocji, ospałe, ogląda się to świetnie
+i od razu dialogi, szczególnie między wspomnianymi panami - pełne ironicznego dowcipu, bardzo przyjemne
Sepecha - #sepecharecenzuje Truposze nie umierają (2019)

Owszem, ten film jest o zom...

źródło: comment_0ySkK8y8PpUTgRnfbG9056r0LG3E69ze.jpg

Pobierz
@Sepecha klimat nawet spoko, ale walory artystyczne nie ratują tego filmu wcale. Po co taka obsada, jeśli scenariusz im się nie pozwala wcale wykazać. Komedia? No jeśli jakaś osoba się zaśmiała chociaż raz na tym filmie to chyba pierwszy raz ogląda jakąkolwiek komedię (jeśli to można nazwać komedią). A ta metafora społeczeństwa? Niby można to dostrzec, ale jak sobie to bardzo wmówisz, bo jeśli dostrzegasz to w tym filmie to już
  • Odpowiedz
via Android
  • 1
@KozakCzerwony Fakt, scenariusz prosty, ale szczerze powiedziawszy obserwowanie takiej prozy życia w wykonaniu Murraya i Drivera ucieszyło mnie bardziej, niż gdyby Jarmusch zafundował nam tarantinowskie dialogi z sieczką na koniec. A aktorsko moim zdaniem panowie też pokazali coś nowego, role gościa w śmiertelnym marazmie i "wiedzącego więcej" sceptyka też trzeba umieć zagrać, nie każda dobra rola to ta o skrajnych emocjach. I nie, żebym wył ze śmiechu, ale te wstawki o
  • Odpowiedz
Nareszcie przemogłem się do obejrzenia "Fisher Kinga" Gilliama i nie żałuję. Początkowo film mi się ciągnął, przerywałem i przekładałem jego dokończenie wielokrotnie ale mniej więcej od połowy naprawdę mnie chwycił za serce. No i chyba jedna z najlepszych scen miłosnych jaką widziałem w historii-dowód na to że nawet #przegryw jeśli chce to potrafi. Polecam gorąco mireczki. Ciężko się wkręcić w ten film(jak to u Gilliama, pełno absurdu) ale
  • Odpowiedz