#anonimowemirkowyznania
Mieszkałem z rodzicami, pracowałem z domu zdalnie (mój zawód jest dość nietypowy), uczelnia w tym samym mieście więc nie było sensu się wyprowadzać. Miałem paczkę przyjaciół i znajomych ale o ironio całe towarzystwo płci męskiej i też bez swoich drugich połówek. Każde nasze spotkania to było narzekanie na to, że nie możemy nikogo znaleźć. Byliśmy kółkiem wzajemnego spie*nia, Studia leciały a mnie coraz bardziej dobijała samotność, zaczynałem popadać w depresję, nie przykuwałem uwagi do swojego wyglądu nie dbałem o siebie. Wydawało mi się, że mam ryj 1/10 jestem nudny, nie mam nic ciekawego do powiedzenia i mnie żadna kobieta nie zechce. Dodatkowo przeglądanie mikroblogu i tagów typu przegryw itp. szczególnie pogłębiało ten problem i zakrzywiało moje postrzeganie świata. Wydawało mi się, że każda kobieta, która w moim kierunku się uśmiecha i na mnie patrzy nabija się ze mnie. Kulminacją mojego #!$%@? był moment w którym zaczynały mi się pojawiać myśli czy podczas jazdy samochodem nie zjechać na przeciwległy pas pod jakiegoś tira.
Kilkanaście dni później trafiłem na ciekawą ofertę pracy, skrojoną akurat pode mnie w innym większym mieście. Uznałem że czas coś zmienić i zdobyć doświadczenie a nie tylko pracować w domu. Wysłałem CV po dwóch dniach do mnie zadzwonili, pojechałem na rozmowę dostałem robotę. Wyrwałem się, wyprowadziłem. Nowi ludzie, nowi znajomi, klimaty korpo, siłą rzeczy musiałem o siebie zadbać. Był też odgórny nacisk aby na konkretne okazje ubierać się casualowo/smart casual. Zacząłem czytać poradniki modowe, blogi, pinteresta, instagrama. ( Spodnie zwężane =/= facet #!$%@?) Wymieniłem połowę szafy, kupowałem lepsze kosmetyki (naglę okazało się, że mogę nie mieć łupieżu), znalazłem dobrego fryzjera (to mocno wpłynęło na mój wygląd, wcześniejszy fryzjer był beznadziejny ale skąd miałem o tym wiedzieć, był tani ). Nie oszczędzałem. Nie było czasu na głupoty typu mikro. Moja samoocena i postawa ( a przez to mowa ciała) diametralnie się zmieniła. Czułem się na codzien pewnie, swobodnie, zadbany. Zaczęło mnie nawet razić jak ktoś miał źle dopasowane ciuchy. Musiałem się przełamać tylko do kobiet. Kumpel namówił mnie na zainstalowanie tindera do którego byłem wcześniej negatywnie nastawiony. Zrobił mi dobre zdjęcia. O dziwo miałem pary, na początku było słabo bo o czym tu rozmawiać? Szczerze? gada się o wszystkim. Pierwsze spotkania? Wow w cale nie jest tak źle. Normalne kobiety (takie starałem się wybierać po zdjęciach i wyglądzie a nie elo laski 10/10) równie speszone i nie wiedzące jak się zachować i rozmawiać jak ja. Im więcej się spotykałem tym więcej rzeczy zaczynałem dostrzegać. Inni ludzie są równie niedoskonali co ja. Zabrzmi to banalnie ale nawet połowa kobiet miała większe problemy z cerą odemnie i większe kompleksy.
Nic z tych wszystkich znajomości nie wyszło, nie mogłem ich pociągnąć dalej, przeprowadziłem się, dostałem lepszą ofertę
Mieszkałem z rodzicami, pracowałem z domu zdalnie (mój zawód jest dość nietypowy), uczelnia w tym samym mieście więc nie było sensu się wyprowadzać. Miałem paczkę przyjaciół i znajomych ale o ironio całe towarzystwo płci męskiej i też bez swoich drugich połówek. Każde nasze spotkania to było narzekanie na to, że nie możemy nikogo znaleźć. Byliśmy kółkiem wzajemnego spie*nia, Studia leciały a mnie coraz bardziej dobijała samotność, zaczynałem popadać w depresję, nie przykuwałem uwagi do swojego wyglądu nie dbałem o siebie. Wydawało mi się, że mam ryj 1/10 jestem nudny, nie mam nic ciekawego do powiedzenia i mnie żadna kobieta nie zechce. Dodatkowo przeglądanie mikroblogu i tagów typu przegryw itp. szczególnie pogłębiało ten problem i zakrzywiało moje postrzeganie świata. Wydawało mi się, że każda kobieta, która w moim kierunku się uśmiecha i na mnie patrzy nabija się ze mnie. Kulminacją mojego #!$%@? był moment w którym zaczynały mi się pojawiać myśli czy podczas jazdy samochodem nie zjechać na przeciwległy pas pod jakiegoś tira.
Kilkanaście dni później trafiłem na ciekawą ofertę pracy, skrojoną akurat pode mnie w innym większym mieście. Uznałem że czas coś zmienić i zdobyć doświadczenie a nie tylko pracować w domu. Wysłałem CV po dwóch dniach do mnie zadzwonili, pojechałem na rozmowę dostałem robotę. Wyrwałem się, wyprowadziłem. Nowi ludzie, nowi znajomi, klimaty korpo, siłą rzeczy musiałem o siebie zadbać. Był też odgórny nacisk aby na konkretne okazje ubierać się casualowo/smart casual. Zacząłem czytać poradniki modowe, blogi, pinteresta, instagrama. ( Spodnie zwężane =/= facet #!$%@?) Wymieniłem połowę szafy, kupowałem lepsze kosmetyki (naglę okazało się, że mogę nie mieć łupieżu), znalazłem dobrego fryzjera (to mocno wpłynęło na mój wygląd, wcześniejszy fryzjer był beznadziejny ale skąd miałem o tym wiedzieć, był tani ). Nie oszczędzałem. Nie było czasu na głupoty typu mikro. Moja samoocena i postawa ( a przez to mowa ciała) diametralnie się zmieniła. Czułem się na codzien pewnie, swobodnie, zadbany. Zaczęło mnie nawet razić jak ktoś miał źle dopasowane ciuchy. Musiałem się przełamać tylko do kobiet. Kumpel namówił mnie na zainstalowanie tindera do którego byłem wcześniej negatywnie nastawiony. Zrobił mi dobre zdjęcia. O dziwo miałem pary, na początku było słabo bo o czym tu rozmawiać? Szczerze? gada się o wszystkim. Pierwsze spotkania? Wow w cale nie jest tak źle. Normalne kobiety (takie starałem się wybierać po zdjęciach i wyglądzie a nie elo laski 10/10) równie speszone i nie wiedzące jak się zachować i rozmawiać jak ja. Im więcej się spotykałem tym więcej rzeczy zaczynałem dostrzegać. Inni ludzie są równie niedoskonali co ja. Zabrzmi to banalnie ale nawet połowa kobiet miała większe problemy z cerą odemnie i większe kompleksy.
Nic z tych wszystkich znajomości nie wyszło, nie mogłem ich pociągnąć dalej, przeprowadziłem się, dostałem lepszą ofertę
#pracbaza #nieboperfekcjonistow