"Odzyskałam wiarę w ludzi" - te słowa usłyszałem dziś w nocy po prowadzeniu ponad dwugodzinnej reanimacji, od córki pacjenta. Sprawa wydawała się beznadziejna jednak udało nam się go zresuscytować. Ludzie z branży wiedzą co znaczy dwie godziny. Laikom powiem, że często kończymy po 20 minutach.
To nie było ciągłe zatrzymanie krążenia tylko, cholera zabrzmi to cholernie patetycznie - walka ze śmiercią. Wracał, zatrzymywał się i znów wracał i tak w kółko. Przerabialiśmy chyba wszystkie możliwe rytmy łącznie z rzadko spotykanym częstoskurczem komorowym bez tętna.
Przy prawidłowym prowadzeniu wentylacji i uciskach klatki piersiowej w zasadzie w pełni zastępuje się funkcje organizmu.