Moja mama ma problem z alkoholem i nie za bardzo wiem, jak mogę jej pomóc...
Przeszła kiedyś nowotwór, więc sam fakt, że nadużywa alkoholu, jest lekko mówiąc nierozsądny.
Pozornie wszystko jest w porządku. Chodzi do pracy, ogarnia obowiązki i nie widać, żeby zaniedbywała ważne sprawy, ale coraz częściej czuje od niej mocne trunki podczas zwyczajnych wyjść np. do sklepu.
Wczoraj zauważyłem dwie puste butelki 0.5, a przyjechała w odwiedziny 2 dni temu...powiedziałem jej, że to już alkoholizm, a ona bagatelizuje problem i nie bardzo traktuje to na serio.
Nie chce jej stracić i chciałbym jakoś pomóc. Ojciec już zmarł, bo palił jak smok od młodych lat i się wykończył, więc została tylko ona.
Udało się komuś przejść podobną sytuacje z happy endem?
Przeszła kiedyś nowotwór, więc sam fakt, że nadużywa alkoholu, jest lekko mówiąc nierozsądny.
Pozornie wszystko jest w porządku. Chodzi do pracy, ogarnia obowiązki i nie widać, żeby zaniedbywała ważne sprawy, ale coraz częściej czuje od niej mocne trunki podczas zwyczajnych wyjść np. do sklepu.
Wczoraj zauważyłem dwie puste butelki 0.5, a przyjechała w odwiedziny 2 dni temu...powiedziałem jej, że to już alkoholizm, a ona bagatelizuje problem i nie bardzo traktuje to na serio.
Nie chce jej stracić i chciałbym jakoś pomóc. Ojciec już zmarł, bo palił jak smok od młodych lat i się wykończył, więc została tylko ona.
Udało się komuś przejść podobną sytuacje z happy endem?
Na sen wjeżdża z 5-6 piwek i do tego z pół grama palenia, na imprezach już totalnie się odklejam, wlewam w siebie wszystko, co można.
Mam dosyć, nie mogę rano wstać, jestem otępiały, nic mi się nie chce, poza tym kac wzmaga lęki.
Rzucał ktoś po tylu latach "kontrolowanego" chlania?
I co ze snem, zasypianie na trzeźwo jest koszmarem.
O typowym #przegryw podejściu do życia (jestem skończoną cipą) nie wspomnę, bo to też jest główną przyczyną wlewania Bożego piwka w siebie.