#azjatyckaowca #chiny #usa #trump #geopolityka #azja
Jedna ze zdecydowanie najważniejszych wizyt prezydenta USA Donalda Trumpa podczas jego kadencji – pierwsza podróż do Azji Południowo-Wschodniej, gdzie w ciągu dziesięciu dni (5-14.11) odwiedzi 5 krajów: Japonię, Koreę Południową, Chiny, Wietnam oraz Filipiny. Tekst troszeczkę spóźniony, jako że w tym momencie jesteśmy właśnie na półmetku wizyty (kończy się piąty dzień), tyle że akurat pierwsze cztery dni były dla mnie najmniej interesujące, jako że dotyczyły przede wszystkim umocnienia sojuszników w kwestii napięć z Koreą Północną. Teraz wkraczamy w o wiele ważniejsze dla mnie tematy – bardzo istotny dla USA temat wyrównania bilansu handlowego z Chinami oraz ważny dla całego regionu temat jakiego wsparcia od USA oczekiwać mogą mniejsze państwa azjatyckie w rywalizacji z Chinami. Pierwsze cztery dni były poświęcone w dużej mierze tematowi Korei, obecnie, jako że Trump jest już w Chinach, na pierwszy plan wychodzi bilans handlowy (a także próby wpłynięcia na Koreę za pomocą Chin, ostatnie cztery dni będą głównie poświęcone ostatniemu zagadnieniami, jako że odbędą się wtedy dwa najważniejsze wydarzenia: szczyt APEC w Wietnamie oraz szczyt Azji Wschodniej na Filipinach.
Pierwszą rzeczą, bardzo mocno wyróżniającą się w okresie tuż przed i w trakcie wyprawy to to, że z amerykańskich słowników wyrzucono pojęcie „Asia-Pacific”, zamiast niego pojawia się określenie „Indo-Pacific”. Różnica może pozornie niewielka, ale tak naprawdę bardzo wiele mówiąca: w tym pierwszym przypadku na pierwszy plan wychodzą dwa kraje, leżące naprzeciwko siebie: Chiny i USA. Ten drugi przypadek z kolei obejmuje zasięgiem obszar obu oceanów, co automatycznie dołącza do grona potęg Indie, a skoro one już się tam znalazły, nie ma przeszkód by na liście pojawiła się również Japonia. Grono krajów obejmujących ten obszar zamyka Australia. W ten sposób zamiast postawienia naprzeciwko siebie dwóch krajów, mamy sytuację w której pięć krajów będzie pilnowało „wolnego i otwartego regionu Indo-Pacyfiku”, z czego cztery z nich są niezbyt przyjaźnie nastawione do ewentualnej ekspansji Chin i jakichkolwiek agresywnych posunięć. Określenie „Indo-Pacific” po raz pierwszy pojawiło się w życiu w okolicach rok 2010, po czym bardzo szybko zostało zaadaptowane przez ówczesną Sekretarz Stanu, Hillary Clinton. Obecna administracja podążyła tym tokiem i zaczęła go używać na arenie międzynarodowej, całkowicie zapominając o poprzednim. Oczywiście Chinom nie jest to w smak, czego przykłady widać chociażby po dalszym używaniu przez tamtejszych polityków określenia „Asia-Pacific”: https://pbs.twimg.com/media/DOEFfC-VQAERS_l.jpg.
Co
Jedna ze zdecydowanie najważniejszych wizyt prezydenta USA Donalda Trumpa podczas jego kadencji – pierwsza podróż do Azji Południowo-Wschodniej, gdzie w ciągu dziesięciu dni (5-14.11) odwiedzi 5 krajów: Japonię, Koreę Południową, Chiny, Wietnam oraz Filipiny. Tekst troszeczkę spóźniony, jako że w tym momencie jesteśmy właśnie na półmetku wizyty (kończy się piąty dzień), tyle że akurat pierwsze cztery dni były dla mnie najmniej interesujące, jako że dotyczyły przede wszystkim umocnienia sojuszników w kwestii napięć z Koreą Północną. Teraz wkraczamy w o wiele ważniejsze dla mnie tematy – bardzo istotny dla USA temat wyrównania bilansu handlowego z Chinami oraz ważny dla całego regionu temat jakiego wsparcia od USA oczekiwać mogą mniejsze państwa azjatyckie w rywalizacji z Chinami. Pierwsze cztery dni były poświęcone w dużej mierze tematowi Korei, obecnie, jako że Trump jest już w Chinach, na pierwszy plan wychodzi bilans handlowy (a także próby wpłynięcia na Koreę za pomocą Chin, ostatnie cztery dni będą głównie poświęcone ostatniemu zagadnieniami, jako że odbędą się wtedy dwa najważniejsze wydarzenia: szczyt APEC w Wietnamie oraz szczyt Azji Wschodniej na Filipinach.
Pierwszą rzeczą, bardzo mocno wyróżniającą się w okresie tuż przed i w trakcie wyprawy to to, że z amerykańskich słowników wyrzucono pojęcie „Asia-Pacific”, zamiast niego pojawia się określenie „Indo-Pacific”. Różnica może pozornie niewielka, ale tak naprawdę bardzo wiele mówiąca: w tym pierwszym przypadku na pierwszy plan wychodzą dwa kraje, leżące naprzeciwko siebie: Chiny i USA. Ten drugi przypadek z kolei obejmuje zasięgiem obszar obu oceanów, co automatycznie dołącza do grona potęg Indie, a skoro one już się tam znalazły, nie ma przeszkód by na liście pojawiła się również Japonia. Grono krajów obejmujących ten obszar zamyka Australia. W ten sposób zamiast postawienia naprzeciwko siebie dwóch krajów, mamy sytuację w której pięć krajów będzie pilnowało „wolnego i otwartego regionu Indo-Pacyfiku”, z czego cztery z nich są niezbyt przyjaźnie nastawione do ewentualnej ekspansji Chin i jakichkolwiek agresywnych posunięć. Określenie „Indo-Pacific” po raz pierwszy pojawiło się w życiu w okolicach rok 2010, po czym bardzo szybko zostało zaadaptowane przez ówczesną Sekretarz Stanu, Hillary Clinton. Obecna administracja podążyła tym tokiem i zaczęła go używać na arenie międzynarodowej, całkowicie zapominając o poprzednim. Oczywiście Chinom nie jest to w smak, czego przykłady widać chociażby po dalszym używaniu przez tamtejszych polityków określenia „Asia-Pacific”: https://pbs.twimg.com/media/DOEFfC-VQAERS_l.jpg.
Co
Pomimo dotychczasowej kiepskiej polityki Trumpa myślałem, że obecna wyprawa do Azji coś w tej kwestii zmieni. O ile jeszcze wizyty w Japonii i Korei mogły coś takiego sugerować, o tyle część chińska i obecnie wietnamska to porażka na całej linii... Dawno, bardzo dawno nie widziałem gorszej polityki dyplomatycznej - ale czego w sumie spodziewać się po biznesmenie, a nie po polityku - a przecież konkurencja z całego świata w ostatnich latach była naprawdę spora.
Wystarczy powiedzieć tyle - Xi Jinping otrzymał po swoim przemówieniu owację na stojąco, Trump nie. Xi poruszał większość ważnych tematów dla regionu i świata - współpracę międzynarodową, zmiany klimatu, walkę z ubóstwem. Trump zaś z kolei głównie zwracał uwagę na dwustronne umowy, które będą korzystne dla US. Nie wiem czy ktokolwiek z Azji Południowo-Wschodniej ma jeszcze jakieś nadzieje na aktywniejszą rolę US w regionie - dobrze to obrazuje również to, że o mały włos (Kanada się w ostatniej chwili wycofała) nie powstało TPP bez US - szanse na to w dalszym ciągu oczywiście istnieją.
Widać zresztą jak łatwo jest przekupić Trumpa żeby mówił dokładnie to, czego się oczekuje - partyjki golfa, wystawne obiady, łechtanie ego, zaszczyty których zwykły człowiek nie dostąpi... Zrobisz to wszystko a Trump jest twój.
Porównanie kompletnie od czapy - Korea Pn ma broń nuklearną i mnóstwo amerykańskich baz wojskowych w zasięgu, zaś już niedługo także ich rakiety będą w stanie dosięgnąć zachodniego wybrzeża. Przypominasz sobie jaka panika była w momencie kryzysu kubańskiego, kiedy okazało się że Ameryka ma pistolet przystawiony do głowy? Tu dochodzimy do bardzo podobnej sytuacji. Ameryka nigdy nie zaznała ataku na swoje terytorium za wyjątkiem Pearl Harbor. Jakiekolwiek zagrożenie dla mieszkańców US jest wydarzeniem niemalże bez precedensu. US wyczerpało już wszystkie możliwości wpływania, włącznie z sankcjami, Chiny się do tych sankcji dołączyły, ograniczając eksport różnych dóbr i surowców o 80-90%. Czy widać jakąś reakcję Korei? Nie, jesienny spadek aktywności w wystrzeliwaniu rakiet jest obserwowalny od kilku lat, nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
Gdyby US chciało zlikwidować Koreę, musiałoby mieć pewność że za pierwszym atakiem wyeliminują możliwość ataku odwetowego. Takiej pewności nigdy się nie ma. W wypadku wystrzelenia rakiety przez Koreę, szanse na zestrzelenie takiej rakiety ICBM (Hwasong-14, która jak się szacuje, miałaby szansę na dolecenie właśnie na zachodnie wybrzeże) przez jedną rakietę z systemu antyrakietowego według amerykańskich dokumentów są w okolicach 23%. Nawet 4 takie rakiety na jedną ICBM dają kilka procent szans na uderzenie. US nie może sobie pozwolić nawet na 1%. Pomijam że te systemy nigdy nie były realnie sprawdzane w boju i bodajże są już trochę stare. W systemie na Alasce jest jakieś circa 50 rakiet. Jeśli Korea wystrzeli kilkanaście rakiet, niemalże pewne jest że przynajmniej jedna doleci do celu. Nadal uważasz że są szanse na to, że można Koreę
ICBM Hwasong-14 przy odpowiednio nadanej trajektorii byłby już teraz w stanie dolecieć do wybrzeża USA, co prawda póki co z niewielkim ładunkiem, ale postęp w tej kwestii następuje z każdym kolejnym testem. Pomijam że wysiłki ku miniaturyzacji bomby także postępują. Póki co testy celowo były wykonywane na takiej trajektorii, by nikogo nie uszkodzić, pokazać swoją siłę i jak najdłużej być w stanie monitorować czy wszystkie mechanizmy wewnątrz rakiety działają zgodnie z planem. Wszystko póki co wychodzi jak należy - tak jak mówię, inna trajektoria i US już w tym momencie jest zagrożona.
http://www.38north.org/2017/07/melleman072817/
US nie może sobie pozwolić na zniszczenie całego kraju za pomocą broni jądrowej bo to po prostu jest niewykonalne, poza tym jeszcze raz powtarzam - atak US będzie się opłacał do wykonania tylko i wyłącznie w momencie kiedy cały potencjał nuklearny Korei zostanie zniszczony - co jest niemożliwe, bo jest on na pewno rozproszony i odpowiednio osłonięty. Jeśli się to nie uda i Korea będzie w stanie odpowiedzieć (bo już i tak nie będzie miała nic do stracenia), w wyniku uderzenia na US największym przegranym będą US - reakcja społeczeństwa będzie o wiele potężniejsza niż w przypadku Wietnamu, co oznacza zero przyszłości dla prezydenta US, a tym samym jego polityczne samobójstwo. Kto się ośmieli, wiedząc jak duże jest ryzyko? Nikt, dlatego do żadnego ataku nie dojdzie. Jedyną możliwością jest dyplomacja i pogodzenie się z faktem kolejnego kraju posiadającego
Co do Korei, wiedzę na temat rakiet i tarczy antyrakietowej wziąłem stąd: https://warontherocks.com/2017/10/deadly-overconfidence-trump-thinks-missile-defenses-work-against-north-korea-and-that-should-scare-you/ Na Alasce jest jedyny system, który mógłby przechwycić, został powiększony do 44 rakiet, ale i tak przy założeniu, że cztery rakiety zostaną wystrzelone na jeden pocisk (w miarę akceptowalna
US ciągle wspierają Tajwan (bo bez nich po prostu by się nie utrzymał), Trump ostatnio zmniejszył sprzedaż sprzętu wojskowego dla