No, nareszcie cel i "marzenie" (dziwne, zaiste) zrealizowane. W sobotę, wraz z tatą, o 3 nad ranem się zebraliśmy, pojechaliśmy, a jako, że przerw dużo nazbieraliśmy, to po zmroku dojechaliśmy. Z jednej chałupy, do drugiej, w sensie ode mnie, do rodziców. Upał niemiłosierny, ale bez gwałtownej pogody. Trochę braków nawierzchni, ale bardzo mało w kontekście wieczności. Po fakcie, bólu za bardzo nie ma, ale pozycja będzie w końcu do korekty.
A ja tak w ramach ciekawostki przypomnę, że podczas Mundialu 2010 Nowa Zelandia była jedyną drużyną na tym turnieju która nie przegrała żadnego meczu, a i tak nawet nie wyszła z grupy ¯_(ツ)_/¯
#mecz #gimbynieznajo