W latach trzydziestych XV wieku w posiadłościach Gillesa de Rais, jednego z najpotężniejszych baronów Francji, rozgrywał się koszmar, jak ze złego snu. Do Tiffauges, głównej rezydencji barona, ściągały dziwne postaci – okultyści, magowie, szamani, również spragnieni mocnych wrażeń arystokraci. Z okolicznych wiosek zaczęły znikać małe dzieci, szczególnie chłopcy. Z czasem strzępy tajemnicy przeniknęły przez grube mury zamczyska, wzbudzając powszechną panikę. Nikt z miejscowych nie miał wątpliwości – do Tiffauges zawitał sam diabeł.
Gilles de Rais (lub de Retz) zdobył sławę podczas wojny z Anglikami, jako wierny stronnik delfina Karola. W młodości hulaka, rozpustnik, homoseksualista – niespodziewanie doznał łaski. W 1428 r. spotkał na swej drodze świętą Joannę d’Arc. Był nią zafascynowany. Pod jej rozkazami ruszał dzielnie do boju, wyróżniając się szaleńczą odwagą i najwyższym poświęceniem. Zdobywał nowe zaszczyty, w tym godność marszałka Francji; nie dbał jednak o nie. Chwile spokoju między bitewnym zgiełkiem wypełniały mu rozmyślania o dotychczasowym życiu i pokuta. Czuł, że otrzymał szansę...
Niestety, Joanna zdradzona i wydana w ręce Anglików, zginęła na stosie w Rouen (1431). Gilles de Rais próbował ją ratować, bezskutecznie. Niedługo potem powrócił do swych posiadłości w Bretanii, związał się z grupą satanistów i alchemików. Czy była to jego zemsta na Bogu, za śmierć Joanny, czy może wybrał stronę, która w jego oczach wydawała się być silniejszą?
Dramat rozpoczął się w 1432 roku, w kaplicy zamku Tiffauges. Jego właściciel, w obecności Francesco Prelatiego, Florentczyka podającego się za kapłana Lucyfera, złożył mroczną przysięgę. Przyprowadzono ofiarę - małego chłopca. Baron de Rais, marszałek Francji, zabił go ciosem noża...
Potem były następne mordy, w trakcie „czarnych mszy” i szalonych orgii. Koszmar trwał całe 8 lat. Wieści o wyczynach de Raisa zaczęły powoli rozchodzić się po kraju, baron kpił jednak z bezsilnego prawa. Jego wpływy sięgały nawet królewskiego dworu. Wydawał się nietykalny... Nie pomyślał o jednym.
Kościół miał swój, wyjątkowo skuteczny, instrument obrony Wiary. Sanctum Officium – Święta Inkwizycja – prawdziwy młot druzgocący herezje, odpierający zagrożenia. Dziś wysuwa się wobec tej instytucji wiele oskarżeń – niekiedy prawdziwych, o wiele częściej absurdalnych. Nikt uczciwy jednak nie zaprzeczy – ojcowie inkwizytorzy byli często ostatnią nadzieją dla ludności obszarów, terroryzowanych przez brutalne sekty.
Sprawę Gillesa de Rais badał brat Jan Blonyn z zakonu Kaznodziejów, inkwizytor herezji w królestwie Francji, osobisty wysłannik Wielkiego Inkwizytora Wilhelma Merrici. Wspierali go w tym dziele biskup Nantes oraz królewski seneszal z Rennes.
15 września 1440 r. żołnierze księcia Bretanii zatrzymali barona de Rais i doprowadzili go przed trybunał w Nantes. Magnat pogardliwie przyjął wysłanników władcy. On, jeden z najbardziej wpływowych panów Francji, był przekonany o swej bezkarności. Gdy jednak w Nantes, wśród sędziów dostrzegł zakapturzone postacie inkwizytorów – poczuł niepokój.
Początkowo odmawiał składania zeznań, potem zaświadczał o swej niewinności. Kluczył, próbował ukryć prawdę. Ale ojcowie Świętego Oficjum mieli swoje sposoby...
Gillesa zaprowadzono do inkwizycyjnych lochów. Ujrzał narzędzia tortur. To była standardowa procedura – podejrzanemu pokazywano wpierw, co go czeka, jeśli odmówi współpracy. Przeważnie odnosiło to zamierzony skutek – wbrew mrocznym legendom, Inkwizycja niezbyt często uciekała się do przemocy. Wystarczyło pobudzić wyobraźnię więźnia... Tak było i tym razem.
Bezlitosny morderca dzieci zerknął na katowski rynsztunek – i zadrżał. Potem spojrzał w nieprzeniknione twarze inkwizytorów – i zadrżał po raz wtóry. Zobaczył w nich nieubłagany wyrok. Zaczął mówić.
Mówił długo. Opowiadał o wyuzdanych orgiach i homoseksualnych gwałtach. O chłopcach zakłuwanych nożem, bądź zabijanych ciosem pałki. O bestialskich torturach, o odrąbywaniu głów, o wypruwaniu wnętrzności. O przerażających eksperymentach okultystycznych – próbach stworzenia „kamienia filozoficznego” i „eliksiru młodości” z krwi i mózgu mordowanych dzieci. O krwawych ofiarach ku czci szatana, o „czarnych mszach” i bluźnierstwach przeciw Bogu. Szczegóły zbrodni były tak potworne, że w pewnej chwili prowadzący rozprawę biskup Nantes, wstrząśnięty głęboko, wstał, podszedł do krucyfiksu i zakrył go zasłoną.
W Tiffauges odnaleziono szczątki maleńkich ofiar. Takoż w pozostałych zamkach barona, w Champtocè i Machecoul. Doliczono się stu czterdziestu zamordowanych, ale sam Gilles ujawnił, że większość trupów uprzednio spalił. Szacowano, że satanistyczni zabójcy mogli zgładzić od trzystu do ośmiuset dzieci.
Coś nagle zaczęło zmieniać się w duszy oskarżonego. Opuściła go buta i pewność siebie. Może sprawiła to nieugięta dociekliwość inkwizytorów, nie wahających się deptać ludzkie zaszczyty i godności, w poszukiwaniu prawdy? Może wstrząsnęła nim rozpacz rodziców pomordowanych dzieci, zeznających przed trybunałem? A może wspomnienie świętej Joanny, tak uwielbianej niegdyś, której obrazu nie zdołał wyrzucić ze swego serca?
Nagle poprosił o spowiednika. Wyrok – śmierć przez powieszenie, oraz spalenie ciała na stosie - przyjął ze spokojem, niemal z ulgą. Wcześniej, gdy zeznawali rodzice ofiar, na sali słychać było jego szloch.
Czy przeczuwał, że przed obliczem Najwyższego Sędziego, na szalach odmierzających dobre i złe uczynki, jedynie tych kilka łez miało szansę zrównoważyć morze przelanej krwi?
26 października 1440 roku w Nantes zapłonęły stosy. Płomienie pożerały ciała barona i jego wspólników. Wraz z cuchnącymi kłębami dymu z miasta i okolicznych wiosek ulatywała trwoga. Ludność Bretanii odetchnęła z ulgą. Do chłopskich chat znów powracała nadzieja.
Przed egzekucją Gilles de Rais dokonał publicznego aktu skruchy. We wstrząsającym przemówieniu, będącym w istocie bezkompromisowym samooskarżeniem, poczynił rozrachunek ze swymi zbrodniami. Potem przyjął śmierć z ręki kata.
Rodzice ofiar, którzy przybyli na miejsce kaźni, by nasycić oczy widokiem surowej sprawiedliwości – teraz płakali i odmawiali modlitwy za duszę mordercy.
Diabeł opuścił okolice Tiffauges.
„Wzrastanie” styczeń 2005
Komentarze (99)
najlepsze
http://www.inquisitio.info/index.php?option=com_content&view=article&id=83:potwor-z-tiffauges&catid=25:nadesane&Itemid=58
Opis samego procesu de Rais.
http://niniwa2.cba.pl/proces_gillesa_de_rais.htm
Polecam. Niektórzy sugerują, że de Rais został okrzyknięty mordercą i heretykiem przez Kościół rzymskokatolicki w następstwie spisku mającego na celu przejęcie jego ziem. Był powszechnie uznawany za satanistę.
Przed kim mieli uprawiać PR inkwizytorzy? Protokoły nie były reklamą
"Gilles De Ray's... the perverted son
The holy man... hanged by nobility
Into The Crypts of Rays..."
http://www.youtube.com/watch?v=J1DVq5C6AuI
No i nie chodziło mi o "zagrać", visual novelki (a także sound novelki) się "czyta", tam nie ma za wiele do grania.
http://www.baka-tsuki.org/project/index.php?title=Fate/Zero - smacznego, może się
Czyli generalnie nie podoba Ci się prowadzenie akcji w Fate/Zero. Tu problem leży nieco gdzie indziej, Light Novel Fate/Zero nie było pisane przez Type Moon tylko przez Gena Urobuchiego. Dla jego stylu charakterystycznym jest takie opóźnienie akcji, aby zbudować dostatecznie duże napięcie i pozwolić widzowi/czytelnikowi przywiązać się do bohaterów zanim zacznie ich sukcesywnie i widowiskowo eliminować. Do końca pierwszego sezonu będzie dość spokojnie natomiast od drugiego spodziewałbym się krwawej łaźni.
to jest rozumiem idealnie czarny obraz de Raisa?
to jest rozumiem