10 kwietnia 2004 r. w Gdańsku zmarł Jacek Kaczmarski. Dzisiaj jest rocznica.
W tamtym trudnym czasie lat 80 ubiegłego wieku, jego pieśni były krzykiem. Krzykiem i protestem.
W końcu lat 70. i w latach 80. XX wieku jego liryka, rozpowszechniana w nieoficjalnych wydawnictwach, odbierana była jako głos antykomunistycznej opozycji.
Po raz pierwszy wystąpił publicznie na Warszawskim Jarmarku Piosenki w 1976 roku. Rok później otrzymał I Nagrodę Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie za wykonanie "Obławy". W 1979 roku wraz z Przemysławem Gintrowskim i Zbigniewem Łapińskim przygotował program poetycki "Mury".
W momencie ogłoszenia stanu wojennego Kaczmarski przebywał we Francji. Pozostał na emigracji, koncertował między innymi w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Australii, RPA, Izraelu, a także w większości krajów Europy Zachodniej. W 1984 roku został członkiem Redakcji Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa w Monachium, gdzie pracował przez 10 lat.
Po przemianach ustrojowych i upadku PRL Kaczmarski powrócił do Polski. Wznowił współpracę ze Zbigniewem Łapińskim i Przemysławem Gintrowskim, czego efektem były nowe płyty, a także cieszące się dużą popularnością trasy koncertowe. W 1995 roku wyemigrował do Australii, jednak jego muzyka była wciąż ceniona nad Wisłą - w 2001 roku otrzymał Złotą Płytę za album Live, a dwa lata później został uhonorowany Złotym Fryderykiem za całokształt osiągnięć artystycznych.
Ostatnie dni Norwida
Piękno jest na to, żeby zachwycało -
Nie znam piękniejszej nad - Piękno - ojczyzny,
W której - minąwszy przeznaczeń mielizny
Warto zanurzyć obolałe ciało,
Pychy się wyzbyć.
Grobowce Piękna - kosztowne artyzmy,
Których wieczności wzór - piramid stałość -
Na dusze kładą tylko plamę białą
Jak bandaż kłamstwa, co owija blizny
By nie bolało.
A nad Sekwaną pochylona gałąź
Żywa - pod blaskiem corocznej siwizny
Wspomina drzewo układane w pryzmy,
Gdy Templariuszy Król spalał wspaniałość
W czas wielkiej schizmy.
Ściemniała belka w narożniku izby,
W której się kiedyś na Ludwiki grało,
Dobrze pamięta, choć wygięta w pałąk,
Czas, gdy Moliera psy uliczne gryzły
Z Pana pochwałą!
Tu Marsyliankę też się poznawało,
Gdy wolność tłumu obwieszczały gwizdy
I bruk paryski był - jak nigdy - żyzny,
Bo gilotyna grała, aż chrupały
Karki w bieliźnie.
Po Bonapartem ścichły echa wyzwisk,
Szańce Komuny w bieg życia wessało
I świat w bezduszną obrasta dojrzałość -
Knuty z jedwabiu, przemysł, socjalizmy -
Nabite Działo!
Ręce grabieją, wino całkiem kwaśne,
Na rękawiczki braknie mi pieniędzy
I myśl zmarznięta nie chce płynąć prędzej,
A przecież przez nią i to dla niej właśnie
Umieram w nędzy.
Więc cóż jest piękno? Wód słoneczne bryzgi?
Diament w popiołach? Pamięć? Doskonałość?
Gdyby to tylko - byłoby za mało! -
Dusza, rozpięta raz na Krzyżu Myśli
- Wyrazi - Całość!
Jacek Kaczmarski 27.3.1987
Komentarze (6)
najlepsze
źródło: comment_1618048146G42XAzM35oNzFhVq8O6o4m.jpg
Pobierzźródło: comment_1618060669Gmoqh8CEWwbhKvxYaMmbLd.jpg
Pobierz