Jeśli zależy Wam na maleńkiej porcji przesolonej i tłustej zupki, braku drugiego dania, na nieogrzanej sali, na nieuprzejmej (by nie rzec chamskiej) obsłudze oraz wizycie całego policyjnego oddziału prewencji na deser, zapraszamy serdecznie do cieszyńskiej Karczmy Pod Dębem, Aleja Jana Łyska 24.
Zgodnie z sugestią obsługi Karczmy, przed planowanym obiadem rodzinnym w dniu 1 listopada 2018, po kilkunastu próbach w końcu dodzwoniliśmy się do lokalu, aby zamówić dania. Wiadomo, w przypadku większej liczby gości wcześniejsze zamówienia znacznie ułatwiają obsługę. A przynajmniej powinny. Co prawda okazało się, że obszerne menu widniejące na stronie internetowej nie jest już aktualne, a w zamian otrzymaliśmy nieco okrojone, za to z wyższymi cenami. Próbę wprowadzenia klienta w błąd obsługa skwitowała tym, że po prostu strona nie została jeszcze zaktualizowana… od roku.
Kiedy w związku z planowaną imprezą rodzinną zaczęły napływać kolejne zamówienia, pani która pełni funkcję menadżerki – Kelnerko-Kierowniczki (w skrócie Ka-Ka), oznajmiła, iż kolejnych zamówień przyjmować nie będą, a podczas samego obiadu wszyscy po kolei poskładają zamówienia od nowa.
No dobrze. 1 listopada, godzina 13:00. Do Karczmy zaczynają napływać goście. Na sali pojawia się Ka-Ka i zaczyna zbierać zamówienia. Ale nie tak prędko! Starszej pani, która ośmieliła się zadać pytanie w trakcie gorączkowego notowania na miniaturowym pogiętym notesiku, pani Ka-Ka zwróciła ostrym tonem uwagę:
- Nie teraz! Ja tutaj teraz zbieram zamówienia, ja się nie rozdwoję! Zapachniało siermiężnym PRL-em. Jak miało się okazać, nie ostatni raz tego popołudnia.
Kiedy goście zaczęli składać zamówienia na zupę i drugie dania, pani Ka-Ka oznajmiła, że „najpierw tylko zupy”. No dobrze. Zamówiliśmy zupy, żeby odrobinkę się rozgrzać, bo w Karczmie preferowano najwyraźniej zimny wychów cieląt.
Zupy przychodziły ratami. Pani Ka-Ka nie opanowała chyba arcytrudnej sztuki operowania tacą kelnerską, więc czarki z zupkami przychodziły pojedynczo, góra po dwie jednocześnie. Kiedy otrzymaliśmy z mężem nasze porcje, ze zdziwieniem zauważyliśmy, że 2/3 niewielkiej miseczki to chyba nie 300ml, które widniało w karcie dań.
Ponieważ jednak byliśmy już naprawdę głodni i zmarznięci (część gości siedziała przy stole w okryciach wierzchnich), zabraliśmy się do jedzenia. Zupa czosnkowa składała się głównie z soli, tłuszczu oraz pływających kawałeczków boczku czy innej padliny. Sera żółtego nie udało nam się z niej wyłowić, bo go tam nie było. Teść otrzymał zamówiony rosół z kluseczkami wątrobowymi… ale bez kluseczek. No akurat tego dnia nie było po prostu. Szwagier, po długim oczekiwaniu, otrzymał w końcu swoją zupę czosnkową – sporą porcję, w której pływała równie spora kupka żółtego sera, nie w miseczce, ale na dużym talerzu. Miseczek widocznie zabrakło.
Kiedy pani Ka-Ka pojawiła się w celu zebrania zamówień na drugie dania (robiąc to równie chaotycznie, na pogiętym notesiku), zwróciliśmy jej uwagę co do przesolenia zupy – które skwitowała nonszalancją i fochem. Generalnie, od pierwszej chwili, w trakcie obsługiwania naprawdę sporej grupy gości, miała minę taką, jakby coś jej brzydko pachniało pod nosem.
Atmosfera zaczynała powoli gęstnieć. Ka-Ka skakała od grupy do grupy, a kiedy już była przy nas i liczyliśmy na złożenie zamówienia, nagle odeszła znowu w stronę innych osób. Zagryźliśmy zęby i czekaliśmy na dalszy rozwój sytuacji. W pewnej chwili jeden z gości wrócił rozbawiony z baru, w którym barman, słabo wyszkolony w sztuce lania piwa, wybierał maleńką łyżeczką wielką górkę piany z kufla.
Po kolejnym podejściu pani Ka-Ka, spytaliśmy, dlaczego porcja mojej i męża zupy była niemal połową porcji, w dodatku bez sera – i czy zostanie to uwzględnione przy wystawianiu rachunku. Jednocześnie teść zwrócił uwagę, że porcja jego zupy też była mała, w dodatku bez rzeczonej kluseczki wątrobianej. W międzyczasie udało nam się złożyć zamówienie na gorącą herbatkę. Pani nie zareagowała na naszą uwagę, że wszystkie kaloryfery w sali są zimne, część osób siedzi poubierana w kurtki i swetry, a wśród nas są także małe dzieci, które mogą się zaziębić. Rozumiemy, że Ka-Ka uwijała się jak w ukropie, ale goście oczekujący już godzinę na obiad zdążyli po prostu zmarznąć. Po chwili Ka-Ka zaczęła, bardzo nieuprzejmym tonem, żądać rozmowy z „organizatorem grupy”. Dwie osoby, ciocia z kuzynką, zostały poinformowane, że mają „uspokoić grupę”. Nadmienię jedynie, że w trakcie całego zajścia ze strony grupy nie padło ani jedno niecenzuralne słowo czy wypowiedziane podniesionym głosem.
Na próby przekonania Ka-Ka o słuszności naszych argumentów, po chwili powróciła ze szklanką wypełnioną wodą w jednej dłoni, oraz miseczką w drugiej i, niczym prestidigitator na scenie, zaczęła odprawiać czary-mary w celu udowodnienia, że w miseczce mieści się 300 mililitrów. Kiedy mąż poprosił ją o pokazanie miseczki, mało nie rozlała zawartości, która sięgała po same brzegi. Nie potrafiła zrozumieć, że nie byłaby w stanie donieść z kuchni takiej porcji, a nasze miseczki były wypełnione trochę więcej, niż do połowy.
Pani wyszła, by po chwili powrócić z kolejnym żądaniem: „Kto chce porozmawiać o zupie czosnkowej, to proszę ze mną”. Mąż wstał i udał się za Ka-Ka. Na miejscu próbowano pokazać mu tę samą sztuczkę, choć przy okazji mógł przekonać się o brudzie i nieładzie panującym w kuchni. Powoli docierało do nas, jak bardzo niefortunny był wybór właśnie tego lokalu.
Ponieważ atmosfera wyraźnie nie sprzyjała dalszemu biesiadowaniu, a zachowanie Ka-Ka z niechętnego stawało się wręcz wrogie, część naszego towarzystwa – za nie dotrzymanie warunków umowy, czyli postaci dań z menu – odmówiła zapłaty rachunku. Wspomnę tylko, że za to, co obok podanych w karcie dań nawet nie leżało, Ka-Ka zaoferowała… 5% zniżki oraz odmówiła przyjmowania od nas jakichkolwiek zamówień. Po półtorej godzinie spędzonej w wyziębionym lokalu, z głodnymi dziećmi na pokładzie, zaczęliśmy zbierać się do wyjścia. Z trzech rachunków za mini-porcje przesolonej zupy, uregulowany został jeden. Ka-Ka odmówiła naliczenia rabatu.
Kiedy część z naszej grupy czekała już przed wejściem do Karczmy, pod lokal podjechał radiowóz policyjny. Po krótkiej chwili, na sygnale, dojechał uzbrojony oddział prewencji. Opadły nam szczęki. Okazało się, że pani Ka-Ka zadzwoniła na 997 z informacją, że „trzydzieści osób zjadło obiad i zamierza wyjść bez płacenia rachunku” (a to banda!!). Te 30 osób, to tak naprawdę grupa 22 osób, w tym: ośmioro dorosłych w wieku produkcyjnym, jedna studentka, ośmioro dzieci (w tym jedno niemowlę) oraz pięć osób w wieku emerytalnym. Dorośli z wyższym wykształceniem, zachowujący się kulturalnie, a jedynie wzburzeni fatalną obsługą i niemożliwością zjedzenia ciepłego posiłku w miejscu, które podobno do tego służy i zarabia na serwowaniu dań. I głodne, nierozumiejące do końca sytuacji dzieci. Panowie policjanci mieli trochę zdziwione miny.
Po kilkunastu minutach rozmowy dowódca przybyłej grupy oświadczył, że w braku porozumienia między stronami, jest zmuszony sporządzić notatkę. W tym momencie zachowanie Ka-Ka uległo nagłej zmianie. Stwierdziła, że nie żąda już żadnego regulowania rachunku i życzy sobie, aby cała grupa opuściła lokal – co też uczyniliśmy.
Dodam tylko na koniec, że dość prędko udało nam się znaleźć przyjemną restauracyjkę w Czechach o nazwie Cieszyńska. Tesinska Restaurace / Restauracja Cieszyńska
W ciągu godziny nie tylko otrzymaliśmy gorącą herbatę, ale też gorące i smaczne dania w bardzo przystępnej cenie (a niektórzy jeszcze uraczeni zostali pysznym czeskim piwem, w którym nikt nie gmerał łyżeczką).
Jeśli jesteście ciekawi wcześniejszych historii związanych z osobami prowadzącymi Karczmę Pod Dębem (m.in. wyzysk pracowników, niepłacenie ZUS-u, mobbing), zapraszam do lektury poniższego tekstu: Cieszyn: Leśna Pasja na cenzurowanym
Komentarze (288)
najlepsze
przykład: Willa karpatia.
Ciekawe czy ta "Grażyna" używane podpaski też zwraca do sklepu jak jej nie pasują.
https://www.facebook.com/poddebem.karczma/photos/pcb.1995843310503908/1995842690503970/?type=3&theater
Komentarz usunięty przez moderatora
Komentarz usunięty przez moderatora
Mam tak jak kiedyś to było skromnych ludzi na wasze miejsce, którzy za 1600zł będą zasuwać 2x dłużej i 6x wydajniej kurła! Kwiii! Kwiiii!