Z archiwum I Kliniki Śmieszkowania.
Była godzina piąta nad ranem. Docent Dobrzański kołysał się leniwie na fotelu w swoim gabinecie popijając kolejną już tej nocy kawę. Mrok zaczynał powoli ustępować pola światłu wschodzącego słońca, a do brzęczenia jarzeniówek dołączył się stukot kapci wędrujących do toalety pacjentów. Dyżur przebiegał do tej pory spokojnie i nic nie wskazywało na to aby coś miało się zmienić. Jak to zwykle bywa w tym właśnie momencie do gabinetu wbiegła zdyszana pielęgniarka.
-Panie Docencie! Potrzebujemy pana na dwójce. Coś dzieje się z Kowalskim! - wykrzyczała
-Już idę- lekko zaspanym głosem odparł Dobrzański po czym narzucił na siebie fartuch i wziąwszy jeszcze jeden łyk swojej kawy ruszył na oddział.
Na sali zastał go widok, który śmiało zasługiwał na miano przerażającego i niesamowitego zarazem. Młody chłopak wił się w swoim łóżku wykręcony chaotycznymi skurczami całego ciała czemu towarzyszyły salwy niekontrolowanego śmiechu. Upiorny obraz uzupełniała biała szpitalna piżama, w która był ubrany oraz kołdra okręcona wokół jego lewej nogi. Chory próbował coś powiedzieć, ale docent zrozumiał jedynie dwa słowa- Andrzej Duda. W tym momencie na szafce przy łóżku pacjenta rozbłysł wyświetlacz iPhone’a. Docent podniósł go i zerknął na adres wpisany w przeglądarce. Niestety sprawdziły się jego najgorsze obawy- fraza brzmiała kwejk.pl
-Do jasnej cholery, mówiłem przecież żeby chorym z bezbecją zabierać telefony!- wrzasnął wściekły Dobrzański.
Wziął głęboki oddech i spokojnym już głosem zwrócił się do stojącej obok pielęgniarki:
-Pani Jolu, zrobimy tak. Proszę podać w bolusie ampułkę bekablokera, a potem przetoczyć jednostkę koncentratu memów z 4chana. Jakby coś jeszcze się działo będę w swoim gabinecie.
Wychodząc docent zatrzymał się jeszcze w drzwiach, odwrócił się na pięcie po czym unosząc dłoń powiedział:
-Aha, byłbym zapomniał. Proszę zabrać mu ten telefon.
Chwilę później Dobrzański siedział już w swoim fotelu przykryty wełnianym kocykiem. Wziął łyk kawy, która na szczęście na zdążyła jeszcze wystygnąć. Uśmiechnął się, a następnie wpisał w przeglądarce adres wykop.pl. Reszta dyżuru miała mu upłynąć na spokojnym przeglądaniu porannych memów.