W ostatnich miesiącach znów zrobiło się o nim głośno. „Jeśli jest klub, który chce mnie bez treningów, to wciąż mogę grać" - stwierdził Ronaldinho w rozmowie z dziennikarzem “The Independent”. Po wydarzeniach mijających wakacji, kiedy na testy do Sandecji Nowy Sącz przyleciał sam Freddy Adu, tylko czekać, aż kolejny klub znad Wisły wpadnie na pomysł przetestowania 37-letniego Brazylijczyka. Tym bardziej, że jak informują media, zdobywca Złotej Piłki już niedługo może zawitać do Polski, by wziąć udział w meczu gwiazd Realu Madryt i FC Barcelony na otwarcie Stadionu Śląskiego.
Wydarzenia ostatnich miesięcy sprawiły, że kibice przypomnieli sobie o Ronaldinho. Po tym, jak wrócił do ojczyzny w 2011 roku, przeciętny fan piłki wiedział o nim niewiele. Grał w lidze brazylijskiej i Meksyku, od czas do czasu przeprowadził spektakularną akcję lub zdobył kolejnego wspaniałego gola, który na moment obiegł Internet, ale generalnie usnął się w cień. W 2015 roku zakończył karierę. Było jednak coś, co po nim pozostało – ogromna sympatia kibiców, którzy kochali go niezależnie od klubowych sympatii. Bo „Ronnie” był wiecznie uśmiechniętym piłkarzem, którego gra zwyczajnie cieszyła. Zawsze naturalny – z wszystkimi swoimi wadami i zaletami – zaskarbił sobie sympatię fanów na całym świecie.
Jak 19-latek ośmieszył legendarnego Dungę
Ronaldinho urodził się 21 marca 1980 roku w Porto Alegre. Piłka była pierwszym prezentem, jaki dostał od ojca. Nie chciał się z nią rozstawać. Grał wszędzie – na przerwach, po domu, na treningach. „W szkole niektórzy koledzy skarżyli się nauczycielce, że Ronaldinho strzela zbyt mocno. W ten sposób unikali stawania w bramce, a co za tym idzie robienia z siebie pośmiewiska przed całą
klasą” – czytamy w biografii piłkarza „Uśmiech futbolu”. Gra Ronaldinho zachwycała. Nic więc dziwnego, że szybko zainteresowała się nim kadra narodowa. Jego pierwszy gol w reprezentacji pokazywały wszystkie sportowe stacje na świecie.
Pierwszy gol w reprezentacji:
...
Ważnym meczem w karierze Ronaldinho był jednak również ligowy pojedynek, w którym ośmieszył on brazylijską legendę futbolu – Dungę. Miał wtedy 19 lat. „Po sposobie, w jaki Ronaldinho się z nim bawił, Dunga mógł się domyślić, że czeka go trudny mecz. Piłkarz Grêmio z numerem 10 wykonał spektakularny drybling, który w brazylijskich stacjach telewizyjnych był później powtarzany tysiące razy. (…) Ronnie postawił na niej stopę, wycofał ją i wykonując obrót, który przeczył prawom fizyki, zagrał ją między sobą a rywalem. Biedny Dunga! Jakby tego było mało, młodzieniec miał jeszcze czas, żeby założyć mu siatkę i strzelić zwycięskiego gola” – relacjonuje Luca Caioli w swojej książce o „Ronniem”. Warto przypomnieć, że to właśnie Dunga był selekcjonerem reprezentacji Brazylii, który nie zabrał Ronaldinho na mundial do RPA w 2010 roku. Czy był to rewanż za to, że ponad dekadę wcześniej młokos ograł wiekowego już zawodnika, robiąc z niego pośmiewisko?
Rodzinna tragedia
Choć „Ronnie” wydaje się być jednym z najbardziej pozytywnych piłkarzy, jego życie nie było do końca usłane różami. Luca Caioli w biografii Brazylijczyka pisze, że ojciec Ronaldinho zmarł, gdy ten miał zaledwie dziewięć lat. To była wielka tragedia – na jednej z rodzinnych plenerowych imprez, ojciec przyszłego mistrza świata zniknął. Wszyscy zaczęli go szukać. W końcu okazało się, że leży na dnie basenu twarzą do dołu. Członkowie rodziny na próżno próbowali ratować – mężczyzna doznał zawału serca, przebywając w basenie, i się utopił. Odtąd Ronaldinho wychowywała już tylko matka, która stała się dla niego najważniejszą osobą na świecie.
Ronaldinho ze starszym bratem:
Droga na szczyt
Historia jego wielkiej kariery rozpoczęła się w 2001 roku, kiedy zawitał do Europy. Konkretnie do PSG, które wtedy nie było jednak tak potężnym klubem jak dziś. Ot, europejski średniak, który ostatnie mistrzostwo zdobył w 1994 roku, ale zawsze plasował się w czołówce Ligue 1. Ronaldinho nie wprowadził drużyny z Paryża na szczyt, ale pokazał się z tak dobrej strony, że dwa lata później zakontraktowała go odbudowująca się po kryzysie FC Barcelona. Brazylijczyk przenosił się do Hiszpanii jako świeżo upieczony mistrz świata, który na mundialu w Korei Południowej i Japonii zasłyną przede wszystkim fantastyczną bramką przeciwko Anglii, kiedy przelobował Davida Seamana, eliminując Dumnych Synów Albionu z turnieju.
Od kiedy Ronaldinho postawił stopę na Camp Nou, jego kariera potoczyła się błyskawicznie: dwa mistrzostwa Hiszpanii, dwa Superpuchary Hiszpanii, tytuły najlepszego piłkarza LaLiga, ale przede wszystkim zwycięstwo w Lidze Mistrzów i zdobycie Złotej Piłki w 2005 roku. Ronaldinho ze zwykłego brazylijskiego chłopca stał się piłkarskim fenomenem, gwiazdą rozpoznawaną na całym świecie, idolem milionów. Był na szczycie, czarował swoimi sztuczkami i strzelał magiczne gole, a oklaskiwali go na stojąco nawet kibice zwaśnionego Realu Madryt. Potem wszystko jednak się posypało. Przez zamiłowanie do imprez i dobrej zabawy Brazylijczyk przybrał na wadze, podpadł też Frankowi Rijkaardowi. W 2008 roku opuścił Barcę, przenosząc się do Milanu. Po trzech sezonach wrócił do ojczyzny, ale już nigdy do formy, jaką prezentował w swoim szczytowym okresie.
Król Meksyku
Co działo się z nim potem? To chyba najmniej znany kibicom rozdział w życiu Ronaldinho. Po trzech sezonach w Brazylii i zdobyciu z Atletico Mineiro Copa Libertadores, zdecydował się na wyjazd do Meksyku. Kontrakt z klubem z środkowej części tabeli - Querétaro - zaskoczył cały świat. „Wywołuje rewolucję w meksykańskim futbolu, przynajmniej z marketingowego punktu widzenia, i ma już nawet rancherę na swoją cześć. Jest pierwszym laureatem Złotej Piłki, który gra w Meksyku, i choćby z tego powodu przeszedł już do historii. Wiadomo, że będzie zarabiał dwa miliony dolarów za sezon, mówi się też, że zażądał spełnienia wielu zachcianek, jak zbudowanie mu w domu boiska do piłki plażowej. Ale wydaje się, że niewielu to obchodzi (...). Ważne jest to, że spowodował wzrost zainteresowania meksykańskimi rozgrywkami, jakiego od dawna nikt nie pamiętał” - czytamy w biografii piłkarza “Uśmiech futbolu”. Ronaldinho był gwiazdą w Meksyku, bilety na jego mecze sprzedawały się jak świeże bułeczki i choć Brazylijczyk nie odniósł tam spektakularnych sukcesów, kibice go kochali. Kibice i koledzy z boiska, którzy wciąż udzielali wywiady o jego zaraźliwym optymizmie i nieschodzącym z
twarzy uśmiechu.
Zmierzając ku końcowi
Po sezonie w Meksyku Ronaldinho wrócił do Brazylii. Zasilił szeregi klub Fluminense, jednak zagrał w nim jedynie dziewięć meczów (w dodatku niecałych). Ronaldinho pożegnał się z klubem w dobrej atmosferze, jednak nie spieszyło mu się do znalezienia innego pracodawcy. Mimo że agent piłkarza jeździł po świecie, by negocjować oferty, Brazylijczyk przestał być zainteresowany zawodowym graniem w piłkę. Zaczął korzystać z ofert pojedynczych występów w meczach towarzyskich. „I to właśnie chyba wtedy wielu piszących o futbolu zrozumiało, że ten Wielki Futbolista postanowił rozstać się z kibicami po swojemu, robiąc show na swoich zasadach, żegnając kibiców tam, gdzie kochali go najbardziej. Zrobił to w Brazylii, Meksyku, USA, Ekwadorze, Peru, a kolejnym etapem były Indie. Ronaldinho schodził z boiska na tyle długo, by niemal każdy dostał okazję do pożegnania Mistrza” - pisze Bartłomiej Rabij w posłowiu do „Uśmiechu futbolu”.
Ronaldinho ciągle objeżdża świat dając popisy w występach towarzyskich czy charytatywnych. Jednak to nie jedyne jego zajęcie. Gwiazdor wystąpił w indyjskiej lidze futsalu, choć tylko dwa razy, gdyż zrezygnował dla innych obowiązków - został ambasadorem brazylijskiej kadry paraolimpijskiej. Kilka miesięcy później dołączył do FC Barcelony, również jako ambasador. Ronaldinho próbuje różnych rzeczy i wygląda to, jakby był na jednych wielkich wakacjach. Choć co jakiś czas słyszymy plotki, że Ronaldinho wróci do zawodowego grania, a on sam deklaruje taką chęć, wydaje się to coraz mniej prawdopodobne. Brazylijczyk osiągnął wiele, co oznacza, że teraz może odpoczywać - grać bez stresu i presji, gdziekolwiek i kiedykolwiek chce. Chociażby w Polsce, gdzie może pojawić się już w październiku. To byłoby wydarzenie bez precedensu! Nawet po latach znajdą się przecież chętni, żeby zobaczyć w akcji prawdziwego piłkarskiego magika.
Komentarze (2)
najlepsze
Był wyjątkowy
A tu film kiedy ma 10 lat, juz wszystko potrafil, co później pokazywał w FCB i PSG
https://youtu.be/71D5GiLMMuQ
Chyba jest tak ze Ronaldinho olewal wszystko od 10go roku zycia. Tylko nam sie wydaje ze to sie pozniej zaczelo ( ͡°( ͡° ͜ʖ( ͡° ͜ʖ ͡°)ʖ ͡°) ͡°