Autor nie dopowiedział o co w tym chodzi dokładnie. Jest to test rakiet nowej generacji mających na celu wysyłanie człowieka na orbitę okołoziemską oraz na przyszłą wyprawę na Księżyc. Od 2012/2013 roku wahadłowce z racji wieku zostaną ostatecznie wycofane z eksploatacji, zaś zastąpią je rakiety Ares I i Ares V wraz ze statkiem kosmicznym Orion. Wg. najnowszych informacji z uwagi na kryzys finansowy i zaangażowanie się stanów w wojny w Iraku i
Tańsze w eksploatacji będą na pewno. Jeśli nawet to im się nie uda, to projekt będzie kompletną klapą i cofnięciem się w rozwoju (no, ewentualnie będzie jeszcze miał szansę przebić wahadłowce pod względem bezpieczeństwa). Na temat programu Constellation, w skład którego wchodzą Ares I i Ares V, dość zdecydowanie wypowiedział się Burt Rutan w świetnym, krótkim wykładzie na TED. Dla mniej obeznanych: Rutan to milioner, świetny inżynier, wręcz wynalazca, założyciel firmy Scaled Composites, która z supernowoczesnych materiałów (kompozytów) produkuje bardzo oryginalnie wyglądające, ale i efektywne -- również jeśli chodzi o koszty! -- statki powietrzne. Między innymi... pierwszy komercyjny statek kosmiczny, SpaceShipOne, który wygrał słynną X Prize. Inna firma, założona przez Rutana wcześniej, stworzyła jedyny samolot, który obleciał całą Ziemię dookoła lecąc non stop (!) bez tankowania w powietrzu (!!). Samolot nazywał się Rutan Voyager.
W każdym razie, Burt Rutan powiedział na temat programu Constellation, że należące do niego rakiety i statki kosmiczne zostały specjalnie zaprojektowane tak, by... ich konstrukcja nie reprezentowała absolutnie niczego nowego i by nie dokonać przypadkowo żadnego przełomu ;). To dość zgryźliwa wypowiedź, bo przecież NASA do tej pory była prawdziwymi pionierami. Przy okazji programu Apollo wynaleźli np. pierwowzór dzisiejszych komputerów (ściślej: systemów wbudowanych, które są jeszcze o wiele bardziej rozpowszechnione niż domowe komputery). Wahadłowiec z kolei, mimo że nie spełnił oczekiwań, to jednak był znacznie większy niż poprzednie statki kosmiczne, miał nowy typ osłony termicznej (ultralekkiej i bardzo odpornej na ciepło, ale niestety bardzo kruchej) i mimo wszystko był wielkim krokiem w kierunku "reużywalności". Po każdym starcie marnował się tylko zbiornik paliwa -- wahadłowiec i rakiety pomocnicze nadawały się do ponownego użycia.
IMO akurat rakiety pomocnicze wahadłowca, zwane SRB (Solid Rocket Boosters), były bardzo udanymi konstrukcjami. Miały naprawdę potężną moc, były stosunkowo proste. Mimo że były problemy z uszczelkami -- które jednak ostatecznie zażegnano -- same rakiety były naprawdę wytrzymałe, a nawet odporne na uszkodzenia. Oba SRB przetrwały przecież dezintegrację Challengera: gdy zbiornik paliwa i prom (z wyjątkiem "opancerzonej" kabiny) rozleciały się w drobny mak, rakiety leciały i działały dalej, a ze względów bezpieczeństwa zdalnie odpalono w nich ładunki autodestrukcyjne.
Komentarze (59)
najlepsze
Ustawcie na środek filmu, popatrzcie kilka sekund i wylaczcie.
W każdym razie, Burt Rutan powiedział na temat programu Constellation, że należące do niego rakiety i statki kosmiczne zostały specjalnie zaprojektowane tak, by... ich konstrukcja nie reprezentowała absolutnie niczego nowego i by nie dokonać przypadkowo żadnego przełomu ;). To dość zgryźliwa wypowiedź, bo przecież NASA do tej pory była prawdziwymi pionierami. Przy okazji programu Apollo wynaleźli np. pierwowzór dzisiejszych komputerów (ściślej: systemów wbudowanych, które są jeszcze o wiele bardziej rozpowszechnione niż domowe komputery). Wahadłowiec z kolei, mimo że nie spełnił oczekiwań, to jednak był znacznie większy niż poprzednie statki kosmiczne, miał nowy typ osłony termicznej (ultralekkiej i bardzo odpornej na ciepło, ale niestety bardzo kruchej) i mimo wszystko był wielkim krokiem w kierunku "reużywalności". Po każdym starcie marnował się tylko zbiornik paliwa -- wahadłowiec i rakiety pomocnicze nadawały się do ponownego użycia.
IMO akurat rakiety pomocnicze wahadłowca, zwane SRB (Solid Rocket Boosters), były bardzo udanymi konstrukcjami. Miały naprawdę potężną moc, były stosunkowo proste. Mimo że były problemy z uszczelkami -- które jednak ostatecznie zażegnano -- same rakiety były naprawdę wytrzymałe, a nawet odporne na uszkodzenia. Oba SRB przetrwały przecież dezintegrację Challengera: gdy zbiornik paliwa i prom (z wyjątkiem "opancerzonej" kabiny) rozleciały się w drobny mak, rakiety leciały i działały dalej, a ze względów bezpieczeństwa zdalnie odpalono w nich ładunki autodestrukcyjne.
Wersję
myślę że koncepcja warta rozważenia :)