Chciałbym poruszyć kwestię, która jest nagminnie pomijana.
To, że popełnił to pracownik i bezpośrednio jest to jego wina, jest oczywiste.
Ale, czy kiedykolwiek ktoś pomyślał, że pośrednio winny jest pracodawca? Kto kiedykolwiek miał do czynienia z szefem-januszem, wie, że nie warto wychodzić z własnymi pomysłami, nie warto próbować zrobić coś profesjonalniej, nie warto być człowiekiem inteligentnym. Bo inteligentny człowiek zna swoją wartość i zechce więcej pieniędzy,
Kolega pracował z wysokimi prądami i był świadkiem jak pracownik wszedł do rozdzielni, nie wyłączył ileś tam tysięcy volt, robił robotę a oni cali spoceni tylko czekali aż się spopieli, nie mieli odwagi mu powiedzieć że pracuje pod napięciem bo w panice na bank by się spalił, gość szybko się uwinął a wychodząc tylko zapytał: "Coście tacy usrani"?
Ktoś bezmyślny i glupi zabrał komuś córkę, może żonę, może matkę. Jeden głupi błąd i czyjeś życie się skończyło. I co teraz powie przepraszam? To nie zwróci życia. Nie wyobrażam sobie że mógłbym rzucić coś takiego z dachu bez sprawdzenia, co się dzieje na dole. Mogło być tak, że ktoś próbował ją zdemontować i rura odpadła w taki sposób, że ktoś tam nie zdążył jej złapać.
Nie wyobrażam sobie że mógłbym rzucić coś takiego z dachu bez sprawdzenia, co się dzieje na dole.
@Amadeo: Na innym portalu był obszerniejsyz zartykuł i tam swiadek ktory był na balkonie powiedzal ze chwile przed wypadkiem slyszal jak pracownik z dachu pytał sie czy nikt nie przechodzi na dole wiec jakas asekuracja niby była ale jak widac na nic sie nie zdała.
Ktoś bezmyślny i glupi zabrał komuś córkę, może żonę, może matkę. Jeden głupi błąd i czyjeś życie się skończyło.
@Amadeo: Zawsze mnie w takich momentach nachodzi na refleksję, że ten ktoś miał tyle planów (na dziś, na jutro, na wczasy za miesiąc), tyle 'ważnych' spraw - miał iść tu, tam, coś kupić, załatwić, spotkać się z kimś, odwiedzić starego znajomego. W pracy młyn, bo sezon w pełni, zamówienia na 2 miesiące
"Jak coś wyrzucasz to ZAWSZE musisz sprawdzić czy kogoś nie ma na dole. Nawet jak jesteś pewny, że jesteś sam na budowie. Musisz to sprawdzić przed KAŻDYM wyrzuceniem przedmiotu. Nawet jak masz zrzucić 100 sztuk".
Raz nie sprawdziłem i przez cały dzień za karę znosiłem gruz po jednym kawałku z piętra na sam dół.
@Vojak: ludzie jak Twój szef budzą we mnie szacunek. Są profesjonalistami, szanują siebie i innych. W każdej chwili jakiś dzieciak może się zaplątać na budowie, żeby się pobawić. Lub świadkowie Jehowy zechcą Cię tam najść (;)) i tragedia gotowa.
@Uspavanka: porządne wp?!$%@? potrafi przemówić do rozsądku każdemu dziecku. Jeżeli ktoś ma krnąbrne dziecko i chce aby żyło w zdrowiu, to czasem potrzeba silnej ręki ojca. Na budowie nikt nie myśli o tym, że może się zakręcić tam dziecko, bo po to się ogradza teren, aby nikt niepożądany tam nie wchodził. Jak instynkt samozachowawczy zawodzi, to trzeba go dziecku przywrócić. Budowlańcy nie będą stawiać płotów pod napięciem i wież obserwacyjnych, bo
@Piromanx: No właśnie to mi się podobało w Niemczech w blokach spółdzielni. Wymieniali stare pokrycie dachowe i dookoła bloku taśma, powbijane kijki do których była zamontowana, po obu stronach, gdzie ktoś mógł przechodzić ostrzeżenia "Prace na wysokościach". Nie mówiąc już o samym zabezpieczeniu dachu, że większość elementów by się zatrzymała na tymczasowych barierkach. I leciał raz na kiedy jakiś kawałek dachówki czy inne pierdoły, ale każdy wiedział, że przechodzi na własną
@hesar: Bez przesady z jazdą po spółdzielniach. Praktycznie wszędzie gdzie pracowałem w Polsce, leje się na BHP, często jest tylko trochę grozy, a nawet śmiechu, trochę refleksji i nic się nie zmienia, ale czasem dochodzi do tragedii. Pół biedy jak krzywda dzieje się winnemu zaniedbań, ale tutaj zginęła postronna osoba i ciężko jest mówić o wypadku, bo nie trzeba było wielkiego wysiłku, żeby prawidłowo zabezpieczyć miejsce pracy.
@Twierdziciel: karę powinien płacić pracodawca, a nie kierownik. Jak kary będą wysokie to po prostu takie cwaniaki, którym się nie chce kasku zakładać będą wylatywać z roboty, bo szef nie będzie chciał ryzykować. I tyle.
Jakieś dziesięć lat temu robotnicy zrzucili coś ciężkiego z dachu bloku który remontowali prosto na samochód mojej mamy. Kilka minut wcześniej wróciła do domu i jak zwykle postawiła go w tym miejscu, gdyby spotkał ją jakiś korek albo coś w tym stylu to byłaby podobna sytuacja, na szczęście skończyło się na dosyć drogich naprawach (na szczęście nie tknęło dachu). Pewnie też najtańsza firma robiła ten "remont"...
@novak666: pracodawca tych ciołków stanął na wysokości zadania i prócz poniesienia kosztów naprawy wręczył także jakieś pieniądze (z tego co mi wiadomo to około tysiąca złotych, co w tamtych czasach nie było wcale taką śmieszną kwotą jak teraz).
U nas na osiedlu za podcinanie gałęzi wziął się mąż administratorki, który właśnie wyskoczył z kapci sprzed tv, wraz z dream teamem - kolesiami sąsiadami. Porządki na parkingu, przestawianie aut i w ogóle wielkie halo... Pierwszego dnia, zamiast konaru naciął własną dłoń, że krew sikała na 10cm, roboty ustały, pewnie do czasu aż się rąsia zagoi...
Komentarze (116)
najlepsze
Chciałbym poruszyć kwestię, która jest nagminnie pomijana.
To, że popełnił to pracownik i bezpośrednio jest to jego wina, jest oczywiste.
Ale, czy kiedykolwiek ktoś pomyślał, że pośrednio winny jest pracodawca? Kto kiedykolwiek miał do czynienia z szefem-januszem, wie, że nie warto wychodzić z własnymi pomysłami, nie warto próbować zrobić coś profesjonalniej, nie warto być człowiekiem inteligentnym. Bo inteligentny człowiek zna swoją wartość i zechce więcej pieniędzy,
Na rozmowie kwalifikacyjną przychodzi czerech gości,
przychodzi babka z pytaniami i pyta po kolei:
-ile to jest 2 x 2?
pierwszy mówi cztery
-źle, następny, ile to 2 x 2?
drugi lekko speszony, kombinuje i mówi że może pięć?
-źle, następny, ile to 2 x 2?
gość się drapie po głowie, no jak nie 4 i 5 to może 3?
-źle, pan ostatni, ile to 2 x 2?
-a ile
Kolega pracował z wysokimi prądami i był świadkiem jak pracownik wszedł do rozdzielni, nie wyłączył ileś tam tysięcy volt, robił robotę a oni cali spoceni tylko czekali aż się spopieli, nie mieli odwagi mu powiedzieć że pracuje pod napięciem bo w panice na bank by się spalił, gość szybko się uwinął a wychodząc tylko zapytał: "Coście tacy usrani"?
@Amadeo: Na innym portalu był obszerniejsyz zartykuł i tam swiadek ktory był na balkonie powiedzal ze chwile przed wypadkiem slyszal jak pracownik z dachu pytał sie czy nikt nie przechodzi na dole wiec jakas asekuracja niby była ale jak widac na nic sie nie zdała.
@Amadeo: Zawsze mnie w takich momentach nachodzi na refleksję, że ten ktoś miał tyle planów (na dziś, na jutro, na wczasy za miesiąc), tyle 'ważnych' spraw - miał iść tu, tam, coś kupić, załatwić, spotkać się z kimś, odwiedzić starego znajomego. W pracy młyn, bo sezon w pełni, zamówienia na 2 miesiące
"Jak coś wyrzucasz to ZAWSZE musisz sprawdzić czy kogoś nie ma na dole. Nawet jak jesteś pewny, że jesteś sam na budowie. Musisz to sprawdzić przed KAŻDYM wyrzuceniem przedmiotu. Nawet jak masz zrzucić 100 sztuk".
Raz nie sprawdziłem i przez cały dzień za karę znosiłem gruz po jednym kawałku z piętra na sam dół.
jakim trzeba być debilem żeby tak zrobić
z drugiej strony we wszystkich spółdzielniach takich mamy 'specjalistów', że rzygać się chce