Jak rozwijała się polska ortografia
W ostatnich dniach dużo jest szumu wokół propozycji ujednolicenia polskiej ortografii. Podoba się Wam ten pomysł? Mnie nie bardzo - wolałabym jednak, żeby w szkołach mniej rygorystycznie oceniano błędy ortograficzne, na pewno wielu uczniom ułatwiłoby to życie. Zobaczcie, skąd się wzięły w naszym języku "ą", "ę", "ż","ź" - bardzo ciekawe opracowanie
gosiaor z- #
- #
- #
- #
- #
- 50
Komentarze (50)
najlepsze
prawie jak nasze dzisiejsze pokemony:)
"[...] z górą (960 - 1280) nikt po polsku nie pisał, pierwsze składanie kilku znaków łacińskich naśladowano wzorem Czech w XIV i XV wieku, ale ponieważ szkoła wcale polszczyzny nie uczyła, więc nie zdobyto się na jednolitość i każdy znęcał się po swojemu, nad abecadłem i ortografią. Czechom jednolitą pisownię wzbogacającą znaki łacińskie kropkami stworzył Jan Hus, ale piętno kacerstwa odstraszało nas od naśladownictwa tego jedynego trafnego systemu. [...] tak się mściło niedbalstwo wobec języka narodowego, zrozumiałe chyba u mieszczan pół-Niemców, karygodne śród kół uczonych, nie uznających, jak i węgierskiego, niczego niełacińskiego. Skoro pismo drukiem zastąpiono, musiał dotychczasowy rozgardiasz ortograficzny ustąpić; nieznani nam z nazwiska zecerzy polscy ustalili jako tako dla księgarzy Niemców pisownię polską posługującą się i składaniem znaków sz, cie, i kropkami, i kreskami ż, ź, ń, ć, ś, i odmianą kształtu; ł, ą, ę . " [w:] Aleksander Brückner. Encyklopedia staropolska, tom I. str. 2, Abecadło
W Polsce cyrylicy nigdy oficjalnie jako alfabetu nie używano, chociaż były próby:
Polska
Ale na serio mówię i nie bierzcie tego jako oznakę trollowania. Lubię ciekawe wykopy z których można się czegoś dowiedzieć, ale zaserwowane w formie ciekawego artykułu, który przystępnym językiem przybliża jakieś zagadnienie. A na wikipedii wszystko jest tak napisane, że muszę co chwile zerkać na definicję jakichś specjalistycznych słów, których to definicje są napisane kolejnymi specjalistycznymi słowami itd itd. I ostatecznie nigdy niczego na wikipedii nie rozumiem, szczególnie w kwestii nauk
Nie wychowywałem się na super dzielnicy, miałem w klasie trochę patologii, w równoległej tez nie było lepiej bo sporo było tam dzieciaków z upadłej huty czy papierni. Ale jakoś nikt nie miał żadnego dys
każdy potrafił napisać dyktando, potrafił czytać z minimalnym dukaniem. Każdy po przejściu z 3 linii na jednoliniowy zeszyt do Języka polskiego pisał równo i czytelnie. A dzisiaj - niektórzy się nawet przechwalają, że on ma dyscośtamzczymśtam i nie może mu pani obniżać oceny za błędy ortograficzne w wypracowaniu.
I
Można wierzyć w to lub nie, ale chociaż podaję kilka dni wcześniej wyrazy trudne do
Niestety to nie Word, ani żaden aspell psuje, niektórzy po prostu mają taką naukę w głębokim poważaniu. Co z tego, że za to są obniżane oceny, można teraz dostać dokument potwierdzający dys- bez żadnego wysiłku. Zresztą dysleksja to choroba utrudniająca czytanie, czyli ogłupiająca. Tylko, że dysleksję da się przezwyciężyć, nie to co taką aleksję...
i masz odpowiedz ;)
A nikt tu przecież nie uważa dyslektyków za podludzi, a właśnie zazwyczaj przyczepia się poniekąd do ich lenistwa. Co do argumentu o liczeniu pochodnych - w życiu