"Prywatność" i "anonimowość" według Dziennika - skandal!
"Dziennik" dowiedział się, kim jest Kataryna (anonimowa dotąd blogerka) i zapewnił, że nie zdradzi jej tożsamości - ale podał informacje, które pozwalają ją zidentyfikować chociażby dzięki Google. Po prostu przeczytajcie ten tekst - sku*wysyństwo na maksa w pogoni za "newsem"... (w powiązanych link do afery z Kataryną i Czumą)
![popydo](https://wykop.pl/cdn/c3397992/popydo_78979a2411,q52.jpg)
- #
- #
- #
- #
- #
- 106
Komentarze (106)
najlepsze
"Jednak wygłaszając sądy publicznie i oskarżając ludzi wymienionych z nazwiska i samemu pozostając anonimowym, to jest to działanie delikatnie mówiąc niegodne"
Cały internet jest w takim razie niegodny, na przykład dyskusje pod
Weź się ogarnij.. a wcześniej to nie miały takiej możliwości ? Oczywiście że miały. Wydaje mi się, że naruszenie dóbr tego typu jest rozpatrywane z prawa cywilnego a więc trzeba wnieść sprawę do sądu, który to sąd już sam sobie ustali przy pomocy Policji kto kryje się za pseudonimem "Kataryna" na tym konkretnym blogu. Nie musisz podawać imienia
http://kataryna.blox.pl/2009/05/Jak-to-sie-robi-w-Dzienniku.html
To typowy przypadek. Będziemy go nazywać Panem "A".......... choć jego prawdziwe nazwisko brzmi:
ARTHUR JACKSON
32A
I tu mamy,
Dzięki względnej anonimowości w internecie blogerzy i komentatorzy dają nam przefiltrowane z kłamstwa informacje, które podają nam media. "Prawdę", której nikt publicznie nie odważy się powiedzieć i podpisać własnym nazwiskiem, bo po prostu zostaną zniszczeni przez ludzi, którzy aktualnie trzymają władzę i nie wahają się jej nadużywac. I właśnie dlatego nie powinno się "podnosić przyłbicy" i podpisywac własnym imieniem i nazwiskiem,
"Kataryno
mam nadzieję, że zauważysz mój komentarz do Twojego wpisu. sam przez wiele miesięcy prowadziłem bloga, najpierw tu - w salonie (tytuł bloga "sto kwiatów"), a później postanowiłem działać samodzielnie i niezależnie, dlatego ruszyłem z blogiem na platformie wordpress (tytuł "the independent blog"). pisałem tam pod własnym nazwiskiem teksty z obszaru polityki, mediów, samorządu - jako były dziennikarz miałem sporo informacji i wiedzy o funkcjonowaniu mediów i zaplecza politycznego. aby być wiarygodnym ujawniłem się, bo uznałem, że trzeba ponosić odpowiedzialność za słowa. nie chciałem być uważany za anonimowego blogera, który z bezpiecznej pozycji atakuje wszystko i wszystkich (a atakowałem i owszem). no i co? ano to, że po jednym z wpisów dotyczącym funkcjonowania jednej z instytucji miejskich i opublikowaniu pewnych "wewnętrznych" dokumentów tejże, najpierw otrzymałem polemiczny list z tej instytucji (który opublikowałem na blogu), a potem moją zonę - pracownika w sposób pośredni podległego tej instytucji, odwiedził zwierzchnik i zagroził zwolnieniem jeśli mój blog nadal będzie istniał i nadal będę w nim pisał "takie rzeczy". posądzono ją wręcz o współudział w tym moim pisaniu. i zlikwidowałem bloga, którego w ciągu niespełna ośmiu miesięcy odwiedziło ok. 17 czytelników (indywidualne wejścia z pominięciem moich). i dość już mam blogowania w tym dziadowskim kraju. i tyle mi z tej jawności, choć konsekwencje brałem pod uwagę. wierzyłem jednak, że będą one dotyczyły tylko mnie.