Mniej więcej piętnaście lat temu chodziłem do parku na podobną górkę. Spędzało się tam czas aż będzie ciemno , zawsze ktoś był. Kurtki przemakały tak że aż ciężko się wracało. Jak kiedyś połamałem sanki i odarłem sobie pół pyska to najbardziej nie bałem się wrzasku w chacie tylko tego że mi zabronią tam chodzić.
Pamiętam jak za małolata, na naszej osiedlowej górce wylewało się wieczorem wodę by po mroźnej nocce mieć gotową zjeżdżalnię następnego dnia. Z samego rana wystarczyło parę przejazdów by ta została idealnie wyślizgana, mnóstwo zabawy, każdy "kozak" zjeżdżał na nogach, bez sanek, był lans.
Zawsze jednak wpieralał się jakiś stary cap z innego osiedla ze swoim wnusiem i puszczał go na sankach po naszej ślizgawce, parę takich zjazdów i zabawy nie było, bo
Na osiedlu sami organizowaliśmy sobie namiastkę bobslejów. Lało się wodę na górce, kawałku chodnika, schodach i na drugiej górce podjazd i zjazd. Zjeżdżaliśmy w lodówkach wytarganych ze śmietników. Kiedyś na osiedlu obok wyciągnąłem najlepszego boba. Miał zaokrąglone drzwi, więc nak#$?iał jak szatan. Hałas był niesamowity, ale nikt z mieszkańców nie zwrócił nam nigdy uwagi. W dzisiejszych czasach ktoś by wezwał straż miejską, kontrolerów do spraw bezpieczeństwa, posypałyby się pozwy na administrację osiedla,
Komentarze (52)
najlepsze
Zawsze jednak wpieralał się jakiś stary cap z innego osiedla ze swoim wnusiem i puszczał go na sankach po naszej ślizgawce, parę takich zjazdów i zabawy nie było, bo