Urzędas – fakty i mity.
- Praca urzędników jest niepotrzebna, tyle z nich pożytku co ze Straży Miejskiej.
Fałsz! Najpopularniejszy błąd rozumowania, także u wykopowiczów. Prosta symulacja – zamykamy urzędy i SM na rok, co się dzieje? SM nie wlepi 5 mandatów, a bez urzędników nie dostaniesz prawka, nie kupisz działki, nie będzie nowego chodnika ani nikt nie wręczy zasiłku bezrobotnemu. - Większość zadań urzędniczych jest niepotrzebnych.
Prawda! Tak naprawdę dopiero w tym punkcie macie rację. Jednak to nie jest wina urzędnika, tylko góry i ich przepisów, że musisz złożyć 30 papierków, jak chcesz wyciąć drzewo. Jednocześnie to nie wina urzędnika, że jest zatrudniony na dane stanowisko i przyjmuje głupie wnioski. Jeżeli dany pracownik się zwolni, zatrudnią nowego, bo ktoś musi te dokumenty przyjmować. Wyżywacie się na urzędnikach za coś, czego nie mogą zmienić. Wasze spojrzenia muszą skupić się na Wiejskiej. - Tworzy się nowe przepisy i zadania, żeby zatrudniać więcej osób.
Prawda! Nikt nie jest w stanie określić, czy badanie zadowolenia dzieci przedszkolnych z podwieczorka jest konieczne do poprawnego funkcjonowania gminy. Przez to nagminnie wykorzystuje się możliwości, by tworzyć nowego stanowiska. Niestety za nasze pieniądze…
Świetnym przykładem było parę lat temu badania nasilenia ruchu na drogach. Nowa spółka odpowiedzialna za budowę drogi nie miała co robić po jej wybudowaniu, więc kazali im jeździć tą drogą co jakiś czas i zbierać statystki.
Pamiętajcie jednak, że to się tyczy znowu jakiegoś procenta i nie ma się co zaraz generalizować. - Zatrudnieni w urzędach są nietykalni.
Prawda! Każdy urzędnik wie, że jak już został zatrudniony, to nikt go nie ruszy. Coś takiego jak zwolnienia nie istnieje, chyba że wyjdzie na jaw, że kradłeś/kantowałeś. Najczęściej jednak, jak nie będzie dużego rozgłosu, zwyczajnie przenoszą człowieka do innego wydziału.
Spowodowane jest to tym, że nikt nie widzi pieniędzy, nie docenia ich wartości. Kierownikowi nic nie mówi 30k rocznie wydatków więcej czy mniej na pracownika, gdyż o tym… nie wie. To nie on płaci, nie jemu ubywa funduszy, więc kwestia zaoszczędzenia na zwolnieniu kogokolwiek jest ostatnią rzeczą o której się myśli. Jak góra gór nie każe kogoś wywalić, to żaden kierownik wydziału takiej decyzji nie podejmie i nie ma się co dziwić.
Oprócz tego oczywiście większość pracuje tam wiele lat, a kto zwolni koleżankę/kolegę? Z własnej kieszeni nic szefom nie ubywa, więc niech sobie choćby w karty grają. - Urzędników się nie karze w żaden sposób.
Prawda! Z paroma wyjątkami, nie istnieje coś takiego jak ukaranie urzędasa. Po premii przecież nie da mu się pojechać, podwyżki też nie zabierze, bo te są odgórne i też rzadkie. Znowu nie zwolnisz też ziomka, bo przecież robisz z nim od 20 lat, a każdemu może się zdarzyć błąd! A że gmina traci na tym tysiące…
Świetnym przykładem są umowy na budowę, które są tak pisane, że wykonawcy bardziej opłaca się nie wyrobić, niż dokończyć zlecenie. Jak się wyda, oczywiście są wielka tłumaczenia i nic więcej. - Wszechobecny nepotyzm i kumoterstwo.
Prawda! Nieliczni są zatrudniani w normalny sposób, najczęściej zatrudnia się rodzinę, znajomych góry, stażystów, praktykantów. Jeżeli nie jesteś przez kogoś polecony, nie trać czasu. - Konkursy są ustawiane!
Prawda! Co wynika z powyższego. Rozmowy kwalifikacyjne są prowadzone najczęściej przez kierownictwo, przyszłych kolegów z biura, oni też układają pytania do testów. Nawet jeżeli mają przejść tylko najlepsi, to nic nie stoi na przeszkodzie, by ktoś przypadkiem poznał pytania wcześniej. Najczęściej jednak nikt się nie pieprzy, gada się o pogodzie i następnego dnia magicznie zatrudniony został kuzyn pracownicy przechodzącej na emeryturę.
Mistrzostwem jest zatrudnianie na wysokie stanowiska, gdzie startują magistry i inne inżyniery. Wystawiasz najlepszego człowieka, wygrywa bo ma doświadczenie i wykształcenie. Później mu się przypomina, że on w sumie już pracuje na podobnym stanowisku w innym mieście i nie może przyjąć stanowiska. Ale żeby znowu się nie babrać z konkursami, może polecić jedną osobę… - .. jak i przetargi!
Prawda! Choć tutaj już jest mniejsza dowolność i niektóre faktycznie są robione uczciwie. Najprościej dać przetarg na powiedzmy budowę 10 km drogi, wygrywa nasza firma, bo była najtańsza. Później się okazuje, że jednak nie 10, a 15 km, a że już to budujesz, podpisujemy z tobą następna umowę i Bóg jeden wie ile za to dostałeś. Inne chwyty to np. skumanie się wszystkich osób, do których wysłano zapytanie cenowe, by się zmówić, wygadanie cen konkurentów, ogłaszanie przetargów w dziwnych miejscach, zbyt późno, ze zbyt wieloma warunkami itd.
Warto tutaj zaznaczyć sposoby wyboru. Często zwracacie uwagę, że wybieranie oferty najtańszej, bez patrzenia na jakość, to zły pomysł. Nieraz spotkałem się z wygraną o złotówkę. Zwycięzca to mała firma, a ten złotówkę droższy to gigant z dobrą reputacją. Rozsądek mówi, że lepiej by wziąć tę drugą. Okej, to teraz mi powiedzcie, jak to rozegrać, by nikogo nie posądzono o korupcję? W końcu każda firma się zobowiązuje spełnić nasze warunki, więc jedyną różnicą jest cena, czemu więc nie brać najniższej? - Najciemniej pod latarnią, przepisy są łamane często przez samych urzędników.
Prawda! W końcu to ja kontroluję to i owo, także siebie. Znaczy nie siebie, bo tę budowę zgłosiłem ja, ale tylko przy okazji, bo to firma szwagra.
Naciąga się najczęściej przy podatkach i przy… papierkowej robocie. Każdy urzędnik wie, co jest zbędne, co będzie kontrolowane, a co nie. Więc jak samemu ma z tym do czynienia, często wykonuje minimum lub wcale (w razie W pod stołem uzupełni dokumentację). - Urzędnicy nic nie robią, połowę powinno się zwolnić.
Fałsz! Kwestia skuteczności. Nasze prawo jest mało elastyczne, z biegiem lat powstaje coraz więcej bzdur, ale też chętnych na nową działkę, rejestrację samochodu, wydanie dokumentów, sprostowanie danych w księgach wieczystych itd. jest coraz więcej. Przepisów nie ubywa, a pracy przybywa, więc ciągłe zatrudnianie nie powinno dziwić. Problem jest w tym, że tam gdzie jest praca, zatrudnienia się nowych, a tam gdzie nie ma co robić się leży. Nikt nie wpadł na to, że można by przesunąć pracownika na inne stanowisko, zresztą zawału by dostał od takiej decyzji.
Prawda! Kwestia efektywności. Większość się nie wysila, czy się stoi, czy się leży… Do tego jak pisałem wyżej, martwe działy. Ukrywa się brak użyteczności przez np. przetrzymywanie wniosków, strefa bezpieczeństwa ma około tygodnia. W razie kryzysu, wykonuje się zlecenia z tego bufora i nikt nie zarzuci ci opieprzania się. Sposobów jest wiele, kwestia wyobraźni. Jak szefa obchodzi tylko to, czy jest zrobione przed przeterminowaniem, to nikt na to nie patrzy. - Kwalifikacje urzędników są żadne.
Prawda i fałsz. Zależy oczywiście od działu i problemu. Jak spytasz kogoś, czy ten mandat możesz zapłacić w innej walucie, bo konta nie masz prowadzonego w złotówkach, wg kursu z danego dnia, to zapewne wszystkich zatkasz. Niewielu ma wykute ustawy na pamięć, zwykle do dotyczy działów kierunkowych jak wydział budownictwa, bo tam zwyczajnie jest to podstawa pracy. Reszcie wystarczy, że umieją czytać, wysyłać/przyjmować pocztę i wydawać dokumenty interesantom. Dalej oczywiście kwestia doświadczenia. Ale mimo wszystko, czemu czasem trafiają się matoły i niczego się nie dowiesz, jak nie złożysz pisma i nie poczekasz 3 dni? Patrz pkt. 6. - Kawa i pasjans, wizytówka urzędnika.
Fałsz! Odkąd jest Internet, nie gra się w pasjansa. A tak poważnie, oczywiście się opierdziela, 8h na wp i pudelku to standard. Przerwy w pracy trwają zwykle parę godzin. Moja średnia to 3h. Wszystko zależy oczywiście od tego, w którą stronę masz skierowany monitor.
Ale osobną sprawą jest kawa. Dlaczego tak wiele osób wchodząc do biura, widzi urzędnika popijającego kawkę/herbatkę? Sprawa jest prosta – bo wchodzą również na jego stołówkę. Niektórzy w zwyczaju mają nawet pić jedną kawę dwie godziny, co nawet nie jest dziwne, jak co chwilę ktoś ci wchodzi do pomieszczenia. To sprawia wrażenie, że urzędnicy nic nie robią, tylko piją kawkę. Jak w biurze jest parę osób, to może i cały czas ktoś mieć napój na stole i to nie jest przecież niczym dziwnym (każdy pije kiedy chce, jak długo, często chce). - Dni bez petenta są korzystne.
Prawda! Na szkoleniu kazali mówić interesant, nie petent, a w normach zarządzania jakością ISO 9000, 9001 nawet klient, a jak wiadomo – klient nasz Pan, tak mógłbym on sobie w dany dzień darować odwiedziny. Chodzi tutaj o wydajność. Wyobraź sobie, że robisz projekt na studia w akademiku i co 15 minut masz wizytę. Ile zrobisz w ciągu tego dnia? Mnie to wisi, i tak muszę wysiedzieć te 8h, ale o wiele więcej zrobię, jak skupię się na jednej rzeczy. Zrozumcie więc, że to na Waszą korzyść! - Podwyżki, trzynastki, premie, nagrody.
Prawda! Wszyscy je dostają, ale bez rozpisywania się, dodając wszystko wychodzą pensje od 1600 (oddziały na wsiach, gdzie zarabia się często stawkę minimalną) do 2400 zł netto na miesiąc. Te wielotysięczne nagrody, średnie na poziomie 5,5k to zasługa góry. Kierownicy działów mają właśnie takie brutto. Tak pi razy drzwi, radni, starosta, burmistrz z 7-12 patyków, informacje jawne, więc można sobie sprawdzić.
U mnie zarabia się tyle, że spokojnie można żyć, nie są to duże pieniądze, razem z tym wszystkimi premiami. Zwyczajna, godna stawka, jaką powinien mieć zagwarantowany każdy. A że za łatwą pracę, którą mógłby zrobić każdy za połowę mojej pensji? No cóż…
Problemem nie są pensje, jak nieraz pisaliście na wykopie, a „przeludnienie”. Niech robi dwóch i za 5 tysięcy, a nie dziesięciu za 2. Jeżeli chodzi o pensje, tych bym szaraczkom nie obniżał, za to niektórzy powinno zwyczajnie pożegnać się z tą robotą. - Brak poszanowania dla „niczyjej” własności.
Prawda! Tusz, kartki, długopisy, taśma, mazaki, kalendarze itd. są używane, jakby spadały z nieba za fajer. Nie rzadko wynosi się na chatę. Wnioski o nowe i zbieranie gadżetów to jedna z większych rozrywek urzędników. Nie da się jednak ukryć, że takie rzeczy jak nowe biurka, krzesła, remonty przysługują głównie górze. - Wcześniejsze wyjścia, spóźnienia, chorobowe.
Prawda! Jak nie ma znaczenia przy wynagradzaniu, czy będziesz pracował cały rok, czy 2 miesiące spędzisz na chorobowym, to używa się tych zwolnień do przedłużania wakacji. Praktyka na porządku dziennym. Spóźnieniami czy wcześniejszymi wyjściami o parę minut nikt się nie przejmuje. - Inne zeznania w zależności kto pyta.
Nie raz słyszy się w Uwadze czy innej Interwencji, że jeszcze wczoraj podano mi takie i takie informacje, a dziś każą kontaktować się z kierownikiem, tylko osobiście, po uzupełnieniu dokumentacji itd. Nagle ktoś coś ukrywa, próbuje mataczyć? Często nie, nie licząc grubszych afer, z którymi większość z nas nie ma do czynienia. Zwyczajnie większość danych jest chronionych czy też wydanie ich wymaga przedstawienia wniosku, jakiś dowodów własności czy nawet zapłaty. Nie rzadko zdarza się, że zachowujemy się po prostu po ludzku i podajemy dane informacje, żebyś nie musiał się męczyć z papierami. Następnie przechodzisz kolejnego dnia, że chcesz jeszcze raz te informacje, ale tym razem na papierze, bo potrzebujesz to w sądzie czy żeby pokazać sąsiadowi, z którym masz wojnę i tu słyszysz odmowę. „Jak to? Przecież jeszcze tydzień temu mi to podaliście, co kombinujecie?”. Dopóki sprawa jest nieformalna, sprawy mogą przejść pod stołem. Jak to się zmienia, wszystko musi iść zgodnie z prawem. Nikt nie wyda Ci dokumentu bez pieczęci z podpisem, a tego nie będzie, jak nikt nie złoży na niego wniosku, co będzie wpisane do bazy i rozliczone. Przez to nieraz się ludziom niesłusznie wydaje, że urząd zaczyna bronić drugiej strony, walczyć z klientem, utrudniać mu rozwiązanie czegoś itp. - „Wredota”.
Prawda/fałsz. Wszystko zależy od człowieka, choć fakt, sam nieraz widziałem jak koleżanki z pracy się zachowują wobec interesanta strasznie. „Przecież Panu już mówiłam..”, „Ale co Pan mi tu będzie mówił, chyba wiem lepiej…”, „To nie informacja, niech Pan sprecyzuje, w jakiej sprawie przyszedł…” tonem „na coś tu przylazł”. Skąd się to bierze? Ludzie i parapety oraz patrz pkt. 4.
Urzędnik jest jednak po to, by Ci pomóc. Często przez stereotyp mianujący urzędnika wrogiem publicznym numer jeden, macie niemiłe przygody z tymi instytucjami. Pamiętam człowieka, który na dzień dobry zaczął nam grozić sądem. Szybko zbiliśmy go z tropu mówiąc mu, że ma rację i faktycznie powinien iść z tym do sądu (sprawa nie zależała od urzędników, trzeba było to sprostować i już). Innym razem sam się pomyliłem (źle odczytałem wniosek) i nie to wydałem. Klient przyszedł z pretensjami, mówi, że to moja wina, na co odpowiedziałem – zgadza się, jak najbardziej moja. To jest wręcz śmieszne, jak ludzie wtedy reagują. Przyszedł mi dowieźć, że ja to ja się pomyliłem, zgadzam się – wygrał i co teraz? Zatyka go. Trzeba im tłumaczyć, że ma zwyczajnie złożyć reklamacji i dostanie co chciał, zwykle już są potulni jak baranki.
Urzędnicy nie robią nikomu na złość, traktuj ich jak ludzi, to oni będą Ciebie traktować tak samo!
TL:DR
1. Urzędnicy są potrzebni do prawidłowego funkcjonowania państwa.
2. Za to jest zdecydowanie za dużo przepisów i papierkowej roboty, przez co i urzędników jest wielu.
3. Jest tak często dlatego, by szwagrowi zapewnić ciepłą posadkę.
4. Nikogo się nie zwalnia.
5. Ani nie karze.
6. Większość jest zatrudniana przez polecenie (nepotyzm, kolesiostwo).
7. Konkursy na stanowiska są dla picu.
8. Przetargi się ustawia, ale też wiele przeprowadzanych jest uczciwie (nie można mieć szwagra w każdej branży).
9. Urzędnicy najlepiej wiedzą, jak obejść dany przepis i z tego korzystają.
10. Skuteczność pracy jest wysoka, efektywność niska.
11. Kwalifikacje urzędników są bardzo różne, możesz trafić równie dobrze na fachowca, jak i totalnego matoła.
12. Nie ma to jak przerwa, pierwsze prawo urzędnicze.
13. Dni bez petenta są faktycznie korzystne.
14. Nagrody, trzynastki występują, ale łączna suma wynagrodzenia nie jest wcale duża.
15. Służbowe, czyli niczyje, nie oszczędza się na niczym.
16. Dyscypliny zero.
17. Sprawy można załatwić formalnie lub nieformalnie, wszystko zależy od ważności sprawy i kto pyta.
18. Jak wszędzie, urzędnik może być miły lub nie.
Komentarze (112)
najlepsze
- Będę jeździł bez prawka - jeżdzi się tak samo
- Kupię działkę tak samo tyle ze bez zbędnej papierologii, poodatków, dodatków i łażenia i czekania na łachę pani urzednik.
-większość
Będziesz jeździł tak samo bez prawka, ale w drogę ruszy też gimnazjalista, gdy żadne dokumenty nie będą wymagane. Kupisz działkę, ale tylko na wiarę, bo nie będziesz miał poświadczenia, do kogo ona prawnie należy itd.
Przyczepiasz się do punktu drugiego - przepisów jest za dużo, wtedy się z Tobą zgodzę, w innym przypadku jednak nie mogę.
- afera z solą drogową - zamieciona przez Sanepid pod dywana mimo wyroku sądu nakazującego przekazanie listy do mediów
- piramida AMBER GOLD nie doszło by do niej gdyby nie pomoc urzędników pańswowych - sądów, prokuratorów
-
Urzędasów jest pół miliona, nie jeden kręci i też tym gardzę. Myślisz, że lubię wcinać sól drogową? Jednak generalizujecie, większość urzędników choćby chciała nie może nic spieprzyć, bo ma za mało władzy. Nienawidzisz mnie, bo sanepid ukrywa #!$%@?ów trujących nas zatrutym żarciem?
Ja tylko siedzę
"Mazurek: Gdyby nie biznes, pani byłaby bez pensji.
Jakubiak: To nieprawda! Wypracowuję ją jako urzędnik państwowy, wydając panu zaświadczeni, by mógł pan prowadzić działalność gospodarczą, przygotowując działkę do inwestycji i tak dalej. W sumie to ja panu pozwalam pracować."
http://www.wykop.pl/ramka/533323/w-sumie-to-ja-panu-pozwalam-pracowac-czyli-rozmowa-z-poslanka/
Sam poznałem przepisy, których teraz pilnuje, dopiero po zatrudnieni, bo zatrudnili mnie oczywiście po znajomościach, a nie wykształceniu. Nie można więc powiedzieć, że czuję jakąś misję. Ja chcę tylko mieć za co żyć.
A czemu tak chętnie i często zatrudnia się nowych? Jak wyjdzie nowy przepis (niezależnie od szaraczkowatych
Wiem, że dużo urzędników pracuje poniżej wszelakiej normy, ale dałbyś sobie radę bez np. dowodu osobistego w naszym świecie? Ja bym np. nawet na egzamin na uczelni nie wszedł, nie udokumentował wykształcenia i przez to nie znalazł pracy.
Oczywiście można to wszystko wywalić, ale
Czy zniewolenie człowieka (który np nie może ściąć posadzonego przez siebie, na własnej ziemi drzewa), jest tak konieczne dla narodu, że naród musi płacić na urzędnika regulującego ten "niebezpieczny" proceder?
Niestety, kolego, prawda jest taka, że w naszym kraju wystarczyło by góra 5000 urzędników. Przy
Wszystkie pisma nie wklepią się do programu same, mapy nie przerysują, bazy nie uaktualnią.
W moim dziale (15 osób) wykonuje się rocznie 7000 zleceń (+ raz tyle niezarejestrowanych, różne dochodzenia, wywiady terenowe itp) , co daje przychody na poziomie 550k zł. Co jednak nie pokrywa naszych wydatków... Do 2012 był termin wprowadzenia całego archiwum do bazy danych, co oczywiście było nierealne. Do roku 2014 planuje się wprowadzić ok. 40% (oczywiście dzięki firmom zewnętrznym i
1. Trzeba złożyć wniosek.
2. Wniosek jest trzymany do następnego dnia i przychodzi z "pocztą" z
Odpowiedź na Twoje pytanie brzmi więc tak - płacimy, jak musimy. Trzy lata