Może jest ze mną coś nie tak, ale ilekroć widzę okładkę Yesterday and Today with The Beatles, zawsze pojawia się na mojej twarzy mały uśmiech. Część pozostałych okładek też uważam bardziej za pomysłowe niż durne. Bo liczy się przyciągnięcie uwagi.
Virgin Killer to lekkie przegięcie. Niech sami paradują w wieku kilkunastu lat nago przed fotografem... Chciałbym spotkać ojca tej dziewczynki i zaj#%ać mu w pysk.
Okładka i mnie się nie podoba, ale ludzie bez przesady, zwykłe zdjęcie - to nie jest jakaś pornografia czy e-----a! A dla niej przeżycie to nie musiało być jakieś stresujące, pewnie mniej niż choćby pierwsza wizyta u ginekologa czy w ogóle lekarza...
" Chciałbym spotkać ojca tej dziewczynki i zaj$!ać mu w pysk." uważaj,co mówisz, bo jeszcze ludzie Cie opacznie zrozumieją :) Fakt, takiej okładki nie chcicałbym oglądać w sklepie.
Zastanawia mnie co kierowało autorami tych okładek w trakcie ich tworzenia?
A zainteresowałbyś się w ogóle tymi albumami gdyby nie ich okładki?
Kawał dobrej roboty marketingowej... Fani kupią niezależnie od okładki, "niefani" zainteresują się okładką i jeśli chociaż co tysięczna osoba kupi to jest to już sukces...
To, że okładki mają dla mnie drugorzędne znaczenie to nawet nie podlega dyskusji! Jeżeli miałbym osądzać muzykę po okładce, tym bardziej takich jak w tym wykopie, to bym się spodziewał muzyki tak trzaśniętej jak na obrazku. Moim zdaniem te okładki wcale nie pomagają tym płytom...
Sukces polega chociażby na tym, że teraz w ogóle o tym dyskutujemy. Z takich dyskusji jakiś mały procent dyskutantów zapamięta tytuł i kupi płytę... Nie doszukiwałbym się tutaj niczego głębszego jak tylko zręcznego zabiegu marketingowego :-)
Komentarze (11)
najlepsze
link: http://www.cracked.com/article_16761_15-worst-album-covers-all-time.html
edit: komentarze do okladek tez mocno "inspirowane" tymi z cracked...
cracked:
A zainteresowałbyś się w ogóle tymi albumami gdyby nie ich okładki?
Kawał dobrej roboty marketingowej... Fani kupią niezależnie od okładki, "niefani" zainteresują się okładką i jeśli chociaż co tysięczna osoba kupi to jest to już sukces...
Sukces polega chociażby na tym, że teraz w ogóle o tym dyskutujemy. Z takich dyskusji jakiś mały procent dyskutantów zapamięta tytuł i kupi płytę... Nie doszukiwałbym się tutaj niczego głębszego jak tylko zręcznego zabiegu marketingowego :-)