Nie są to żale ani inne rozterki, są to moje takie luźne statystyki, podejrzewam że każdy obecnie poszukujący pracy przez to przechodzi.
Czas poszukiwania pracy: 4 miesiące.
Ilość wysłanych zgłoszeń (do dnia dzisiejszego): 734 (dotyczy tylko ogłoszeń, ukazanych w internecie, w gazetach itp).
Ilość wysłanych zgłoszeń: 68 (dotyczy wysyłanych zgłoszeń do firm, które nie ogłaszały rekrutacji, co nie oznacza że nie potrzebowały pracowników).
Szukałem w różnych branżach, jednak głównie interesowała mnie praca np. w sklepie z podzespołami do komputerów. z częściami do samochodów, magazyn, kierowca. Generalnie praca fizyczna choć zgodnie z moimi kwalifikacjami i doświadczeniem wysyłałem też zgłoszenia na przedstawiciela handlowego, mobilnego doradcę klienta, sprzedawcę, praca biurowa (wprowadzanie faktur), praca administracyjna.
Miałem 75 rozmów kwalifikacyjnych w różnych częściach miasta (Wrocław).
Średnio dojazd na rozmowę i powrót wynosił 14 km (niestety mieszkam na obrzeżach i dojazd mam tylko autem)
Łączny dystans jaki pokonałem jeżdżąc na rozmowy to 1050 km czyli przejeździłem ponad 1000 km tylko po to by sobie popierdusiać a pracy i tak nie dostać :)
Nie muszę dodawać że większość rozmów odbywała się w godzinach 15-17 i jazda w tych godzinach po Wrocławiu to ogromne korki, z moich statystyk wynika, że najczęściej rozmowy odbywały się w dniach środa i czwartek.
Na same dojazdy wydałem około 577 zł, ale ta kwota to kwota czysto orientacyjna bo w korkach każde auto pali więcej, więc licząc dokładniej wyjdzie ponad 600 zł.
i teraz najpiękniejsze:
- Na jednej rozmowie zaproponowano mi pracę ale muszę zapłacić za badania 650 zł i nie wiadomo czy je przejdę, jak nie przejdę to kasa przepada a jak przejdę to mam to potraktować jako "inwestycję w siebie".
- Na kolejnej proponowano mi pracę akwizytora i sprzedaż odkurzaczy po 3000 zł, jak pytałem telefonicznie co to za praca to zapewniano, że rozwojowa itp itd.
- Jedna Pani proponowała pracę jako kierowca z własnym samochodem, na drugim końcu miasta, dystans 26 km w jedną stronę czyli 52 km dziennie, to daje 27 zł dziennie na sam dojazd, czyli miesięcznie jakieś 600 zł, na pytanie o wynagrodzenie Pani powiedziała że 1200 zł, więc zapytałem czy to tygodniowo te 1200 zł czy jak, po czym uzyskałem odpowiedź że miesięcznie, drążyłem temat dalej i okazało się, że zwracają koszty paliwa i jak podałem jakie auto i silnik pani powiedziała że może założyć, iż pali ono 8 litrów na 100 km, co mnie zdziwiło bo taki wynik to chyba tylko na trasie i nie przekraczając 90km/h, a nie w zatłoczonym mieście w godzinach szczytu.
- Kilkanaście rozmów kończyło się magicznymi słowami "zadzwonimy do Pana".
- Trzy rozmowy miałem takie, że dzwoni ktoś umawia się i ok, a jak wchodzę do gabinetu to ktoś przewraca oczami, że przerywam czytanie gazety lub picie kawy i zawracam głowę, choć byłem umówiony na konkretną godzinę.
- Jedna rozmowa się nie odbyła i to dwa razy, bo dwa razy przyjeżdżałem tylko po to by usłyszeć że "Pana Dyrektora już dziś nie będzie, bo musiał gdzieś pilnie wyjechać", przy pytaniu o to czy umówić na inny termin powiedziałem, że nie trzeba.
- Na kilku rozmowach, przed gabinetem rekrutacji były kolejki jak za komuny więc nie dość, że traciłem paliwo to jeszcze masę czasu.
Wniosek nasuwa się jeden, szukanie pracy jest dla bogatych ludzi :) ja jakimś mega szczęściarzem nie jestem więc pewnie zanim znajdę pracę to jeszcze się trochę najeżdżę ale coraz bardziej chodzi za mną myśl otworzenia czegoś swojego, nie wiem jeszcze czego bo nad tym nie myślałem, środki jakieś tam mam odłożone i jak mam wydawać pieniądze jeżdżąc za pracą to chyba lepiej zainwestować w coś.
Komentarze (276)
najlepsze
Komentarz usunięty przez moderatora
Komentarz usunięty przez moderatora
Pracuję praktycznie od 16 roku życia. Najpierw zlecenia potem zaraz po maturze pierwsza praca w firmie o międzynarodowym zasięgu.
Z testów miałem 4 miejsce na ok. 30 aplikujących gdzie konkurowałem z absolwentami szkół wyższych.
Podałem niskie wymagania finansowe i dostałem pracę.
Po 1.5 roku doszedłem do zarobków 2500 netto (umowa o pracę) przy średnim wykształceniu.
Zrezygnowałem jednak z tej pracy gdyż była dosyć stresująca.
Chociaż co do sytuacji na uczelniach to masz rację. Szczególnie na tych "dobrych"... dwie grupy ludzi. Albo bardzo inteligentni którzy mniej-więcej ogarniają wszystkie te bzdety których od nich