A my nie mamy co narzekać na drogi internet, bo jak ludzie mieszkali w szałasach, to ich wilki zjadały.
Nauczyciele "narzekają", bo ich zawód jest trudny, fizycznie i psychicznie eksploatujący, niewdzięczny, a na dodatek na co dzień spotykają się z brakiem zrozumienia. Całkiem sporo ludzi (większość) twierdzi "18 godzin w tygodniu i dostają za to 1200 zł, żyć nie umierać", więc całkiem "rozsądnie" jest jeszcze dołożyć im 4 godziny lekcji w tygodniu za te same pieniądze. Prawda jest taka (ktoś może wierzyć lub nie), że to jest po prostu mordercza praca i liczy się nie ilość, a jakość. Co z tego, że przeciętna biurwa siedzi dłużej w robocie, jak przez większość czasu popija herbatkę. Podczas lekcji trzeba być na 120% obrotów. Po lekcjach zostaje około 4-6 godzin pracy w domu, którą po prostu trzeba zrobić. Nie mam na myśli tylko poprawiania sprawdzianów (to jest masa pracy), ale także fakt, że nie da się przeprowadzić dobrej lekcji z marszu. Nawet jeżeli wydaje się, że nauczyciel po prostu stoi i coś gada, to najprawdopodobniej jest to i tak efekt kilkugodzinnych przygotowań.
Poza tym, start w tym zawodzie to jest po prostu jakieś nieporozumienie. W okresie stażu pensja wynosi ~900 zł. Na praktykach w liceum spotkałem stażystkę, która przyznaje, że gdyby nadal nie mieszkała z rodzicami, nie dała by sobie rady. Po kilku latach pracy dostanie 1200-1500 zł i to jest granica aż do kilkunastu lat pracy, kiedy można się starać o tytuł nauczyciela dyplomowanego, na co najlepsi nauczyciele po prostu nie mają czasu, bo to jest masa papierkowej roboty.
Zgadzam sie z cala wypowiedzia, ale te 4 tysiace to troche przesada w realiach w ktorych zyjemy, jest wiele innych zawodow rownie, lub bardziej meczacych jedne intelektualnie inne fizycznie i ludzie nie zarabiaja takich pieniedzy co oczywiscie nie znaczy ze nie powinni, ale to juz temat na inna dyskusje na temat dziwnego stosunku cen do zarobkow..
Co do tych 4 tysięcy, to rzeczywiście nierealne, ale odnoszę się do tego, jak być powinno. W praktyce robi się niewielki procent z tego, co zamierzono, ale zawsze należy mierzyć w ideał :)
a może by tak podać źródło? bo jak na razie nie udało mi się znaleźć jakiejkolwiek informacji, żeby coś takiego kiedyś obowiązywało. Jedyne co wyskakuje w goglach to powielany ten tekścik. Czyli jak na razie stawiam, że to fake, albo tłumaczenie z angielskiego (pewnie regulamin jakieś szkoły zakonnej)
też mi się tak wydaje, zwłaszcza, że swojego czasu popularny był tzw. "regulamin pracownika z roku 1980", który wygląda bardzo podobnie:
Personel winien być w biurze tylko w dni robocze pomiędzy godziną szóstą przed południem a godziną szóstą po południu. Oczekuje się, że wszyscy współpracownicy bez wezwania będą pracowali w godzinach nadliczbowych - jeśli będzie taka potrzeba.
Za czystość biura odpowiedzialny jest pracownik o najdłuższym stażu. Wszyscy terminatorzy i uczniowie mają zgłaszać się u niego czterdzieści minut przed rozpoczęciem pracy i pozostają do dyspozycji także po zakończeniu zmiany.
Jak to mawiał jeden z profesorów u mnie na wydziale inf: "Jeżeli człowiek nic w życiu nie potrafi, zostaje nauczycielem. Jeżeli nie potrafi nawet tego, zostaje nauczycielem w-fu" ;)
Nie żebym miał takie same poglądy ale stwierdzenie pocieszne ;)
No ale kiedyś zawód nauczyciela był nie tylko lepiej płatny, nie tylko bardziej poważany, ale i przylać można było bachorowi bez większych konsekwencji! ;)
A mi właśnie ostatni punkt się podoba, moim zdnaiem pozstać do dziś i być zapisay w ustawie dla wszystkich zawodów:) (choć w sumie to jest, z krótkiego i prostego zapisu zrobił nam się skomplikowany i kosztowny system emerytalny)
Nie, no to nie do wiary. Nie, to być nie może. Osiem lat podstawówki, cztery liceum. Potem pięć, bite, studiów, dyplom z wyróżnieniem, dwadzieścia lat praktyki, i oto mi płacą, jak by ktoś dał mi w mordę. Ja p#!#$%!ę, k%%#a! O bracia poloniści, siostry polonistki, stu trzydzieścioro było nas na pierwszym roku. Myśleliśmy, że nogi Boga złapaliśmy, że oto nas przyjęto do szkoły poetów. Szkoła poetów, Jesus, k%%#a, ja p#!#$%!ę! Przez pięć
Komentarze (75)
najlepsze
Nauczyciele "narzekają", bo ich zawód jest trudny, fizycznie i psychicznie eksploatujący, niewdzięczny, a na dodatek na co dzień spotykają się z brakiem zrozumienia. Całkiem sporo ludzi (większość) twierdzi "18 godzin w tygodniu i dostają za to 1200 zł, żyć nie umierać", więc całkiem "rozsądnie" jest jeszcze dołożyć im 4 godziny lekcji w tygodniu za te same pieniądze. Prawda jest taka (ktoś może wierzyć lub nie), że to jest po prostu mordercza praca i liczy się nie ilość, a jakość. Co z tego, że przeciętna biurwa siedzi dłużej w robocie, jak przez większość czasu popija herbatkę. Podczas lekcji trzeba być na 120% obrotów. Po lekcjach zostaje około 4-6 godzin pracy w domu, którą po prostu trzeba zrobić. Nie mam na myśli tylko poprawiania sprawdzianów (to jest masa pracy), ale także fakt, że nie da się przeprowadzić dobrej lekcji z marszu. Nawet jeżeli wydaje się, że nauczyciel po prostu stoi i coś gada, to najprawdopodobniej jest to i tak efekt kilkugodzinnych przygotowań.
Poza tym, start w tym zawodzie to jest po prostu jakieś nieporozumienie. W okresie stażu pensja wynosi ~900 zł. Na praktykach w liceum spotkałem stażystkę, która przyznaje, że gdyby nadal nie mieszkała z rodzicami, nie dała by sobie rady. Po kilku latach pracy dostanie 1200-1500 zł i to jest granica aż do kilkunastu lat pracy, kiedy można się starać o tytuł nauczyciela dyplomowanego, na co najlepsi nauczyciele po prostu nie mają czasu, bo to jest masa papierkowej roboty.
Na
Personel winien być w biurze tylko w dni robocze pomiędzy godziną szóstą przed południem a godziną szóstą po południu. Oczekuje się, że wszyscy współpracownicy bez wezwania będą pracowali w godzinach nadliczbowych - jeśli będzie taka potrzeba.
Za czystość biura odpowiedzialny jest pracownik o najdłuższym stażu. Wszyscy terminatorzy i uczniowie mają zgłaszać się u niego czterdzieści minut przed rozpoczęciem pracy i pozostają do dyspozycji także po zakończeniu zmiany.
W
Nie żebym miał takie same poglądy ale stwierdzenie pocieszne ;)
O ile pamiętam, mój były nauczyciel wf-u w liceum, był jednocześnie dyrektorem szkoły :-)
Mówi on o tym że każdy jest kowalem własnego losu i to jest naprawdę naturalne.
prosta analogia. 200 lat temu śmierdzącą bryczką ze srającym koniem jechało się z Warszawy do Krakowa 2 do 3 dni.
PKP to szczyt techniki, bo woniejącym starym serem składem z warsem jedzie się dziś tylko 4 godziny!
co trzeba być za idiotą by na podstawie takich porównań wyciągać jakiekolwiek wnioski?
Pozostałymi 22h dysponuje dyrektor placówki.
przez resztę czasu się opieprzają?