Wpis z mikrobloga

Obejrzałem, nie - zacząłem oglądać - Kaze Tachinu. Ten film jest.... tak bardzo zły. Po prostu zły. Nudny, ciężki, dziwnie "głuchy" i "otępiający", nic się tam nie dzieje, nie ma żadnego pomysłu, aktorów głosowych nie chce się słuchać (zwłaszcza głównego bohatera... Hideaki? Serio?), a na obraz patrzeć. Animacja jest z jednej strony doskonale zrealizowana, ale i odpychająca... Film jest niby tak samo kolorowy jak poprzednie, ale oczy po prostu bolą. Nie da się tego oglądać. Po godzinie udręki spojrzałem na zegarek i okazało się, że minęło tylko 20 minut. Jak pierwszy raz przeczytałem, że zamiast efektów dźwiękowych mają być odgłosy wydawane przez aktorów, pomyślałem - "świetny pomysł, w końcu coś nowego!" - ale to też jest kompletny niewypał.

Ten film jest jak wielki talerz parujących, rozgotowanych pyz, polanych tłuszczem ze skwarkami. Postacie mają gęby jak pyzy, proporcje jak pyzy, ruchy jak pyzy, wszystko jest tłuste i ociężałe, ten tłuszcz się wylewa z talerza, a Ty próbujesz nadziać którąś pyzę na widelec, ale to się nie udaje, i za chwilę te pyzy są już rozdęte jak cysterny, wypełniają cały pokój zapachem smażonego tłuszczu i myślisz już tylko o tym, żeby się wydostać na zewnątrz...

Jezu, co ja piszę.

Może to i dobrze, że Miyazaki się zawinął, bo po Hauru jego filmy były już coraz gorsze. Gorsze przede wszystkim pod względem pomysłu i wizji. A w Kaze Tachinu jak dla mnie brakuje po prostu wszystkiego.

#anime #animerecenzje
Goryptic - Obejrzałem, nie - zacząłem oglądać - Kaze Tachinu. Ten film jest.... tak b...

źródło: comment_RjVYzKNL9in71gL7etLJv8SZsBXWxSX5.jpg

Pobierz
  • 7
@Goryptic: A ja jednak złapałem ten Ghibliowski sposób opowiadania, który wrzuca cię w historię i absorbuje do tego stopnia, że czujesz jakbyś tam był i uczestniczył w tym świecie. Dla mnie Miyazaki ma tutaj problem, że wziął się za zbyt ciężki temat i go bardzo spłaszczył próbując przystosować do młodszej widowni. Problematykę polityczno-gospodarczą spycha na trzeci plan ukazując głównego bohatera jako czystego idealistę, który chcę tworzyć tylko samoloty. Za to podobało
@Santeria: to ja aż takich głębokich reakcji na ten film nie miałem. W skrócie swoje wrażenia mogę opisać tak: "CO MNIE TO WSZYSTKO KURDE OBCHODZI???"

Na ekranie coś się dzieje, a ja mam to w dupie, nie obchodzi mnie to, nie dotyczy. Umrą, przeżyją, zrobi ten samolot, nie zrobi - nic mnie to nie obchodzi... Ten film jest wyraźnie "od Miyazakiego dla Miyazakiego". On lubi samoloty i zrobił dla siebie film
@Goryptic: #cytatywielkichludzi

"...mają gęby jak pyzy, proporcje jak pyzy, ruchy jak pyzy, wszystko jest tłuste i ociężałe, ten tłuszcz się wylewa z talerza, a Ty próbujesz nadziać którąś pyzę na widelec, ale to się nie udaje, i za chwilę te pyzy są już rozdęte jak cysterny, wypełniają cały pokój zapachem smażonego tłuszczu i myślisz już tylko o tym, żeby się wydostać na zewnątrz..."
@Goryptic: może nie widzisz koncepcji tego filmu? To film biograficzny Jiro Horikoshi, a raczej film o marzeniu Jiro Horikoshi, które Jiro chciał spełnić i tym tropem Zrywa się wiatr (żeby było zabawniej tytuł można interpretować jako nadchodzi wojna) i kończy się właśnie wtedy, gdy je spełnia. Cała reszta fabuły to tylko wypełnienia często w ogóle nic nie wnoszące do mocno hermetycznym bohaterze, artyście zamkniętym w swoim małym lotniczym świecie. ALE! (Nie
@Goryptic: Mam praktycznie identyczne zdanie, co Ty. Jeszcze przed premierą japońską liczyłem na coś w tonie zaprezentowanym przez Grobowiec świetlików, a dostałem Spirited Away w realiach 2 wojny światowej z #!$%@? wątkiem romantycznym. Już wiem dlaczego tylu Japsów jechało po najnowszych wypocinach Miyazakiego... Mam nadzieję, że jego kochany syn Goro w niezłym stylu przejmie tę pałeczkę.