Wpis z mikrobloga

Zwykle nie mirkuję, ale mój dzisiejszy sen był tak chory, że aż szkoda, aby się zmarnował. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Na wstępie wspomnę, że dość często mam bardzo realistyczne, uporządkowane i logiczne sny, które dobrze zapamiętuję i czasem zapisuję. Wszystkie w podobnym tonie.

Obudziłam się cała obolała i zobaczyłam, że jestem w szpitalu. Nie wiedziałam co się stało, skąd się tam wzięłam. Ze mną leżały w sali jeszcze dwie kobiety, wokół kręcili się lekarze. Na jednej ze ścian znajdowało się mnóstwo napisów różnej wielkości i koloru, pisanych różnym charakterem pisma. Na środku znajdował się największy – „Mamy pełną kontrolę nad drugim człowiekiem”. Po jakimś czasie zobaczyłam, że jedna z kobiet nie ma na sobie góry ubrania, a jej plecy wzdłuż kręgosłupa są pokryte bliznami. Co więcej, bardzo wystawały jej kręgi, wyglądały jakby ustawione były pod zupełnie innymi kątami, kości odstawały nierównomiernie, na różną długość. Kobieta wyglądała na cierpiącą, miała na sobie również inne obrażenia. Gdy salę opuścili lekarze dowiedziałam się, że szpital jest miejscem przeprowadzania eksperymentów na ludziach i mnie również to czeka. Kobieta opowiedziała, że u niej oprawcy upodobali sobie kręgosłup – co kilka dni otwierano go, wyjmowano kręgi, przestawiano je, ustawiano inaczej niż wcześniej, przekręcano lub w ogóle usuwano i obserwowano, jak kobieta będzie reagować. Była w stanie się poruszać, więc eksperymenty przynosiły efekty, rdzeń kręgowy był zachowany. Sama byłam przerażona, bałam się tego, co mnie czeka. Jeden z lekarzy wstrzyknął mi coś w kark, stawiałam opór, ale się nie obroniłam. Po jakimś czasie miałam dość tortur lekarzy, zapragnęłam uciec, ale nie wiedziałam jak to zrobić. Do naszej sali została przydzielona młoda lekarka, która wydawała się nie odnajdywać w tym okrutnym systemie eksperymentów. Zauważyłam w niej naszą szansę, zaczęłam rozmawiać, nawiązała się między nami nić porozumienia. Po jakimś czasie udało mi się ją przekonać, że to w czym bierze udział jest nieludzkie i niewybaczalne, powiedziałam jej, że wraz z towarzyszkami ze szpitalnej sali chcemy uciec. Lekarka zgodziła się nam pomóc. W dzień ucieczki podeszła do zapisanej ściany i zmieniła główne hasło na „NIE mamy pełnej kontroli nad drugim człowiekiem”. Dała nam normalne ubrania, byśmy przebrały się ze szpitalnych piżam i kazała uciekać. Powiedziała, że nie może wciągnąć w plan nikogo innego, dopilnuje tylko, by inni lekarze przez jakiś czas się nie zbliżali, dalej musimy sobie radzić same. Więc uciekłyśmy, w biegu założyłyśmy na siebie cywilne ubrania. Zbiegłyśmy klatką schodową na parter, zostałyśmy zauważane przez jakąś pracownicę szpitala, ale biegłyśmy dalej. Znalazłyśmy otwarte drzwi na zewnątrz. Okazało się, że szpital nie jest jednym budynkiem, to cały duży kompleks różnych obiektów. Wokół siedziało mnóstwo „pacjentów” w wózkach inwalidzkich, nie wykazywali żadnych oznak świadomości, żyli, ale byli jak martwi. Można było dostrzec lekarzy w kitlach i tutaj pierwsza lampka alarmowa – w ubraniach danych przez lekarkę jeszcze bardziej rzucałyśmy się w oczy na tle szpitalnych piżam i kitli. Nie zastanawiałyśmy się jednak nad tym i biegłyśmy w kierunku widocznych bezkresnych pól uschniętej trawy – musiał być środek suchego i upalnego lata. Lekarze widzieli nas, jednak nie podejmowali chyba żadnych działań w kierunku schwytania uciekinierów. Mijałyśmy całe mnóstwo pacjentów bez życia na wózkach, robiło to druzgocące wrażenie, jak w postapokaliptycznym świecie. Po jakimś czasie jednak ludzie zaczęli zwracać ku nad głowy, na twarzach pojawiały się oznaki życia i zainteresowania. Biegłyśmy jakby w nieskończoność, w końcu ludzie wokół zaczęli sprawiać wrażenie, że również chcą poderwać się z wózków i z nami pobiec. Nikt chyba jednak tego nie zrobił, tylko we trójkę dobiegłyśmy do długiej metalowej siatki, która wydawała się dzielić nas od wolności. Przeszłyśmy przez płot i biegłyśmy dalej, po jakimś czasie jednak zobaczyłyśmy drugą, wyższą siatkę – druga lampka ostrzegawcza. Przeszłyśmy, biegłyśmy, trzecia, wyższa siatka. Gdy wspięłyśmy się na nią, zobaczyłyśmy, że daleko w górze, nad naszymi głowami, wysoko biegnie kolejna siatka po niebie. Zaczęło do nas docierać o co chodzi, ale biegłyśmy dalej, w końcu dotarłyśmy do ogrodzenia, które łączyło się z siatką u góry, bez żadnej luki, bez drogi ucieczki. Wtedy znikąd pojawił się przy nas lekarz, bardzo rozbawiony, ze stoperem w ręku. Zatrzymał licznik i pogratulował, ponieważ na przestrzeni ich lekarskich „zawodów” nam udało się dobiec do końca najszybciej. Pojawiła się „pomagająca” nam lekarka, jak się okazało, wcale nie była chyba taka młoda, ponieważ to ona była twórczynią całego tego ośrodka eksperymentów. Zabrano nas z powrotem i znów poddawano torturom. Choć manipulowano moimi kośćmi, wyjmowano, przestawiano, zamieniano, zaczęłam ćwiczyć gimnastykę i poświęcałam temu cały wolny czas. Stałam się niesamowicie wytrenowana i już potrafiłam robić niewiarygodne rzeczy z ciałem. Robiłam to żeby kiedyś się zemścić.

Chyba przekuję to w opowiadanie. :v

#sny #snycontent #czassieleczyc
  • 7
  • Odpowiedz
@Seiki: Jak już jakiś ze swych snów pamiętam, to jest tak poryty, że aż wstyd komukolwiek opowiadać ( ͡° ʖ̯ ͡°) ale w Twoim widać potencjał na jakąś bardziej rozbudowaną historię :>
  • Odpowiedz
@MiszkaCFC: Dzięki, poważnie myślę, żeby to jakoś rozwinąć. Może to znak od losu i niedługo będę popijać drinki z palemką na własnej wyspie po sprzedaży scenariusza. ( ͡ ͜ʖ ͡)
  • Odpowiedz