Wpis z mikrobloga

Co za dzień Mirasy. Moje dzisiejsze #niecoolstory Wracam sobie z nad morza po wyprawie rowerowej i w środku miasta widzę zamieszanie na pasach. Auta stoją i za chwilę wymijają coś na zebrze. Patrze a tu jakieś biedny zwierzak zakrwawiony miota się ze strachu w tą i nazad. Janusze stoją i patrzą, auta przejeżdżają. Generalnie znieczulica ##!$%@?. Mój Różowy Pasek zatrzymuje auto ja wysiadłem z kocem i rzucam na biednego zwierzaka, a mi tu Janusze krzyczą " zostaw Pan to wściekłe, psy toto pogryzły i dwa auta po tym przejechały" Myślę no #!$%@? to czemu się nikt nim nie zajął, albo chociaż pomoc wezwał.

Biorę toto do auta i pierwsza myśl wiozę do schroniska (wiem, że głupio ale adrenalina #motzno) Jedziemy a toto się wije, charczy słychać że się dusi, miota się w kocu, krew się leje i widać że walczy o życie. W schronisku oczywiście nie przyjmą, ale dali numer do jakiejś firmy od dzikich zwierząt. Dzwonimy, gościu mówi że zaraz kogoś przyśle. Czekamy pod tym schroniskiem, mój Pasek zaryczany ja się modlę żeby pomoc jak najszybciej przyjechała bo ten zwierzak ewidentnie schodzi. Przyjeżdża po jakiś 20 min i otwiera koc a ten mały cosiek zaczyna uciekać. Złapaliśmy go na szczęście, w międzyczasie gościu stwierdza że to kuna. Wpakował do swojego auta i pojechał. W domu adrenalina schodzi cieszymy się, że może zwierzaka się uda uratować albo chociaż humanitarnie uśpić. Wchodzę na neta, żeby poczytać co to za gość a tu piszą, że to miejski łowczy który ma sprawę w toku. Zamiast opiekować/usypiać zwierzęta wywoził je konające do lasu. No #!$%@?

#smuteczek #biednezwierzeta ##!$%@?
  • 1