Wpis z mikrobloga

A powiem wam, bo jestem tak w---w**, że uj mały. Nie gadam z żoną trzeci dzień. Od dwóch tygodni chodzę jak struty i się stresuję wydzwaniając do instalatora od gazu, że ma dosłać dokumenty do certyfikacji instalacji, bo inaczej mi nie podłączą licznika. A na gaz mam ogrzewanie, więc i ciepłą wodę i kuchenkę w kuchni. Także się przeprowadzić nie mogę do nowego domu, tylko mieszkam w wynajętym mieszkaniu, bo d--y umyć nie mogę normalnie. A że cała sytuacja dzieje się za granicą i mieszkanie oraz rachunki na żonę, to ona musiała wysłać dokumenty do gazowni. I tak zajeżdżam w poniedziałek na pełnej kur* do biura instalatora i od wejścia drę mordę - po polsku, angielsku i włosku, bo to jedyna kombinacja jaka mi wychodzi w takim stanie, że znowu mi gazownia maila wysłała, że złe dokumenty i czy jest szansa, że jak się chłop tym zajmuje 20 lat, to może to zrobić raz a porządnie. Przeglądamy zgłoszenia, gość mi pokazuje, że on wszystko ogarnął i nie ma pojęcia o co im chodzi. Cała sytuacja dzieje się w języku włoskim, więc na telefonie wisi inny ziomek, który tłumaczy z włoskiego na angielski i z angielskiego na włoski. Komedia. I tak mnie coś tknęło i mówię do żony, a weź ty mi pokaż tego maila, którego wysłałaś do gazowni z tymi dokumentami. I otwiera się załącznik, a tam skany dokumentów, w których cały lewy margines ucięty. A na tym marginesie znajdują się cyferki, rysunki i inne takie, co to kur** jego mać sprawiają, że papier jest legitny. Patrzymy więc na siebie z tym instalatorem. On milczy. Ja się gotuję. I nie uwierzycie, ale pierwsze zdanie mojej żony to było: no, ale Ganpiero ( instalator) miał to przecież sprawdzić. Od tego momentu z nią nie rozmawiam i słowa przepraszam za sabotowanie mojego życia i zdrowia nie usłyszałem. Jak myślicie, ile jeszcze będę musiał czekać, aż dojdzie do niej, że jest winna? Jak przebaczyć?
  • 5
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach