Wpis z mikrobloga

#psychologia #przegryw od kilku dni zacząłem się zastanawiać czy mam jakiś cel w życiu, czy mnie wgl satysfakcjonuje to co robię i czy mi się tego chce.... Otóż mam dziwny dylemat. Długo żyłem w bardzo złych warunkach, z ultra toksyczną rodziną w jakimś takim dystopiinym może nawet pierwotnym sposobie istnienia (najgroźniejszy i najsilniejszy ma rację). No i po wielu latach odszedłem z tego domu... No i tu jest śmieszna sprawa, zawsze plułem na ten dom, na rodzinę, na warunki, ale koniec końców umiałem tam wszystko organizować i żyć a teraz poszedłem do tzw ludzi i życia i to co widzę mnie coraz bardziej odrzuca. Kompletnie nie widzę w tym tzw "normalnym" życiu niczego interesującego. To jest wręcz ciągłe użeranie się że wszystkim i zapieorzanie w pracach dosłownie na wszystko. Tu nie ma żadnej swobody poza tej co mam w czterech ścianach wynajmowanego mieszkania, a tak to ciągle robota, robota i pieniądze, jak nie realne to gadanie o nich i ciągle uniżanie się. Nie można nikomu walnąć w ryja, szef jak złoty cielec, wymagają jakiejś etykiety.... W domu się warknęło na starych, walnęło w stół siekierą i było po dyskusji, a tutaj ciągle udawaj, nie mów co myślisz, znaj swoje miejsce.... No ja już nie mogę. Aż zrezygnowałem z robienia prawa jazdy bo nie mogę zdzierżyć że nie mogę nikogo potrącić ani staranować bo się larum wzniesie i policja. Śmieszne to jest.... Bo jak tak to w kołchozach człowieka jak gówno, jak śmiecia... Ale gdy ty chcesz robić tak samo - nie wolno. Dla wybranych to.