Wpis z mikrobloga

Pojechałbym na koncert, ale nie mam z kim, bo mój jedyny znajomy odmówił (mieszka też w innym mieście, więc zasadniczo nie mamy ze sobą kontaku). Mógłbym jechać sam, ale wszelkie samotne wyjścia z domu tylko przypominają mi o samotności - wszystko sam, całe życie sam. Nie chce mi się nigdzie wyjeżdżać bo co to za radość jeśli nie ma z kim się nią dzielić. Gniję tylko całe życie w domu jak pustelnik bo nie umiem nawiązywać ani utrzymywać stałych przyjaźni, wszystkie moje relacje były absolutnie powierzchowne. Dopóki byłem na studiach to gdzieś tam z rzadka się wychodziło, ale gdy tylko się skończyły, zacząłem żyć jak wyrzutek. Z jednej strony wśród ludzi czuję się nieswojo, męczą mnie, najlepiej czuję się sam ze sobą, bo chyba inaczej nie wytrzymałbym takiego życia. Z drugiej chciałbym mieć kogoś kto by akceptował mnie takiego jakim jestem i przy kim czułbym się swobodnie. Myślę że to moi starzy uszkodzili mnie swoim wychowaniem, a szczególnie stary, który zawsze był głupim, nadpobudliwym tyranem. Nigdy nie usłyszałem od niego dobrego słowa na mój temat, słyszałem za to jego ciągłe kłótnie z matką. Do tej idiotki mam pretensje o to że związała się z takim łbem, który nigdy nie potrafił przyznać się do błędu i wolał drzeć ryja zamiast starać się osiągnąć kompromis. Nienawidzę go i jedyne co poczuję jak już pójdzie do piachu to ulgę, bo całe życie żyłem w strachu przed nim, co zniszczyło moje poczucie własnej wartości i przyprawiło o lęki. Dziś jestem niepełnosprawny, bo jak inaczej nazwać brak zdolności tworzenia więzi społecznych i ciągle życie na marginesie?
#przegryw #przegrywpo30tce #samotnosc
  • 1
@Blackhorn: myślę, że obwinianie starych za słabe umiejętności społeczne jest zbytnio nadużywanie w dzisiejszych czasach. Warto skupić się na sobie, co innego, że ludzie, to przeważnie idioci z którymi coraz ciężej nawiązać kontakt, a przyjaźń odchodzi do pojęć minionych.