Wpis z mikrobloga

Dawno, dawno temu chciałem zacząć biegać, bo była moda na bieganie i miejskie biegi na 10 km. Poszedłem do sklepu biegowego, dostałem do zmierzenia 2 modele butów, oba rozmiar ok, mięciutkie, dobra amortyzacja. Bo gdybym z kilku półek butów sam miał coś wybrać, to nie umiem. Ale poszedłem dalej, może będzie coś lepszego i żeby przed zakupem poszukać opinii w Internecie. Za drugim razem wykonałem wideoanalizę. Wtedy gość uparł się, że muszą być buty bardzo mocno support, a miał tylko jedne takie, trochę za duże. W domu próbowałem je dopasować sznurówkami, ale i tak nie trzymały pięt. Plan treningowy znalazłem na Wyborczej, jak się przygotować do biegu na 10 km. Ale nie było z kim biegać i nie chciało mi się już szukać dobrych butów. Często wtedy biegałem za autobusami, to nawet jakąś formę miałem. Dopiero później pojawił się rower. Kilka lat później w tym samym sklepie (już zlikwidowanym) udało się kupić dobre buty. Biegałem sporadycznie i właśnie wtedy wystartowałem na piątkę w marcowym biegu Tropem wilczym. Potem cały sezon rowerowy był udany. Może dlatego, że uprawiałem też inne aktywności, które lepiej podnoszą kondycję. W tym roku nie mogę się zebrać i pójść do sklepu, bo ciągle jestem zmęczony. No i miałem znów pobiec ten sam bieg, tylko nie mam butów, które się do tego nadają. Obecne biegówki zacząłem wykorzystywać do chodzenia, marszu, jazdy rowerem, ogólnie do codziennego użytku i się rozwaliły, podeszwy starły (w zwykłych butach w moment ścieram, a tu długo wytrzymały), więc ryzykowne jest bieganie w nich w lesie po ciemku. Nie wiem, czemu nie chce mi się nawet przez neta niczego zamówić, mam poczucie straty czasu, ale ten czas i tak stracę. Z drugiej strony, gdybym się załapał na pakiet (przynajmniej koszulka), to bym pobiegł w byle czym. #przegryw
  • 2