Wpis z mikrobloga

#codziennadruzynapierscienia

2. marca 3019 roku Trzeciej Ery

Hobbici maszerowali niestrudzenie całą noc w towarzystwie Golluma oraz cieni poległych. Było już niedaleko świtu, gdy dotarli do krańca owego rozlewiska, lecz gdy tylko wyszli na pewniejszy grunt, na niebie zobaczyli coś, czego żaden z nich oglądać nie chciał.
Przenikliwy chłód ogarnął ich ciała, gdzieś w chmurach słyszeli zaś wicher, aż światła umarłych poczęły przygasać. Nadleciał bowiem Nazgûl na swej skrzydlatej bestii.


Padli na twarze, odruchowo przywarli do zimnej ziemi. Lecz groźny cień zatoczył krąg i wrócił przelatując tym razem niżej, wprost nad nimi, zgarniając potwornymi skrzydłami cuchnące opary bagniska. Potem zniknął, odleciał z powrotem do Mordoru, jakby gnany gniewem Saurona. Za nim z szumem pomknął wiatr opuszczając ziemne pustkowie Martwych Bagien. Nagą płaszczyznę jak okiem sięgnąć, aż po odległą groźną ścianę gór, zalała zwodnicza księżycowa poświata.


Frodo i sam wstali przecierając oczy, jak dzieci zbudzone z koszmarnego snu, i ze zdumieniem stwierdzili, że noc spokojna i zwyczajna trwa nad światem. Gollum jednak leżał wciąż na ziemi jakby ogłuszony. Z trudem go dźwignęli, lecz przez długą chwilę jeszcze nie chciał podnieść twarzy, klęczał podpierając się na łokciach i wielkimi płaskimi dłońmi ściskał głowę.


– Upiory! – jęczał. – Skrzydlate upiory! Skarb jest ich panem. Widzą wszystko, wszystko.


Nic się przed nimi nie ukryje. Przeklęta Biała Twarz! I wszystko powiedzą jemu. On widzi, on wie. Och, glum, glum, glum! Dopiero gdy księżyc zaszedł i skrył się za Tolbrandirem, nieszczęsny Gollum ośmielił się wstać i poruszyć.


Od tej pory w większym pośpiechu i gnani większym jeszcze strachem kontynuowali marsz przez pustkowie.

Aragorn i towarzysze razem z Gandalfem podróżowali przez większą część nocy. Nad ranem dotarli do Edoras, gdzie jednak nie zastali Éomera. Traktowani podejrzliwie przez straże Théodena zostali wreszcie zaprowadzeni przed jego oblicze.

Przy tronie Théodena trwał Gríma, sługa jego, równocześnie będący jednak na postronku Sarumana. Doradca oczerniał przybyszów w oczach starego, zmęczonego króla. Gandalf jednak zdemaskował prawdziwe zamiary Gadziego Języka i zdjął mroczne czary z Théodena. Przepędzili Grímę, który zbiegł w kierunku Isengardu i uwolnili Éomera, który z kolei, jak się okazało, został uwięziony na polecenie króla, na jego barkach bowiem złożono odpowiedzialność za śmierć Théodreda.

Wreszcie wspólnie zasiedli przy stole i poczęli radzić. Król w pierwszej kolejności chciał odwdzięczyć się Gandalfowi i reszcie za ocalenie. Wszystkim polecił wybrać z królewskiej zbrojowni cokolwiek według woli, Białemu Czarodziejowi zaś zobowiązał się oddać, co ten zechce. Zgodnie z życzeniem Gandalfa podarował więc na własność najznamienitszego z koni, Cienistogrzywego, którego wcześniej mędrcowi jedynie pożyczył.
Szybko podjęto dalsze decyzje, pod sztandarem króla poczęto również gromadzić wojska z okolic stolicy. Jeszcze wieczorem wyruszyli na Sarumana, zostawiając władzę w rękach Éowiny, która z niezdolnymi do walki wyruszyła zaraz w kierunku warowni Dunharrow. Za cel obrali bród na Isenie, gdzie stacjonowały wojska Ridermarchii, wciąż odpierając żołnierzy Isengardu.

Niestety tego samego dnia wojska Sarumana przypuściły atak na bród i rozbiły oddziały Rohirrimów. Saruman wysłał wszystkie siły na wojnę.

Wiec entów nadal trwał i nic wielkiego powiedzieć się o tym zdarzeniu nie da. Godziny płynęły leniwie jedna za drugą. Bregalad w napięciu wsłuchiwał się w głosy dochodzące z miejsca narady. Niemniej wreszcie po południu przyszła zmiana – po pewnym czasie zapadła kompletna cisza.



Nagle zagrzmiał potężny okrzyk: Ra – hum – raa! Drzewa zadrżały i przygięły się, jakby od podmuchu wichury. Znów zaległa na chwilę cisza, a potem odezwały się bębny uroczystym rytmem marsza i nad ich werbel wzbił się chór głosów czystych i silnych.


Naprzód, naprzód, bęben nasz gra: ta–randa randa randa ram!


Entowie ruszyli. Coraz bliżej rozlegała się pieśń:


Naprzód, naprzód, bęben dudni i róg gra: ta–runa runa runa ram!


Bregalad wziął hobbitów na ręce i także wyruszył ze swego domu. Po chwili hobbici ujrzeli zastęp w marszu: entowie sadzili wielkimi krokami stokiem wzgórza w dół. Na czele szedł Drzewiec, za nim z pół setki współbraci, którzy postępowali dwójkami, w nogę, wyklaskując dłońmi na udach regularny rytm. Byli już tak blisko, że hobbici widzieli błysk i zielone skry w ich oczach.


– Hum, hm! Ruszyliśmy hucznie, ruszyliśmy nareszcie! – zawołał Drzewiec spostrzegając Bregalada i hobbitów. – Chodźcie z nami, przyłączcie się do gromady. Ruszyliśmy.


Idziemy na Isengard!


– Na Isengard! – odkrzyknęły liczne głosy.


– Na Isengard!


Ruszyli zatem, a w trakcie marszu dołączyły do nich kolejne drzewa. Było ich tyle, iż Pippin miał wrażenie, jakby cała puszcza ruszyła w kierunku siedziby czarodzieja. Entowie gromko śpiewali, zagrzewają się do walki. Drzewiec martwił się, iż być może to ich ostatni marsz i u kresu drogi czeka ich zguba, lecz mówił też hobbitom, że od dawna dojrzewała w nich myśl o konieczności wyruszenia w bój i właśnie nadszedł ten dzień.

tłumaczenie cytatu: Maria Skibniewska
Na ilustracji "The last march of Ents", autor: Allen Michael Geneta


#lotr #wladcapierscieni #ciekawostki
Majku - #codziennadruzynapierscienia

2. marca 3019 roku Trzeciej Ery

Hobbici maszer...

źródło: 54bc3aa6c0b3143bedaa37c867d6a44a

Pobierz
  • 14
Wiec entów nadal trwał i nic wielkiego powiedzieć się o tym zdarzeniu nie da.


@Majku_:
Pippin: Może Drzewiec ma rację. Nie mamy czego tu szukać. Ta sprawa nas przerasta. Co możemy zdziałać? Mamy Shire. Może powinniśmy wracać do domu?
Merry: Ogień z Isengardu zaleje świat. Lasy Tukonu i Bucklandu strawią płomienie. A to co było zielone i dobre zniknie ze świata. Już nie będzie Shire'u Pippinie.