Wpis z mikrobloga

Od kilku dni coś źle się czułam, myślę sobie: aaa przeziębienie. Biorę aspirynę, leżę, ale coś nie przechodzi. Ledwo trzymam się na nogach, czuję się jakbym miała zaraz umrzeć, rozbicie niesamowite, no ale bez przesady, tylko katar i gardło trochę boli, nic mi nie jest. Coś mnie tknęło, mówię do matki, jedziemy do lekarza. Matka, że czy na pewno, nic ci nie jest, lepiej leżeć w domu, a nie się pchać do chorych i w ogóle, zimno, nic ci takiego nie jest. Ale coś mnie tknęło i mówię nie, idziemy. No i co się okazało? Przemiła pani doktor po wnikliwej analizie zawyrokowała: antybiotyk. Zapalenie gardła + zatok. Matka oczy jak pięć złoty, ja też. To był dosłownie ostatni moment żeby zacząć brać antybiotyk, tak by na urodzinowy wyjazd wydobrzeć. Gdybym nie poszła, mogłabym o wyjeździe zapomnieć (mam już rezerwację na konkretny termin). I tak po raz kolejny uratowała mnie intuicja i słuchanie siebie, mimo iż wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na co innego. #coolstory #szczesciewnieszczesciu