Wpis z mikrobloga

#anime #animedyskusja

Rzadko się trafia w anime półświatku produkcja tak jednoznacznie fantastyczna, jaką była Vivy: Fluorite Eye’s Song z 2021. Ponieważ zdołała mnie porwać, mam dla niej wiele słów uznania, zaś nie śmiem w ogóle podnosić słów krytyki. Nie sposób przejść obok tej bajki obojętnie, mało tego – stanowi wcale dobry probierz gustu i obycia, jak mało która produkcja z tamtego roku. Vivy to bezsprzecznie najlepsza bajka 2021 i, póki co, wciąż bajka dekady. Powiedzmy sobie szczerze, gdyby Vivy nikt nie wymyślił, to ktoś musiałby ją wymyślić.

Akcja rozpoczyna się jak u Hitchcocka – wybuchy, rozlew krwi, powszechna panika. Wszędobylska sztuczna inteligencja z niewiadomego powodu porywa się na życie wszystkich ludzi, wywołując katastrofę w skali globu. Ludzkość ginie, moi mili. Mimo to, w przypływie bezbrzeżnego altruizmu, jeden z naukowców odpowiedzialnych za AI wydaje ostatkiem sił dyspozycje, by choćby inna linia czasowa nie ucierpiała równie wiele, jak jego własna – przekazuje instrukcje funkcjonującej sto lat wcześniej AI i jej pomocnikowi, rozpoczynając Projekt Osobliwość.

Kochani, wzmiankowana AI sprzed stu lat to nasza bohaterka, Diva, zwana również Vivy – pierwszy autonomiczny i samoświadomy android. Obdarzona misją „uszczęśliwiania ludzkości swoją pieśnią,” śpiewa w parku rozrywki, bez sukcesów zresztą. Historia ta jest w równym stopniu sci-fi thrillerem pełnym imponujących scen akcji, co i swoistym bildungsroman, w którym samoświadoma sztuczna inteligencja odkrywa co też rozumie przez „uszczęśliwianie ludzkości,” dając się przy tym wodzić za nos, i uczłowieczając się nieco.

Co Vivy absolutnie wyróżnia na tle typowych fabuł tego typu, to ramowa kolosalność założeń czasowych – nasza bohaterka bowiem przez następnych sto lat będzie interweniowała w momentach zidentyfikowanych jako kluczowe, aby powstrzymać konflikt między ludźmi a AI, stając okoniem na drodze samostanowienia własnego gatunku. Jako funkcjonująca zupełnie obok ludzkości, widząca całe jej pokolenia rodzące się i odchodzące, obserwujemy Vivy utrzymującą dystans odosabniający i widza przez ekranem, w zabiegu godnym Tezuki.

Fascynuje przeciwieństwo Vivy w osobie terrorysty Kakitaniego, który odziera się z ludzkości w celu ukorzenia AI, lecz cóż to – im dalej w tę zabawę, im bardziej przedłuża nienaturalnie swoje życie, tym większego dystansu i zrozumienia nabiera do tego wszystkiego. Nie odchodzi z monologiem na poziomie Roya Batty, co jest dla mnie osobiście największym niedopracowaniem tego serialu.

Fabuła rozpoznaje momenty kluczowe na przestrzeni stu lat również na użytek widza, który dostaje wspaniale czytelnych kilka arców, w których to Vivy ma okazję nie tylko śpiewać i słuchać cudzego śpiewu, ale i bardzo emocjonująco prać się po mordach z terrorystami i z AI, które z trudem można uznać za wadliwe. Co, że niby śpiewaczka tak tu bęcki spuszcza? Stosunkowo wcześnie w fabule integruje program walki, w konstrukcji karkołomnej chyba wyłącznie dla bardzo nieprzychylnie nastawionego widza. Choreografia jest wspaniała i ciosy soczyste, wszystko też płonie i wybucha jak należy.

Vivy to po prostu widowisko – często głośne, ale to i dobrze. Forma zawsze nadąża za założeniami, rzadko kiedy zdarza się, by bajka wyglądała nie za dobrze. Z automatu jest również świetnie udźwiękowiona i ugłosowiona. Wierzyć się nie chce, że w tego typu pokazie nie rzuca się w oczy żadne kiepskie 3D. Słowo daję, poszła technika do przodu.

Tym bardziej przykro mi, że w wyniku problemów produkcyjnych nakręcono wyłącznie dziewięć odcinków i prawdopodobnie nigdy nie obejrzymy finału tej przygody. Melancholijnie piękna Vivy, na tle nieubłaganego upływu czasu i katastrofy, która już się przecież wydarzyła, to zjawisko jedyne w swoim rodzaju. Gorąco polecam.
tobaccotobacco - #anime #animedyskusja

Rzadko się trafia w anime półświatku produkcj...

źródło: Lia_Vivy_-_Fluorite_Eyes_Song_-_S01E09_-_Harmony_of_Ones_Heart_My_Mission_Your_Future.mkv_snapshot_21.34.830

Pobierz
  • 5
  • Odpowiedz