Wpis z mikrobloga

Turystę w buszu uratowały owady. A japońskich żołnierzy szczury

Albert Einstein radził: "Nie staraj się zostać człowiekiem sukcesu, lecz człowiekiem wartościowym." Tym wskazaniem kierował się zapewne turysta niemiecki, który pojechał do Australii na wielką przygodę życia. Samotnie wyruszył w podróż po buszu i zgubił drogę. Przeżył trzy tygodnie, odżywiając się owadami, przypadkiem uratowany przez policjantów.

Świat obiegła informacja o człowieku, który przeżył w australijskim buszu trzy tygodnie, bez normalnego na co dzień pokarmu. Żywił się jedynie insektami. Według mediów, owady z gęstych zarośli podzwrotnikowych, uratowały życie zagubionemu niemieckiemu turyście, Danielowi Dudzisz (26 lat).

Niemiecki podróżnik-solista, zaginął w australijskim buszu, w połowie lutego 2014 roku. Stało się to w wyniku powodzi na północnym wschodzie Australii. Nieco przemoczony, wygłodzony i wymęczony mężczyzna został przypadkowo odnaleziony przez patrol policji. Miał wielkie szczęście, że nie odnalazły go zgłodniałe dzikie psy.

Daniel Dudzisz - jak się okazało - jest cukrzykiem, co wyjątkowo utrudniało mu przeżycie w warunkach ekstremalnie gęstych i niebezpiecznych zarośli. Daniel wybrał się do Australii, na kilkumiesięczną wędrówkę połączoną z egzotyczną przygodą, po Queensland i Nowej Południowej Walii – czytamy.

Odkąd znalazł się w buszu, utrzymywał regularny kontakt z policją, ale 17 lutego słuch o nim zaginął. Podróżnik Daniel znalazł się wtedy, między dwoma zalanymi obszarami, na rzece Barcoo, które - jak wiele wskazuje - mogły być dla niego śmiertelną pułapką.

Według policjantów, 26-latek miał na początku ze sobą trochę fasolki po bretońsku i płatków śniadaniowych, jednak zapasy szybko się skończyły i Niemiec musiał żywić się muchami. - Na pewno był głodny, ale zachował sporo zdrowego rozsądku - mówili funkcjonariusze policji, po jego odnalezieniu.

Odnaleziony niemiecki podróżnik zapowiedział, że chce nadal kontynuować podjętą wędrówkę wzdłuż australijskiego Terytorium Północnego. Pasja podróży po buszu okazała się dla niego silniejsza od lęku o życie.

Nie był to jedyny taki przypadek w historii, ani zapewne ostatni, gdy człowiek stając na krawędzi życia i śmierci, potrafi wybrać najwłaściwszy kierunek na przetrwanie. Jak się zdaje, organizm ludzki powinien umrzeć z wyczerpania wtedy, kiedy wszystkie rezerwy cukrów, białka i tłuszczy ulegną wyczerpaniu.

Faktycznie następuje to w organizmie o wiele wcześniej. Nawet bardzo otyły człowiek, nie mógłby obyć się bez jedzenia, gdyż witaminy z grupy B, konieczne do wykorzystania zmagazynowanej w tłuszczu energii, muszą być dostarczane z zewnątrz.

Najdłużej bez jedzenia wytrzymał i przeżył Irlandczyk, Kieran Doherty, który świadomie podjął głodówkę i zmarł z wyczerpania po 73 dniach. Jednak - zdaniem lekarzy - przy dostarczaniu organizmowi niezbędnych witamin i soli mineralnych, można przeżyć dłużej – nawet do jednego roku.

Nie pomogą same witaminy i sole mineralne, jeśli organizm nie będzie zaopatrywany w wodę. Życie zależy od tempa jej utraty. Ale prędzej czy później, znaczny ubytek wody sprawia, że krew ulega zagęszczeniu, ciśnienie spada, a sercu coraz trudniej pompować krew i podtrzymywać pracę. Wtedy śmierć następuje maksymalnie po tygodniu.

Pewien japoński żołnierz, który nie poddał się z końcem II wojny światowej i 29 lat spędził w dżungli na Filipinach, przeżył tak długo dzięki temu, że jadł banany i kokosy oraz zwierzęta gospodarcze, które kradł rolnikom. Zmarł, gdy miał 91 lat.

Inny żołnierz japoński, który po zakończeniu II wojny światowej nie złożył broni Amerykanom na wyspie Guam i ukrywał się dżungli przez 28 lat, przeżył odżywiając się głównie szczurami wodnymi oraz żabami i węgorzami rzecznymi.

Stanisław Cybruch

#podroznik #busz #australia #zycie #insekty #woda
  • 2