Wpis z mikrobloga

#ksiazki #literatura

Narracja "Potopu" przekracza granice rozsądku w koncentrowaniu akcji wokół głównych bohaterów. Bohaterowie Sienkiewicza odgrywają decydujące role w bitwach, są języczkami u wagi w decydujących momentach, a nawet pojawiają się ciągle w rozmowach wodzów i królów. Nawet poseł od księcia Bogusława do hetmana Sapiehy między poważnymi politycznymi sprawami wtrąca temat... zgadnijcie, czyj? Wachmistrza Soroki!

Zadaję sobie pytanie, czy autor chce nam powiedzieć, że potop szwedzki to była tylko sceneria dla brawury, porachunków i osobistych interesów swoich bohaterów? Czy bitwy tej wojny następowały tylko po to, by stworzyć odpowiedni anturaż dla popisów Wołodyjowskiego czy Kmicica? Nos dla tabakiery czy tabakiera dla nosa?

Przypatrując się sienkiewiczowskiemu opisowi epizodów historycznego potopu można pomyśleć, że w polskich siłach nie było innych odważnych rycerzy poza znajomymi Zagłoby, wręcz cała reszta polskich wojska to tylko biomasa robiąca "dźwignię" dla genialnych zamiarów sienkiewiczowskich herosów. Tam, gdzie dzieje się coś ważnego - na miejscu jest Kmicic lub Wołodyjowski. Jak w Klanie - niby rzecz się dzieje w wielkiej Warszawie, a zawsze jedynym psychoterapeutą jest Rafalski, a ginekologiem - Koziełło.

Ogon kręci psem. Elementarna równowaga między fikcyjną akcją a historycznym tłem uczyniłaby "Potop" dużo bardziej przekonującą książką.
  • Odpowiedz