Wpis z mikrobloga

Wśród przegrywów w wieku 2x znamienne jest idealizowanie związków, tęsknota za czymś, co nie istnieje. Tymczasem rzeczywistość:

Nasza historia zaczęła się jakieś 18 lat temu, obecnie 9 po ślubie. Oboje pochodzimy z nieciekawych domów, dzieciństwo nie było usłane różami. Ja 39, ona 38 l.

Pobraliśmy się po jakiś 9 latach bycia razem...

Pracowaliśmy razem, aż pojawił się nasz syn (8 lat obecnie). Ja zmieniłem pracę, zająłem się rozwojem swojej firmy, troszkę kosztem czasu w domu. Moja żona wróciła do pracy po macierzyńskim i zaprzyjaźniła się z "koleżanką" tak czas mijał, my troszkę oddaliliśmy się od siebie, koleżanka miała wówczas męża, ale poznała kogoś innego z kim się spotykała. Moja małżonka w podobnym czasie wówczas poznała kolegę z pracy, z którym spędzała coraz więcej czasu, sms, tel. maile itd... zacząłem coś podejrzewać... Jak się okazało relacja była bliższa (był pocałunek), skończyłem ich "związek" a właściwie, dałem wówczas żonie wybór. Przepraszała, obiecywała, starała się... zmieniła pracę, poszliśmy na terapię, wydawałoby się wówczas, że przepracowaliśmy temat.

Po kilku latach, postanowiliśmy kupić dom, ja zająłem się remontem, ona z dzieckiem, tak ustaliliśmy.

Moja żona przez swoją "koleżankę" przyjaciółkę została znów ściągnięta do starej pracy, tamtego już nie było więc się zgodziłem. Przeprowadziliśmy się i się zaczęło.... Najpierw covid, później wojna, zaczęły się pojawiać jakieś kłopoty finansowe, w międzyczasie troszkę śmierci moich bliskich, mój wypadek i wiele innych problemów, ogólnie cały czas pod górkę. Znów się oddaliliśmy od siebie, jak się okazało, ja zacząłem popadać w depresję, nie bardzo miałem siłę i wolę walki o nas... Nie tak dawno, okazało się, że "przyjaciółka" znów poszła w bok... a mi zapaliła się czerwona lampka, znam jej męża a ten zdobył sporo materiałów dowodowych na jej zdradę... Zaraz po tym jak się dowiedziałem co u nich się wydarzyło, stwierdziłem że nie chcę skończyć jak oni i umówiłem nas na terapię... Moja żona stwierdziła również że chce o nas zawalczyć. No cóż jak się okazało po tygodniu za późno... ale mimo wszystko poszliśmy...

Moja żona, w dniu w którym miałem załamanie nerwowe (pół roku temu) pojechała w delegację i tego samego dnia poszła do łóżka z facetem, z którym od jakiegoś czasu pisała, dzwoniła itd... Ja wylądowałem u terapeuty wtedy a ona w łóżku u innego...

Jak się okazało, Pan, który omamił moją żonę, wykorzystał ją jak panienkę na jedną noc, ona liczyła że to coś znaczyło.... następnego dnia już bawił się z inną...

Moja żona znów poszła w bok, w tym samym czasie co jej koleżanka, w między czasie przyjaciółka mówiła jej teksty, "że ta relacja ci służy", "zawalcz o siebie", "co taka uśmiechnięta" itd... W tym samym czasie jak ona zdradzała swojego męża...

Ja jak się dowiedziałem, pękłem, wylądowałem u psychiatry, teraz ciągnę na końskich dawkach antydepresantów i tabletkach nasennych. Moja żona chce o nas walczyć, walczyć o mnie i o nasze małżeństwo, a ja nie wiem czy kiedyś jeszcze byłbym w stanie jej zaufać, nie wiem jak mógłbym się pogodzić z tym, że w dniu kiedy miałem załamanie, pękłem ona uprawiała sex z innym... Jak z tym żyć....


#przegryw
  • 4
@KorwinizacjaPrzelyku: dla normików od zawsze bardziej liczyła się amplituda emocji a nie czy to są emocje pozytywne czy negatywne. Mają być w ich życiu jakieś wzrosty, takie przejścia ze stanu negatywnego w pozytywny żeby później mogli się hełpić progresem choćby miało ich to kosztować przeżywanie zjazdów w drugą stronę. Będą to usprawiedliwiać tym, że "życie polega też na znoszeniu porażek" i faktycznie tu mają rację ale to nie jest rozwiązanie. Rozwiązanie
@KorwinizacjaPrzelyku: Z tym się akurat totalnie zgadzam. Lepiej zdecydowanie być samemu niż na siłę szukać relacji i potem skończyć jako nieszczęśliwy pantofel albo przerzucić swoje traumy na inną osobę.

Z drugiej strony w życiu nie da się uniknąć zawodów, niepowodzeń więc trzeba próbować -- nawet jeśli partner nas w przyszłości może zranić (bądź odwrotnie).